środa, 29 kwietnia 2020

Nabożeństwo Majowe

Kapliczki lub Krzyże przydrożne przy których były odprawiane Nabożeństwa Majowe były rozsiane po wszystkich terenach na których zamieszkiwali Polacy. Najbardziej rozpowszechnione były na ziemiach wschodnich, chociaż nie tylko. W innych rejonach też można znaleźć przepiękne takie miejsca kultu religijnego. Na przykład w miejscowości Kobyłka, Diecezja Warszawsko - Praska, na terenie parafii Św. Kazimierza Królewicza, przy zbiegu ulic Nałkowskiego i Wspólnej, stoi kapliczka pod którą przez wiele lat były odprawiane Nabożeństwa Majowe. Niestety w tej chwili takich zbiorowych modlitw w tym miejscu rzadko można spotkać, chociaż pojedyncze osoby nadal kultywują tą piękną tradycję i modlą się w tym miejscu. Cały czas sąsiedzi dbają, aby były kwiaty czy zapalone świeczki oraz o porządek w najbliższym otoczeniu Kapliczki. Okresowo przeprowadzane są także jej odnawiania, również z pomocą Urzędu Miasta.

Kapliczka ta została pobudowana z czerwonej cegły i następnie otynkowana - w okresie Międzywojnia, Według relacji najstarszych mieszkańców z tego terenu do jakich udało mi się dotrzeć, było to około roku 1936. W czasie II wojny światowej Kapliczka została wielokrotnie ostrzelana i poważnie uszkodzona. Tuż po wojnie jednym z pierwszych zadań postawionych sobie przez okolicznych mieszkańców, było odbudowanie Kapliczki. Przy powstaniu Kapliczka oryginalnie była bez kantów, ale przy odbudowie z powodu braku fachowego doświadczenia osób to wykonujących zostało to zmienione i w tej chwili, są to trzy piętra z czego tylko część najwyższa ma kształty zaokrąglone z oknami łukowymi. Dach jest w kształcie stożka z wypustkami, pokryty blachą, malowaną.

W miesiącu Maryjnym, w maju 2020 roku, z inicjatywy, wykonaniu oraz nakładzie własnym mieszkańców z sąsiedztwa, p. Teresy z mężem oraz przy wydajnej pomocy p. Mieczysława - Kapliczka została gruntownie odnowiona. Całość, łącznie ze ścianami oraz dachem została oczyszczona i pomalowana. Krzyż z pasyjką na szczycie dachu został naprawiony i również pomalowany. Obraz jaki tam był, został odnowiony i do każdej wnęki zostały dodane 3 nowe obrazy.

Po odnowieniu Kapliczka wygląda jak poniżej.

W tradycji kościelnej i ludowej mogą być różne scenariusze do Nabożeństwa Majowego, ale najważniejszymi częściami całego Nabożeństwa odmawianego zazwyczaj przy przydrożnych kapliczkach lub Krzyżach również bez udziału Kapłanów są: Litania Loretańska do NMP, rozważania oraz modlitwa - Pod Twoją obronę.

Nabożeństwo Majowe odmawiane jest wieczorem od 30 kwietnia i w każdym następnym dniu do końca maja. W niektórych regionach Polski (Dolny Śląsk, wschód Polski) nabożeństwa te odbywają się również w czerwcu (do trzeciej niedzieli czerwca) oraz we wrześniu (pierwszy tydzień września - ma to związek z nowiem Księżyca).

Małe kapliczki licznie rozsiane
W majowy wieczór znów rozśpiewane

     To stary zwyczaj w miesiącu maju
     Od dawnych czasów tu w naszym kraju

Maryjnej pieśni dźwięki się niosą
Gdzieś tam wysoko hen, ku niebiosom

     Na polach welon mgły już się ściele
     Tu pieśń rozbrzmiewa niczym w kościele

Matka Najświętsza, Polski Królowa
Niech w swej opiece nasz kraj zachowa

     Król Jan Kazimierz składał Jej śluby
     A naród prosił..... broń nas od zguby

Od nieszczęść, wojen i wszelkiej klęski
Odtąd wychodził zawsze zwycięski

     Czy to z rozbiorów, wrogiej nawały
     Pod Twą opieką dziś znów jest cały

Czy też gdy wrogie hordy ze wschodu
Prą, by zniweczyć wolność narodu

     Żołnierzom dałaś niezwykłe męstwo
     I Cud nad Wisłą, nasze zwycięstwo

Dziś Cię prosimy Matuchno droga
Wspieraj nas nadal, prowadź do Boga

     Niech wiara Ojców tu pozostanie
     W majowej pieśni przyjm to błaganie

Józef Jeżowski, Jeżyk 1. 05. 2013

W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. † 

Intencja

Zwracamy się do Najświętszej Maryi Panny, którą Chrystus Ukrzyżowany dał nam za Matkę z prośbą o wstawiennictwo do Pana naszego Jezusa Chrystusa o ................. oraz o ochronę przed wszelkimi epidemiami, niebezpiecznymi pogodami, niespodziewanymi zgonami i innymi nieszczęściami. Matko Boża mniej nas wszystkich w swojej opiece.

Na wstępie modlimy się lub śpiewamy:

O, Maryjo, witam Cię.
O, Maryjo, kocham Cię.
O, Maryjo, pobłogosław wszystkie dzieci swe. / całość 3x 

Bądź Pozdrowiona, Święta Boża Rodzicielko    

Niepokalana Maryjo, Najświętsza nad panny Panienko

Przyjmij nasze serca, które Ci niesiemy

Wraz z majowym kwieciem, u stóp Twych ścielemy

Bądź Pozdrowiona, Święta Boża Rodzicielko    

Niepokalana Maryjo, Najświętsza nad panny Panienko

Ave Maryja, Przeczysta Lilija

Z serc naszych śpiewamy, w miesiącu Twym - Maju.

Modlitwa Pańska

Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje; przyjdź królestwo Twoje; bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi; chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;
i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom;
i nie wódź nas na pokuszenie; ale nas zbaw od złego. Amen. 

Pozdrowienie Anielskie

Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami,
i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus.
Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej.
Amen. 

Uwielbienie Trójcy Przenajświętszej

Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi Świętemu, jak była na początku teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.

Następnie odmawiamy lub śpiewamy

Serdeczna Matko, Opiekunko ludzi

Niech Cię płacz sierot do litości wzbudzi.

Wygnańcy Ewy do Ciebie wołamy,

Zlituj się, zlituj, niech się nie tułamy.

     Do kogóż wzdychać mamy nędzne dziatki?

     Tylko do Ciebie, ukochanej Matki,

     U której serce otwarte każdemu,

     A osobliwie nędzą strapionemu.

Zasłużyliśmy, to prawda, przez złości,

By nas Bóg karał rózgą surowości,

Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze,

Szczęśliwy, kto się do Matki uciecze.

     Ty masz za sobą najmilszego Syna,

     Snadnie Go Twoja przejedna przyczyna,

     Gdy Mu przypomnisz jakoś Go karmiła,

     Łatwo Go skłonisz, o Matko przemiła.

Dla Twego Syna wszystko Bóg uczyni,

Daruje plagi, choć człowiek zawini,

Jak Cię cna Matko nie kochać serdecznie,

Gdy się skryć można pod Twój płaszcz bezpiecznie.

     Ratuj nas, ratuj Matko ukochana,

     Zagniewanego, gdy zobaczysz Pana,

     Mieczem przebite pokazuj Mu serce,

     Gdy Syna na krzyż wbijali morderce.

Dla tych boleści, któreś wycierpiała,

Kiedyś pod krzyżem Syna Swego stała.

Bóg nam daruje byśmy nie cierpieli,

Cośmy wytrzymać za złość naszą mieli.

     A gdy ujdziemy, gniewu, jak i chłosty,

     Pokaż nam Matko, tor do nieba prosty.

     Niechaj to serce kochamy na wieki,

     Z którego dotąd żyjemy opieki.

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://www.youtube.com/watch?v=NLyFGnsaIEM

Litania Loretańska do Najświętszej Maryi Panny

Litania Loretańska w wersji filmowej wraz z krótką historią umieszczona jest na moim kanale YouTube pod adresem https://www.youtube.com/watch?v=NnwxchDmzG4 lub wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem: https://youtu.be/9FXrcJzhdTA

Kyrie, elejson. Chryste, elejson. Kyrie elejson.
Chryste, usłysz nas. Chryste, wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.

Święta Maryjo, módl się za nami.
Święta Boża Rodzicielko, módl się za nami.
Święta Panno nad pannami, módl się za nami.
Matko Chrystusowa, módl się za nami.
Matko Kościoła, módl się za nami.
Matko łaski Bożej, módl się za nami.
Matko nieskalana, módl się za nami.
Matko najczystsza, módl się za nami.
Matko dziewicza, módl się za nami.
Matko nienaruszona, módl się za nami.
Matko najmilsza, módl się za nami.
Matko przedziwna, módl się za nami.
Matko dobrej rady, módl się za nami.
Matko Stworzyciela, módl się za nami.
Matko Zbawiciela, módl się za nami.
Panno roztropna, módl się za nami.
Panno czcigodna, módl się za nami.
Panno wsławiona, módl się za nami.
Panno można, módl się za nami.
Panno łaskawa, módl się za nami.
Panno wierna, módl się za nami.
Zwierciadło sprawiedliwości, módl się za nami.
Stolico mądrości, módl się za nami.
Przyczyno naszej radości, módl się za nami.
Przybytku Ducha Świętego, módl się za nami.

Przybytku chwalebny, módl się za nami.
Przybytku sławny pobożności, módl się za nami.
Różo duchowna, módl się za nami.
Wieżo Dawidowa, módl się za nami.
Wieżo z kości słoniowej, módl się za nami.
Domie złoty, módl się za nami.
Arko przymierza, módl się za nami.
Bramo niebieska, módl się za nami.
Gwiazdo zaranna, módl się za nami.
Uzdrowienie chorych, módl się za nami.
Ucieczko grzesznych, módl się za nami.
Pocieszycielko strapionych, módl się za nami.
Wspomożenie wiernych, módl się za nami.
Królowo Aniołów, módl się za nami.
Królowo Patriarchów, módl się za nami.
Królowo Proroków, módl się za nami.
Królowo Apostołów, módl się za nami.
Królowo Męczenników, módl się za nami.
Królowo Wyznawców, módl się za nami.
Królowo Dziewic, módl się za nami.
Królowo Wszystkich Świętych, módl się za nami.
Królowo bez zmazy pierworodnej poczęta, módl się za nami.
Królowo Wniebowzięta, módl się za nami.
Królowo Różańca Świętego, módl się za nami.
Królowo Rodziny, módl się za nami.

Królowo Pokoju, módl się za nami.
Królowo Polski, módl się za nami.
Królowo Świata, módl się za nami.

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie. 2x
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie. 2x
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami. 2x

Módl się za nami Święta Boża Rodzicielko.
Abyśmy się stali godnymi obietnic Pana Chrystusowych.

Módlmy się; Prosimy Cię, Panie Boże, dozwól nam sługom Twoim, cieszyć się trwałym zdrowiem duszy i ciała, a za przyczyną Najświętszej Maryi Panny, zawsze Dziewicy, racz nas uwolnić od doczesnych utrapień i obdarzyć wieczną radością. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko, naszymi prośbami nie racz gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać. Panno chwalebna i błogosławiona.

O Pani, o Pani, o Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza. Z Synem swoim nas pojednaj, Synowi swojemu nas polecaj, swojemu Synowi najmilszemu nas oddawaj. O Pani, o Pani, o Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza.

Modlitwa św. Bernarda

Pomnij, o Najświętsza Panno Maryjo, że nigdy nie słyszano, abyś opuściła tego, kto się do Ciebie ucieka. Twej pomocy wzywa, ciebie o przyczynę prosi. Tą ufnością ożywiony, do Ciebie, o Panno nad pannami i Matko, biegnę, do Ciebie, przychodzę, przed Tobą jako grzesznik płaczący staję. O matko słowa, racz nie gardzić słowami moimi, ale usłysz je łaskawie i wysłuchaj. Amen

Antyfona ku czci Najświętszej Maryi Panny

Witaj Królowo, Matko Miłosierdzia, życie, słodyczy i nadziejo nasza, witaj! Do Ciebie wołamy wygnańcy, synowie Ewy; do Ciebie wzdychamy jęcząc i płacząc na tym łez padole. Przeto, Orędowniczko nasza, one miłosierne oczy Twoje na nas zwróć, a Jezusa, błogosławiony owoc żywota Twojego, po tym wygnaniu nam okaż. O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo!

Módl się za nami święta Boża Rodzicielko.

Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych

Módlmy się. Boże, ucieczko nasza i mocy, wejrzyj łaskawie na lud Twój do Ciebie wołający i za przyczyną chwalebnej i niepokalanej Dziewicy i Matki Bożej Maryi, ze świętym jej Oblubieńcem Józefem, ze świętymi Apostołami Twoimi Piotrem i Pawłem, oraz wszystkimi Świętymi, wysłuchaj miłościwie i łaskawie prośby nasze, które za nawrócenie grzeszników, za wolność i wywyższenie świętej Matki Kościoła naszego do Ciebie zanosimy. Przez tegoż Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Pod Twoją obronę

Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża rodzicielko, naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać. Panno Chwalebna i Błogosławiona. O Pani nasza, Orędowniczko nasza, Pośredniczko nasza, Pocieszycielko nasza. Z Synem swoim nas pojednaj, Synowi swojemu nas polecaj, swojemu Synowi nas oddawaj. Amen.

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:  https://www.youtube.com/watch?v=CiR9F9Q5rBc

Rozważania majowe

Nauki majowe z 1897 roku, na poszczególne dni Nabożeństwa Majowego, znajdują się na moim Blogu pod adresem:

https://edukacjakatolicka.blogspot.com/2020/04/rozwazania-nauki-do-nabozenstwa-majowego.html

Od najdawniejszych czasów istniała tradycja odmawiania przed lub po Litanii Loretańskiej jednej cząstki Różańca Świętego przyporządkowanej do danego dnia. Poniżej podaję linki do filmów z Różańcem na moim kanału YouTube.

Niedziele i środy - Tajemnice Chwalebne

https://www.youtube.com/watch?v=XYY1B4OakGs

Poniedziałki i soboty - Tajemnice Radosne

https://www.youtube.com/watch?v=e-1Dz1aAEq4

Wtorki i piątki - Tajemnice Bolesne

https://www.youtube.com/watch?v=dxqqLkI77Qo

Czwartki - Tajemnice Światła

https://www.youtube.com/watch?v=AOP7swukuu8

Następnie modlimy się lub śpiewamy

Chwalcie łąki umajone

Chwalcie łąki umajone, Góry, doliny zielone.
Chwalcie, cieniste gaiki, Źródła i kręte strumyki! / 2x

Co igra z morza falami, W powietrzu buja skrzydłami,
Chwalcie z nami Panią Świata, Jej dłoń nasza wieniec splata. / 2x

Ona, dzieł Boskich korona, Nad Anioły wywyższona;
Choć jest Panią nieba, ziemi, Nie gardzi dary naszymi. / 2x

Wdzięcznym strumyki mruczeniem, Ptaszęta słodkim kwileniem,
I co czuje, i co żyje, Niech z nami sławi Maryję! / 2x

Pieśń maryjna ułożona przez jezuitę Karola Antoniewicza (1807-1852), muzyka: M. Mycielski

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem: https://youtu.be/HWGVqhNaziU?list=RD4Gs4tzuRoBY

 

Wybrane Pieśni Maryjne dla Nabożeństwa Majowego

Najpiękniejszy miesiąc maj
Twoim, Matko, jest od lat
Najpiękniejszy miesiąc maj,
Gdy Cię wielbi cały świat

Każde serce w taki czas
Chce dla Ciebie tylko bić,
Każde serce w taki czas
Chce dla Ciebie tylko żyć

     Boś Ty Matko zawsze w maju
     Taka żywa
     Boś tak bliska,
     Taka polska i prawdziwa,
     Błogosławisz,
     Wznosisz dłonie nad polami
     Jesteś w słońcu,
     Jesteś w kwiatach, jesteś z nami
     Boś Ty Matko zawsze w maju
     Taka żywa
     Boś tak bliska,
     Taka polska i prawdziwa,
     Błogosławisz,
     Wznosisz dłonie nad polami
     Jesteś w słońcu,
     Jesteś w kwiatach, jesteś z nami

Najpiękniejszy miesiąc maj
Twoją, chwałą Matko brzmi
Najpiękniejszy miesiąc maj,
Nie wie co to ból i łzy
Gdy się skończy Matko chciej
Sama dla nas majem być
W każdy dzień, a wtedy lżej
I radośniej będzie żyć

     Boś Ty Matko zawsze w maju
     Taka żywa
     Boś tak bliska,
     Taka polska i prawdziwa,
     Błogosławisz,
     Wznosisz dłonie nad polami
     Jesteś w słońcu,
     Jesteś w kwiatach, jesteś z nami
     Boś Ty Matko zawsze w maju
     Taka żywa
     Boś tak bliska,
     Taka polska i prawdziwa,
     Błogosławisz,
     Wznosisz dłonie nad polami
     Jesteś w słońcu,
     Jesteś w kwiatach, jesteś z nami

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://youtu.be/Lo2zJGPbCAs

1. Była cicha i piękna jak wiosna,

Żyła prosto, zwyczajnie jak my.

Ona Boga na świat nam przyniosła

I na ziemi wśród łez nowe dni zajaśniały.

               Ref.: Matka, która wszystko rozumie,

               Sercem ogarnia każdego z nas.

               Matka zobaczyć dobro w nas umie,

               Ona jest z nami w każdy czas.

2. Dzisiaj światu potrzeba dobroci,

By niepokój zwyciężyć i zło.

Trzeba ciepła, co życie ozłoci,

Trzeba Boga, więc ludziom

Nieśmy Go, tak jak Ona.

               Ref.: Matka, która wszystko rozumie,

               Sercem ogarnia każdego z nas.

               Matka zobaczyć dobro w nas umie,

               Ona jest z nami w każdy czas.

3. Życie niesie za sobą cierpienie,

Zewsząd krzyże, zawody i ból,

Serce ludzkie wśród męk i udręczenia,

Ma nadzieję, że wciąż Ona czuwa i kocha.

               Ref.: Matka, która wszystko rozumie,

               Sercem ogarnia każdego z nas.

               Matka zobaczyć dobro w nas umie,

               Ona jest z nami w każdy czas.

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://www.youtube.com/watch?v=eFIKhhGTYPY

 

Cześć Maryi, cześć i chwała, Pannie świętej cześć,

/Śpiewaj, śpiewaj ziemio cała, Hołd Jej śpiesz się nieść./ 2x

Ten, co stworzył świat wspaniały, W Niej Swą Matkę czcił,

/Jej Go ręce piastowały, Gdy dziecięciem był./ 2x

On jak Matkę Ją miłował, W posłuszeństwie żył,

/Każde słowo Jej szanował, Chociaż Bogiem był./ 2x

Dziatki lube, jeśli chcecie, Błogi żywot wieść,

/Dajcie, jako Jezus Dziecię, Pannie świętej cześć./ 2x

Czystość, cichość i pokora, To Maryi strój,

/Przez nie miała niebios Góra, Łask zyskała zdrój./ 2x

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://www.youtube.com/watch?v=KfG2Yx-u1IU

Jak szczęśliwa Polska cała
W niej Maryi kwitnie chwała
Od Bałtyku po gór szczyty
Kraj nasz płaszczem Jej okryty

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska

W Częstochowie tron swój wzniosła
Wielka, można i wyniosła
Lecz najczulsza z matek ziemi
Cierpi razem z dziećmi swemi

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska

Do Twych stóp się Polska ściele
W Jasnogórskim Twym kościele
Skąd opieka na kraj płynie
Z Tobą Polska nie zaginie

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska

Tam swych łask rozsiewa zdroje
Leczy duszy niepokoje
Każdy smutek i cierpienie
Znajdą u Niej ukojenie.

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska

Ta Królowa ukochana
Nam od Boga Matką dana
Zawsze przyjmie i pocieszy
Zawsze na ratunek spieszy

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska

Kiedy ból nam duszę zgina
Ona u stóp Boga Syna
Prośbą się za nami wstawi
Wyrwie z serca cierń, co krwawi

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska

Gwiazdą lśni nam w cieniu życia
Zorzą szczęścia na błękicie
Niźli zorza promienistsza
Niż aniołów chóry czystsza

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska

Nam za wszystkie skarby stanie
Jasnogórskie Jej władanie
Wszak świat cały nam zazdrości
Jej opieki i miłości

     Ref. Matko Boska, Królowo Polska
     O Pani nasza Częstochowska. / 2x

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://www.youtube.com/watch?v=NSLKlydots4

Ciebie na wieki wychwalać będziemy

Królowo nieba, Maryjo!

W Twojej opiece niechaj zostajemy,

Śliczna bez zmazy lilio!

Wdzięczna Estero, o Panienko święta

Tyś przez Aniołów jest do nieba wzięta, Niepokalanie poczęta.

     Na każdy moment, na każdą godzinę,

     Twojej pomocy błagamy;

     Pani Anielska, odproś naszą winę,

     Do Ciebie grzeszni wzdychamy:

     O Furto Rajska! Ucieczko grzeszników!

     O Matko Boska, ratuj niewolników! Niepokalanie poczęta!

Obróć Swe oczy, pośpiesz w utrapieniu,

Maryjo, Matko miłości!

Kto służy Tobie, nie daj go zginieniu,

Broń nas od czartowskiej złości.

Pokaż łaskę Swą, Matko litościwa,

Najświętsza Panno, bądźże szczodrobliwa! Niepokalanie poczęta!

Masz berło w ręce, znać, żeś Monarchinią,

     Masz drugie: Syna Swojego;

     Zjednaj nam łaskę w ostatnią godzinę,

     W on dzień konania naszego:

     Niech Cię chwalimy z Twym Synem społecznie,

     Jak teraz w życiu, tak i potem wiecznie, Niepokalanie poczęta!

     Przybądź, o Matko, w ostatnim terminie!

Ciebie my grzeszni wzywamy,

Na pomoc naszą w śmiertelnej godzinie:

Niechaj przy Tobie skonamy!

Ubłagaj Syna, niechaj się zmiłuje,

I żywot wieczny po śmierci daruje, Niepokalanie poczęta!

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://www.youtube.com/watch?v=glcRMwOQFXI

Wszyst­kie na­sze dzien­ne spra­wy
przyjm li­to­śnie Boże pra­wy,
A gdy bę­dziem za­sy­pia­li,
niech Cię na­wet sen nasz chwa­li.

     Two­je oczy ob­ró­co­ne
     dzień i noc pa­trzą w tę stro­nę,
     Gdzie nie­do­łęż­ność czło­wie­ka
     Two­je­go ra­tun­ku cze­ka.

Od­wra­caj noc­ne przy­go­dy,
Od wsze­la­kiej broń nas szko­dy,
Miej nas za­wsze w swo­jej pie­czy,
Stró­żu i Sę­dzio czło­wie­czy.

     A gdy już nie­bo osię­dziem,
     To­bie wspól­nie śpie­wać bę­dziem,
     Boże w Trój­cy nie­po­ję­ty,
     Świę­ty, na wiek wie­ków Świę­ty.

O Naj­święt­sza Mat­ko dro­ga
Proś za nami w nie­bie Boga
Proś i czu­waj wciąż nad nami
Ze świę­ty­mi anio­ła­mi

     A za dzień Ci dzię­ku­je­my
     O szczę­śli­wą noc pro­si­my
     Byś nas za­wsze bło­go­sła­wił
     A po śmier­ci du­szę zba­wił.

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://www.youtube.com/watch?v=3tZgID0sd1M

 

Idźmy tulmy się jak dziatki,
Do Serca Maryi Matki,
Gdy nas nęka życia trud,
Czy to winy czerni brud!
     /Idźmy, idźmy ufnym krokiem,
     Rzewnym sercem, łzawym okiem.
     To Serce zna dzieci głos,
     Odwróci bolesny cios./ 2x

Ach, to Serce dobroć sama,
Najczulszej z córek Adama,
Jest otwarte w każdy czas!
Samo szuka, wzywa nas:
     /„Pójdźcie do Mnie, dziatki moje,
     Wyczerpnijcie łaski zdroje;
     Kto Mnie znajdzie, życie ma,
     Temu Syn zbawienia da”./ 2x

To Maryi Serca chwała,
Że zgubionym Zbawcę dała;
Jemuś winien, świecie, cud,
Że Bóg zstąpił zbawić lud;
      /Pod Niem Jezusa nosiła,
      Do Niego rzewnie tuliła.
      Wychowała, by Bóg Syn
      Zgładził długi naszych win./ 2x

Więc do Ciebie, jak do Matki,
Idziem, tulim się Twe dziatki:
Matko, ulżyj życia trud!
Obmyj z serc tych winy brud!
      /Ty nas kochasz, a my Ciebie,
      O niech złączym serca w niebie!
      Matko, kto nie kocha Cię,
      Nie ma serca, ach, nie, nie!/ 2x

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://www.youtube.com/watch?v=QsYFYYhPgk0

Maryjo Królowo Polski

Maryjo Królowo Polski;

Maryjo Królowo Polski;

Jestem przy Tobie pamiętam,

Jestem przy Tobie pamiętam;

Czuwam

     Maryjo Królowo Polski;

     Maryjo Królowo Polski;

     Jestem przy Tobie pamiętam,

     Jestem przy Tobie pamiętam;

     Czuwam

Maryjo Królowo Polski;

Maryjo Królowo Polski;

Jestem przy Tobie pamiętam,

Jestem przy Tobie pamiętam;

Czuwam

Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://youtu.be/LLvOJ6-qK_M

Pieśń na błogosławieństwo

1. Gdzie w uroczystej cichości,
W Najświętszym Sakramencie
Ła­ski zlewa w obfitości
Jezus w każdym momencie.

     Ref.: Tam chciałbym spocząć,
     Tam chciałbym być,
     Tam przy Sercu, Jezu, Twoim żyć.

2. Gdzie On żyje dla grzeszników,
Dla Kościoła swojego,
Gdzie pociesza wę­drowników,
Wśród życia burzliwego.

     Ref.: Tam chciałbym spocząć,
     Tam chciałbym być,
     Tam przy Sercu, Jezu, Twoim żyć.

3. Gdzie On jest nauczycielem
Wzorem wszystkich świętych cnót
Gdzie pro­wadzi On z weselem
Dusze do niebie­skich wrót.

     Ref.: Tam chciałbym spocząć,
     Tam chciałbym być,
     Tam przy Sercu, Jezu, Twoim żyć.
Wersję śpiewaną można znaleźć w Internecie pod adresem:

https://youtu.be/tY6pbzsy490

Modlitwa Błogosławieństwa

Niech Bóg będzie zawsze przed nami,
aby nam pokazać właściwą drogę.

     Niechaj Bóg będzie zawsze obok nas,
     aby nas trzymać w swoich ramionach
     i nas ochraniać.

Niechaj Bóg będzie zawsze za nami,
aby nas zachować od ciosów złych ludzi.

     Niechaj Bóg będzie zawsze pod nami,
     aby nas pochwycić, gdy upadniemy i
     wyciągnąć nas z matni.

Niechaj Bóg będzie zawsze w nas,
aby nas pocieszyć, gdy ogarnie nas smutek.

     Niechaj Bóg będzie zawsze dookoła nas,
     aby nas obronić, gdy inni atakują.

Niechaj Bóg będzie zawsze ponad nami,
aby nam błogosławić.

     Tak niech nam błogosławi dobry Bóg

     Amen

Modlitwa do Świętego Michała Archanioła wg papieża Leona XIII. (13.X 1884 r. Rzym)

Święty Michale Archaniele, broń nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź nam obroną. Niech go Bóg poskromić raczy, pokornie o to prosimy, a Ty, Książę wojska niebieskiego, szatana i inne złe duchy, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, Mocą Bożą strąć do piekła.

Amen. † 

Suplikacja “Święty Boże, Święty Mocny”

Święty Boże, Święty Mocny, Święty i Nieśmiertelny, - zmiłuj się nad nami!

Święty Boże, Święty Mocny, Święty i Nieśmiertelny, - zmiłuj się nad nami!

Święty Boże, Święty Mocny, Święty i Nieśmiertelny, - zmiłuj się nad nami!

     Od powietrza, głodu, ognia i wojny, - wybaw nas Panie!

     Od powietrza, głodu, ognia i wojny, - wybaw nas Panie!

     Od powietrza, głodu, ognia i wojny, - wybaw nas Panie!

Od nagłej i niespodziewanej śmierci, - zachowaj nas Panie!

Od nagłej i niespodziewanej śmierci, - zachowaj nas Panie!

Od nagłej i niespodziewanej śmierci, - zachowaj nas Panie!

     My grzeszni, Ciebie Boga prosimy, - wysłuchaj nas Panie!

     My grzeszni, Ciebie Boga prosimy, - wysłuchaj nas Panie!
     My grzeszni, Ciebie Boga prosimy, - wysłuchaj nas Panie!

Matko uproś, Matko ubłagaj, o Matko, Matko Boska, - przyczyń się za nami!

Matko uproś, Matko ubłagaj, o Matko, Matko Boska, - przyczyń się za nami!

Matko uproś, Matko ubłagaj, o Matko, Matko Boska, - przyczyń się za nami!

W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. † 

Szczęść Boże i miłych Majówek z Panem Bogiem i Jego Rodzicielką - Najświętszą Maryją Zawsze Dziewicą

Kod QR do tego wpisu

 

 

 

 

 

 

Strona
Ten link przenosi na górę strony

Rozważania / Nauki do Nabożeństwa Majowego

Nauki majowe zostały zaczerpnięte z poniższej książki.

Nauka na 30 kwietnia

Witaj Królowo Nieba! - z piersi naszych wydobywa się pieśń, jako powitanie w pierwszym, szczęśliwie doczekanym dniu nabożeństwa majowego na cześć Maryi.

Witaj Królowo Nieba! - woła gromadka pobożnych, pada na kolana i, jak umie, wielbi Maryję. A gdy zapytacie gromadkę, dlaczego to czyni, odpowie wam szczerze: bo to Matka nasza, Matka wszystkich ludzi.

Cóż Ją taką uczyniło? - Wpatrzmy się w postać Maryi.

Niepokalanie poczęta Dziewica, święta życiem swoim, święta, bo łaski Bożej pełna, staje się Matką Zbawiciela, daje światu Boga w postać ludzką przyobleczonego, żeby mógł nauką świętą przygotować narody do zbawienia, a zapewnić je męką i śmiercią krzyżową. Cudowna karta w historii rodzaju ludzkiego. Grzech przybił ludzi do ziemi, zasłonił niebo. Za pierwszym grzechem szły następne, a za grzechami ciągnęły rozliczne nieszczęścia, jak za dymem ogień pożerający. Ciemność osłaniała dusze, które, szukając wyjścia, tłukły się o ściany otchłani, nasłuchiwały, azali kto je nie woła, aby za głosem wyjście znaleźć dla siebie mogły do prawdy jedynej.

Zbyteczna może powtarzać wszystkie szczegóły błądzenia po manowcach rodzaju ludzkiego przed przyjściem Zbawiciela, - zbyteczna, bo chyba każdy zna cierpienie głodu i pragnienia, kiedy jedynie na pamięci mamy chleb i wodę, kiedy widmo pokarmu i napoju dręczy członki nieszczęśliwego. Ale o ile dotkliwsze są cierpienia głodu ducha i serca; gdy chcą być nakarmione chlebem prawdy, gdy łakną napoju boskiego?

Mojżesz wprawdzie wyjednał modłami swymi dla żydów na puszczy pokarm ciała w postaci manny; uderzył w skałę i wytrysnęło źródło wody ożywczej. Uwielbiano go za to jako dobroczyńcę, a przecież posilił tylko ciało, a ducha ich pokrzepiał zaledwie nadzieją przyszłego zbawienia.

Nie chleba, ale zbawienia pragnęły rzesze ludzkie i wyciągały po nie ręce omdlewające. Długo tak trzymały błagalnie, aż nareszcie podała im Zbawiciela - Maryja. I natychmiast przeistacza się życie ludzkie na ziemi. Obok wiary i nadziei odtąd panuje w sercach chrześcijan królowa cnót - miłość, jako odbicie z najświętszego serca Chrystusa, ogarniającego ogniem miłości świat cały. Miłość Boga i bliźniego staje się źródłem i przyczyną zbawienia. Z niej, jako cnót królowej, droga wije się do królestwa Bożego na ziemi i w niebie.

Miłość objawia Boga już jako Ojca miłosiernego, a ludzi wszystkich bez wyjątku, spaja w jedną rodzinę, której członkowie tak są bliscy dla siebie, iż odtąd zawsze nazywać się będą bliźnimi.

Miłość tę słusznie Kościół święty nazywa ogniem, płomieniem, bo siła jej pochłania wszystko, co godne spalenia, a roztapia, potęguje, co potężnym być winno; więc serce chrześcijanina pod wpływem ognia świętej miłości skrzydła swe rozpina i za przykładem Zbawiciela obejmuje cały rodzaj ludzki; więc uczynki nawet drobne stają się przez tę miłość ziarnami gorczycznymi, z których wyrastają drzewa wielkie, obraz zasługi na królestwo Boże.

Miłość tedy zbliżyła Boga do ludzi, a ludzi do Boga. Stało się to wyraźnie w oświetleniu niebiańskim podczas nocy betlejemskiej, kiedy Maryja ukazała się światu, jako uosobienie tej Bożej miłości, podając Zbawiciela. A świat przyjmując z rąk Najświętszej Maryi Dziecię Boże, zawołał wdzięcznie i radośnie: Matko Boża! To imię odtąd zlewa się z postacią Maryi, wyraża Jej posłannictwo i ofiarę, jaką złożyła Bogu i ludziom.

Oto dlaczego wierni chrześcijanie tak garną się do Maryi. Ona jest Matką naszą, bo Matką Zbawiciela naszego. Ofiara Syna Bożego nastąpiła dopiero po ofierze Matki Najświętszej. Golgotą było naprzód serce Matki Bolesnej: „niechaj mi się stanie według słowa Twego”. W tym uwydatnia się nie tylko pokora, ale i wielka miłość do Boga i ludzi. Niechaj się spełni wola Boża i wieczne szczęście ludzi.

Spełniając tę ofiarę Maryja objawiła serca swego święte pragnienie, żeby przenajdroższą krwią Jej Syna wszyscy byli odkupienia, a więc Maryja kocha ludzi, a więc nigdy nie odmówi im swej pomocy, orędownictwa, wybłagującego dla nieszczęśliwych na tym padole ratunek skuteczny, bo ratunek Boży.

Wielką i potężną uczynił Cię Bóg, Maryjo. Ale w tym zasługa Twoja, że sercem czystym, niepokalanym łaski Boże przyjęłaś.

Do serca Twego, Matko Boża i nasza, puka gromadka chrześcijan, żebyś przemożną stała się przyczyną jej uszczęśliwienia. Żeby jednak to nastąpić mogło, gromadko pobożna, pamiętaj o ważnym warunku zjednania sobie Jej opieki: trzeba nad sobą pracować. Z podobieństwa dzieci poznajmy ich matkę; nie tylko wszakże z podobieństwa rysów twarzy, ale nade wszystko z podobieństwa duchowego. Jeżeli tedy naprawdę pragniemy stać się dziećmi Maryi, a przeto zjednać Jej orędownictwo, to usilnie starajmy się naśladować Jej życie święte, niepokalane. - Amen.

Nauka na 1 maja

O miłości Najświętszej Maryi do Boga.

Każdy człowiek cośkolwiek ukochać musi i to nazywamy życiem czynnym. Na tych zaś, co powiadają, że dla nich wszystko zobojętniało, niczego nie pragną, nic ich nie pociąga, zwykliśmy patrzeć jak na zmarłych jeszcze za życia; podobni są oni do liści zimowych na grabinie: wiszą wprawdzie na gałęziach, ale nie czerpią soków żywotnych z pnia rodzinnego; są martwe, czekają na silniejszy podmuch wiatru wiosennego, żeby wtedy bez opłakania wzajemnego opuścić swe stanowisko. Są to groby pobielane, drzewa bez owoców; próżne naczynia, żal budzące w głodnych; odłogiem leżące pole, na których spoczęło Boże przekleństwo.

Taka martwota, to znak zły. Po Sodomie i Gomorze powstało jezioro, ale - martwe; nic w nim żyć nie może. Po życiu grzesznym, wyniszczającym najszlachetniejsze soki ducha, nastają lata zgrzybiałości, puste, głuche, jak puszcza, spalona żarem słońca. Zapewne, niekiedy nadzwyczajne kłopoty, niepowodzenia tak zmęczą, tak wyczerpią człowieka, że potem zostaje tylko sucha łodyga, niezdolna zakwitnąć żywszym uczuciem, świeżą gotowością do boju z przeciwnościami. Atoli o tym powiedzieć trzeba, że widocznie maluczki tam jeno tlał płomyk miłości, kiedy skonał przedwcześnie.

Na błogosławionego Hioba wszystkie spadły klęski, jakich człowiek doświadczyć może. Stracił majątek, pogrzebał dzieci ukochane, przyjaciele odwrócili się haniebnie, żona urągała, a ciało toczyły rany. Cóż go jeszcze dotkliwszego spotkać mogło? Zdaje się, wszystkie nieszczęścia uzbroiły się przeciw niemu, żeby go zgnębić, serce ostudzić zupełnie. A jednak mimo to woła Hiob z tryumfem: „Bóg dał, Bóg wziął, niech będzie Imię Jego błogosławione”. Oto wzór niespożytej miłości. Wobec jej potęgi wszelka przeciwność staje się bezsilną. Nie muskuły tedy zwyciężają, ale majestat miłości, stale i czynnie skierowanej ku jednemu celowi. Na tę prawdę składają się przykłady wieków.

Święci i bohaterowie chrześcijańscy nigdy nie powiedzieli: dosyć! Św. Wawrzyniec prosił kata, żeby go na drugi bok, jeszcze niespalony obrócił. A przeciwieństwem jego jest ów cień człowieka co jeszcze chodzi, oczy otwiera, ale już martwy, wycofany z szeregów rzeszy pracowitej. Już zamknął rachunki swoje, zrzekł się zwycięstwa, jak żołnierz, uciekający z placu boju, który pustkę własnego ducha usiłuje tłumaczyć - brakiem nabojów. W przecież greccy żołnierze, gdy na morzu walczyli z nieprzyjacielem, czepiali się rękoma jego łodzi; potem kiedy im palce obcinano, zębami chwytali się brzegów statku - „Cierpieć, albo umrzeć!” woła św. Teresa, bo dla serca, przejętego ogniem świętej miłości, wcale nie straszne są bóle i śmierć.

Podczas epidemii w Mediolanie zdrowi uciekali, zamiast ratować chorych nieszczęśliwych. Uciekali nikczemni tchórze z obawy śmierci, bo serca ich skąpe zaledwie wystarczały na miłość własną. Ale św. Karol Boromeusz, biskup mediolański, został i bardzo troskliwie pielęgnował cierpiących. Bardzie cenił bliźnich niż lękał się śmierci. Naśladował wiernie Chrystusa, który, aby zbawić rodzaj ludzki, podjął śmierć krzyżową.

Czyż tedy obojętny, wyczerpany człowiek nie jest okrutnym, niepożytecznym, a częstokroć zgoła szkodliwym? I dla tego św. Jan powiedział tę przerażającą prawdę: „Ale iżeś letni, a ani zimny, ani gorący: pocznę cię wyrzucać z ust moich”. Letni - to sługa ospały, leniwy, który z pomrukiwaniem gniewa się, gdy mu kto bezmyślną drzemkę przerywa. Ciężki, twardy, niczym niewzruszony. Nie budźcie go, bo już umarły, jeno macajcie jak trzodę przed targiem na słoninę.

Odwróćcie oczy od smutnego nad wyraz obrazu, a przejdźmy do słów na początku nauki wyrzeczonych, że każdy niemal człowiek cośkolwiek ukochać musi. Ale samo to nie jest jeszcze zasługą. Miłość bowiem jest różna, jak różne są przedmioty, do których skierowana. Jest dobrą lub złą względnie do tego, co człowiek ukochał. „Powiedz mi, co lubisz, a powiem ci kim jesteś”. To wcale nie wróżba tajemnicza, ale oczywista prawda.

Wszystkie stworzenia łączą się wzajemnie, zależne są od siebie, jedne drugim udzielają, jedne od drugich biorą. Kwiat pije rosę, powietrze, a człowiek przykłady, myśli, uczucia i to z tych właśnie pije, które ukochał. Kwiaty, pijąc rosę i powietrze, nie zamieniają się ani w rosę, ani w powietrze, ale korzystają z tych posiłków, żeby rozwinąć się doskonale. Jeżeli jednak zamiast czystej rosy dasz kwiatom błoto, a zamiast świeżego powietrza - zaduszne, cuchnące, cóż wtedy stanie się z kwiatami? Oto napojone trucizną zwiędną i zginą marnie! To samo dzieje się z każdym człowiekiem, co św. Augustyn pięknie wyraził: „jeżeliś ziemię ukochał, - ziemią się staniesz, a jeżeli Boga - Bóg cię do siebie zbliży”.

Święte przykłady do świętości pobudzają, a złe przykłady tłumnie ciągną za sobą złe myśli i takież uczynki. Kto ukochał całym sercem to, co jest czyste, piękne i dobre, ten, zaprawdę, dobrym jest człowiekiem.

Gdzież atoli szukać najniezawodniej doskonałych przykładów dla zbudowania siebie? Oto słuchajmy, co o tym Pan Jezus mówi: „Bądźcie tedy doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonałym jest” (św. Mateusz 5, 48). A dalej: uczcie sie ode mnie, żem jest cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek duszom waszym” (św. Mateusz 11, 29). Kto miłuje Boga, miłuje Jego doskonałość, świętość, dobroć, miłosierdzie, a przeto pracuje nad sobą, żeby być doskonałym, świętym, dobrym, miłosiernym. Jako ty człowiecze, gdy widzisz w kim przychylność dla ciebie, nie odpychasz, ale pomagasz, tak Bóg najlepszy, widząc dla siebie w stworzeniu miłość, pomaga mu darami Ducha św. łaskami, żeby nieustannie kroczył po drodze doskonałości. A lubo ta droga jest nieskończona, jak nieskończoną jest doskonałość Ojca w niebiesiech, to wszakże nie zniechęca stworzenia, owszem napełnia radością, że każdy dzień życia nie jest stracony, gdyż wzmoże siły ducha.

Taką właśnie niezmęczoną pracowniczką na drodze doskonałości według wzoru Bożego była Najświętsza Maryja. Miłowała Pana Boga całym sercem, całą duszą. Życie Jej było niepokalanie czyste, a każda jego chwila napełniona modlitwą i wykonaniem uczynków dobrych. Pod osłoną świątyni żyła prawie samotnie w skupieniu ducha, całą siebie ofiarując jedynemu Bogu. Łaska Boża, jak rosa niebieska, poiła tę przecudną liliję, żeby stać się mogła ozdobą nieba i ziemi; a Duch św. napełniał Jej duszę darami wszystkimi, posilał Jej ręce, żeby umiała na zawsze połączyć ziemię z Niebem, bo wybrał Ją Pan na Matkę zbawienia. Wszechmocny Bóg, grzeszny rodzaj ludzki i Najświętsza Maryja - oto trzy części obrazu, przed którym stajemy w chwili, gdy ma się spełnić pojednanie ludzi z Bogiem. Żniwo gotowe, bo oto z łana ziemi wybujał przepiękny kwiat lilji i, wzniósłszy kielich ku Niebu, błaga w pokorze o miłosierdzie. I modlitwa została przyjęta - i ten kielich Bóg wybrał na święte naczynie odkupienia grzesznych ludzi: „A słowo stało się ciałem i mieszkało między nami”.

Oto oczywisty dowód doskonałości Maryi. Ukochawszy nade wszystko Pana Boga, poiła się Jego doskonałością. Za tę najtroskliwszą pracę otrzymała też największą nagrodę. Oto przykład zachęcający wszystkie dobre dusze do naśladowania Najświętszej Maryi, jeżeli pragną Bożej nagrody: szczęścia na ziemi i chwały w Niebie na wieki. Amen.

Nauka na 2 maja

O miłości Najświętszej Maryi do ludzi.

Wpatrując się w życie Najświętszej Maryi częstokroć walny błąd popełniamy, który nawet nazwać można ujmą czci dla Nieba Królowej, a wielką krzywdę dusz naszych, albowiem zdaje się nam, żeśmy jedynie zachwyt swój aż do potęgi uwielbienia podnieść powinni, rozważając Jej niepokalanie czystą duszę, ozdobioną wszelkimi cnotami. Zapewne, niepodobna powstrzymać się od wysławiania chwalebnego Jej żywota. „Wszystka jesteś piękna, przyjaciółko moja”, jak kościół Święty uwielbiające słowa Pisma Świętego do Najświętszej Maryi stosuje. Człowiek musi głośno wyrazić swój zachwyt, gdy patrzy na Piękno, Doskonałość. Ale przecież wrażenie stąd odniesione powinno łączyć się z głębią duszy, poruszyć serce, obudzić myśli, a następnie pobudzić wolę do naśladowania tego, czym się zachwyciliśmy. Taki jest obowiązek chrześcijański doskonalenia się według wzoru Świętych Pańskich.

Kto wielbi Maryję szczerze, niezawodnie też pracowicie naśladować Ją pragnie. Jedno z drugiego wypływa, jak ciepło z światła. Uwielbiamy Maryję za Jej najdoskonalszą miłość dla Ojca w Niebiesiech - i naśladujemy ochotnie; uwielbiamy za niezgłębioną miłość dla ludzi - i naśladować usiłujemy.

Któż, śmiało zapytajmy, tak ukochał ludzi, jak Najświętsza Maryja? Poznała wszystkie ich boleści, nieszczęścia i gorąco pragnęła dla nich Zbawiciela, żeby dał im szczęście zupełne. Rozumiała wszakże zadanie Mesjasza, że musi krwawą pracą, jako najświętszą ofiarą zbawić rodzaj ludzki. A jednak gdy Bóg Jej zwiastował przez anioła, że właśnie wybraną została na Matkę - Baranka Bożego, przyjęła wyrok pogodnym słowem: „oto ja służebnica Pańska”. Boże, czyń ze mną według Twej świętej woli, abym tym przyczynić się mogła do Twej chwały i zbawienia ludzi.

Zostaje najświętsza Maryja Panna Matką Zbawiciela. To dziecię, któremu świat cały hołd składa, które nade wszystko Maryja umiłowała, przeznaczone jest na krwawą ofiarę. Natchniony starzec Symeon i Anna prorokini zapowiadają Maryi, że będzie Matką Bolesną. Wie o tym, nie waha sie, nie rozpacza, ale zawsze powtarza jedno, całym sercem Bogu oddana: „niechaj mi się stanie według słowa Twego”. Gotowa już jest dzielić ofiarę przenajświętszą Syna jedynego, bo tu chodzi o wieczne szczęście ludzi, których tak gorąco, tak głęboko umiłowała.

Biedny rodzaj ludzki potrzebuje nauki Bożej, żeby szedł drogą prawdy, drogą przykazań Boskich, drogą wiodącą do Nieba. Da mu to Zbawiciel, ale ciężko pracować musi nad rolą twardą; wielu mieć będzie nieprzyjaciół, którzy go dręczyć, prześladować będą; nie zazna w życiu ziemskim słodyczy, nie znajdzie przytułku, nie będzie miał gdzie głowy skłonić. Cierpieniem własnym zrobi wyłomy w sercach ludzkich na promienie łaski Bożej. Nareszcie zabiją jako Baranka ofiarnego, aby ta śmierć przecież otworzyła ludziom oczy na - prawdy Boże. Krwawa ściele się droga Dziecięciu Jezus, które Matka Boża tak kocha nade wszystko. Patrz w to serce Maryi każda matko chrześcijańska. Czy uwielbiasz w nim miłość dla Boga i ludzi? I czyś gotowa je naśladować?

Pociecha twoja rozkosznie zasypia na twym łonie, sen zwołujesz pocałunkami, a siebie odurzasz marzeniem o wspaniałej przyszłości maleństwa. Żądasz dla n iego hołdów świata całego, żeby wszystkie bogactwa słały się pod jego stopami, a wszelka pomyślność pilnowała godzin jego życia. Niech on będzie szczęśliwy! - wołasz rozpromieniona miłością dziecięcia, ale nie myślisz o tym, czy inni ludzie będą szczęśliwi, albo może nawet oni własnym szczęściem płacić będą za szczęście twej pociechy! Ach, niech cierpi świat cały, co mi do tego. Jam jest matką jego, niech on będzie szczęśliwy! To głos wprawdzie matki, ale nie chrześcijanki, nie sługi Maryi.

Matka chrześcijańska ogranicza zapały serca macierzyńskiego. Dała światu dziecię; a czy będzie szczęśliwe? Na to pytanie odpowiada, jak chrześcijanka: niech będzie szczęśliwe, ale w granicach szczęścia bliźnich i chwały Bożej. Nie chcę nazywać się matką twoją, jeżeli wyrośniesz na nieszczęście dzieci Bożych. Daję cię światu, ale składam w ręce Boga: pracuj w pocie czoła, cierp mężnie i niech w tobie i przez ciebie zawsze zwycięża miłość najdoskonalsza. Wtedy, o dziecię, rozradujesz serce matki chrześcijańskiej.

Ale jeżeli zechcesz tuczyć się krzywdą ludzką, jeżeli uczynkami złymi pomnożysz cierpienia bliźnich - nie chcę być z tobą, bo nie byłabym z Chrystusem i Jego Matką Najświętszą, a z Nimi żyć pragnę wiecznie i nawet dziecię moje z Nimi mnie nie rozłączy. Oto granica miłości macierzyńskiej. Czy jednak o tej granicy pamiętają matki, zaślepione miłością swych dzieci? - Dziecię dla nich staje się Bogiem, a przykazaniami - jego pożądania. Nie rachuje się taka matka z miłością Boga i bliźnich. Cóż ją to obchodzi? Jednego pożąda: aby jej dziecię było szczęśliwe, a jego szczęście w tym widzi, żeby miało wszystko, czego zapragnie. Nie rozbiera wcale, azali to jest dobre lub złe. Nie matka dziecię, ale odwrotnie: dziecię matkę prowadzi, staje się jej nauczycielem złego, a raczej ono zamyka matce oczy, podbija wyłącznie dla siebie jej serce i wtedy matka niby usprawiedliwia się tym, że jedynie żyje dla szczęścia dziecka. Staje się zupełną współwinowajczynią wszelkich zbrodni, jakie jej dziecię w pogoni za szczęściem popełnia i nadal popełniać będzie.

Czy będą kiedykolwiek szczęśliwi? Nigdy. Alboż można być szczęśliwym, przestępując przykazanie Boże? To pomiatanie tedy niedługo każe czekać na najsmutniejsze następstwa, kiedy matce i dziecku otwiera kara Boża oczy: widzą się zaplątani w sieci błędu prawie bez wyjścia. Złorzeczą sobie nawzajem i z przekleństwem giną na wieki. Okropny to widok dzieci wielu i matek, które nieszczerze uwielbiały Maryję, a przeto wcale Jej nie naśladowały.

Maryjo, Matko Zbawiciela naszego, najdoskonalszy wzorze wszystkich matek, patrzysz na nędzę ludzką i serce Twoje miłosierne płacze nad tymi, którym się zdaje, że kochają Ciebie, ale - nie chcą iść za Tobą. Dlaczego nie chcą? Ach, bo przeraża ich Twoja ofiara na Golgocie. To co im dałaś, wdzięcznie przyjmują. Ale to, czego żądasz od nich, nie chcą zrozumieć. Uderz Matko Boża w te serca twarde, przymuś je, żeby i one dokładnie spełniły święty macierzyński obowiązek na pożytek bliźnim, a na chwałę jedynemu Bogu w Trójcy Świętej, któremu niech będzie cześć na wieki wieków. Amen.

Nauka na 3 maja

Obowiązki matek.

Staje Maryja z Dzieciątkiem Jezus na progu świątyni jerozolimskiej, żeby publicznie powtórzyć cichą swego serca ofiarę. To Jej dziecię, ale nie do niej należy. Ona jest matką Jego, opiekunką, ale nie właścicielką. Ona kocha Syna, ale nie samolubnie. Życie Jego z ciebie Matko, ale nie dla Ciebie. Przed Nim posłannictwo wyraźne: „Ojciec posłał”. Ma wyzwać do walki upornej na śmierć i życie wszystkich wrogów królestwa Bożego; pracować do krwawego potu na roli spragnionej wprawdzie dżdżu z niebios, ale zdziczałej, przesądnej, wahającej się, bojaźliwej. Przed Nim czeka droga na Kalwarię.

Dziś bezpieczny jeszcze, rośnie otulony ciepłem serdecznym miłości macierzyńskiej Maryi, ale rośnie nie dla Matki. Wie o tym Najświętsza Matka, co zresztą słyszy powtórzone w natchnionej mowie starca Symeona. „Oto ten położon jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak któremu sprzeciwiać się będą. I duszę twą własną przeniknie miecz”. Przyjęła depozyt boski, ale w tym depozycie jest i Jej serce. Ma poruczony opiece skarb, dziecię najdroższe, ale nie może przeczyć powołaniu Jego; musi teraz opiekować się nim, aby potem poszedł do Niej do pracy ciężkiej i męki sromotnej, zakończonej śmiercią krzyżową. Zawsze tedy tylko Matka Bolesna.

Patrzcie na Nią, matki chrześcijańskie, i poznajcie obowiązki macierzyńskie. Przynosicie do kościoła Chrystusowego dzieci swoje, żeby je Bogu ofiarować. Czy szczerym sercem spełniacie tę ofiarę? A może jedynie czynicie to gwoli zwyczajowi? Ależ nawet choćbyście nie potrafiły ofiarować je Bogu, one nie są wasze. Z was życie wzięły, przy was rosnąć będą, ale nie są one waszą własnością, z którymi mogłybyście uczynić co się wam podoba. Każdy bowiem powołanie ma wytknięte, a przeniewierzyć się mu nic może pod groźbą niebłogosławieństwa Bożego.

„Bojowaniem jest żywot człowieka”. Do tego boju dzieci wasze sposobić się muszą tak, żeby zawczasu  zwycięstwo miały zapewnione. A przeto, matko chrześcijańska, nie możesz, nie powinnaś patrzeć tylko na dzień dzisiejszy twego pacholęcia. Obowiązki twoje nakazują ci przewidywać już przy kolebce przyszłe, najodleglejsze jego godziny.

Czy więc pracujesz teraz rzetelnie na przyszłą pomyślność dziecka ukochanego? A może, odurzona rozkoszną chwilą dzisiejszą, jedynie pieścisz się maleństwem? Uradowana tym, że jesteś matką, że masz dziecinę, pragniesz sobie raczej, niż dziecięciu dogodzić, więc je pieścisz, całujesz, ubierasz kolorowymi gałgankami, akurat tak, jak pierwsza lepsza dzieweczka lalkę?

Alboż mało takich matek? Nie wiadomo wszakże jak je nazywać, czy nieszczęśliwymi, czy też matkami nieszczęśliwych dzieci, to pewna tylko, że za chwilę rozkoszy, z pieszczot zmysłowych płynącej, oboje potem zapłacić muszą wielu cierpieniami. Życie bowiem nie jest igraszką. Droga nie patrzy, kto po niej stąpa: ślepy czy zdrowy, chromy czy szybkobieg. Sama droga nie usunie kamieni, wyboi nie zrówna, chropowatości nie zgładzi. Jeżeli ślepy potknie się o kamień i upadłszy, zrani się boleśnie, niechże nie narzeka na drogę. Jeżeli wątłego zmęczą wyboje, niechże upadku sił własnych nie przypisuje szkaradnej drodze.

„Bojownikiem jest żywot człowieka”. Do boju powinni stanąć doskonale wyćwiczeni żołnierze, jeżeli chcą zwyciężyć. A co powiedzielibyśmy, gdyby do boju biegli ci i owi zgoła bez broni, śmiejący się, szydzący? Zapewne przerażeni wołalibyśmy, żeby wrócili, żeby nie narażali się na śmierć niezawodną. A jednak niestety, dosyć często zdarzają się nie śmiałkowie, bo nie mają nawet pojęcia o niebezpieczeństwach, do których ślepo sami wyciągają ręce, ale nieszczęśliwe ofiary, źle przygotowane do życia, do boju. Wołać, żeby  wróciły daremnie, bo dokąd wrócą? Czy do lat dziecinnych, żeby ponownie poddać się już rozumnej pracy wychowawczej? - niepodobna, bo czas nie wraca, lata młodości już przepadły w otchłani przeszłości. Czy wołać, żeby teraz przynajmniej opamiętali się i przygotowali choć pospiesznie? I to częstokroć jedynie jest głosem wołającego na puszczy, bo nie uwierzą przestrogom, bo pogardzą radami, gdyż są leniwi, albo już cofać się za późno, więc idą dalej, borykają się i giną. I strasznie giną, biedni ludzie!

Wobec Ciebie, Maryjo, Matko Najlepsza, wyznajcie matki chrześcijańskie, że nieszczęścia ludzi - dzieci waszych - nie tylko wynikają z ich winy. Wielu powiedzieć musi: cierpimy za winy ojców i matek.

Zapytajmy atoli którą matkę: matko, czy pochwalasz zdanie takie: bawmy się, hulajmy, póki służą lata? Odpowiesz słusznie oburzona, że kto rządzi sie podobnym zdaniem, nieuchronnie gotuje sobie nieszczęście. A jednak z ręką na sercu przyznaj się matko, że postępujesz sama według tego właśnie i przez ciebie potępionego zdania, bo co robisz z twoją dzieciną? Bawisz sie, pieścisz, poddajesz rozkoszy macierzyństwa. „Tyle naszego” - powiadasz. „Teraz je pieszczę, pobawię, ubiorę, bo potem ludzie pieścić go nie będą.

Ależ matko, nikt pieszczot twoich nie potępia; wszakże osądź roztropnie, że pieszczoty i wszelakie dogadzania rozkapryszonemu dziecku jeszcze nie zapełniają głębokości obowiązków matki. Pieść zresztą, całuj, dogadzaj, bo to dziecko twoje, ale zarazem pamiętaj zawsze, że to dziecię gotuje się do życia twardego, że ono kiedyś będzie miało chwile ciężkie.

Dziś matko, z samej siebie bierz obfitą naukę. Wspomnij, ileś w ciągu życia twego wypiła goryczy? Ileż przykrości doznałaś, zawodów; ileż razy doświadczałaś niepowodzenia jedynie jako następstwa błędów twoich? Cóż ci życie twoje powiada? Może chciałabyś je na nowo rozpocząć, żeby inaczej, lepiej przygotować się do niego? Ależ to niepodobna; już nie wrócisz do własnej kolebki. Za to dziecięciu twojemu bardzo przydadzą się twoje doświadczenia. Zrób swoje poprawki w jego wychowaniu.

Poznałaś niejednokrotnie w biegu życia potrzebę bogobojności, więc pracuj nad obudzeniem w dziecięciu miłości i bojaźni Bożej. Słuchaj, co o tym mówi Stary Testament: „Bojaźń Pańska ucieszy serce i da radość i wesele i długi żywot” (Księga Koheleta 1, 12-14, 16), „Temu kto się Pana boi, będzie się dobrze działo, a w dzień śmierci swej będzie błogosławiony”. „Miłość Boga - mądrość poczciwa” a „początek mądrości - bojaźń Pańska”; następnie staje się „bojaźń Pańska - koroną mądrości”. To oczywiste, bo „kto się Boga boi, będzie czynił dobrze, a kto się trzyma sprawiedliwości, dostanie jej”. Zresztą zgodzisz się i na to, że „lepszy jest jeden bojący się Boga, niźli tysiąc synów niezbożnych. I lepiej jest umrzeć bez potomstwa, niźli zostawić syny niepobożne”.

Nieraz matko, uczułaś niezawodnie bardzo dotkliwie brak w ludziach miłości bliźniego. O, ratuj dziecię od tej obojętności; pilnuj troskliwie w sercu jego tę drogocenną cnotę, niech serdecznie kocha wszystkich ludzi. Przekonałaś się zapewne, jak zgubnymi są dla ludzi: lenistwo, ciemnota, nieuctwo. Usilnie tedy staraj się o to, żeby dzieci twoje posiadały dary Boże: pracy, nauki. Alboż wreszcie nie uderzały cię w życiu straszne skutki: pychy, kłótliwości, łakomstwa? Oto masz w samej sobie potężną pobudkę do ustrzeżenia dzieci od tylu nieszczęść. Pieść, baw, ale i pracuj nad twoją dzieciną.

To dziecię - twoje, ale nie dla ciebie. Bóg tobie powierzył ten skarb i uczynił cię odpowiedzialną. Patrz na Maryję. Wielbisz Ją, czcisz, jako Matkę Boga i Matkę naszą; więc i naśladuj Jej macierzyńską troskliwość. Kochała Syna jedynego, ale nigdy nie sprzeciwiała się posłannictwu Jego, które zakończyć się miało na - Golgocie. Była szczęśliwą Matką - Dziecięcia Jezus; ale zarazem była też Matką Bolesną Zbawiciela.

Proście matki chrześcijańskie, Najświętszą Maryję o łaskę dobrego macierzyństwa; bądźcie szczęśliwe, bawiąc się dziećmi, ale też bądźcie bardzo roztropne, jako matki przyszłych pracowników, którzy wszędzie i zawsze całym życiem swoim przynieść powinni chwałę Panu Bogu i pożytek bliźnim, aby spełniła się wola Boża. Amen.

Nauka na 4 maja

Obowiązki ojców

W Rodzinie Świętej obok Maryi widzimy postać Jej Oblubieńca św. Józefa. Oboje najserdeczniejszą otoczyli opieką Dziecię Jezus, które „rosło i umacniało się pełne mądrości” (Łk 2, 40).

Święta, szczęśliwa Rodzina, która takie dziecię w domu swoim wypielęgnowała. W najpewniejsze ręce Bóg złożył okup Zbawienia. Maryja jest wzorem matek, a św. Józef - ojców chrześcijańskich.

Każdy chyba przyzna, że inny jest wydział pracy wychowawczej matki, a inny - ojca. Matka, jako prawie nieodstępna towarzyszka dziecka, poznaje doskonale wszystkie zalety i wady jego; ma często sposobność łapać na gorącym uczynku; drobiazgowo ale nieustannie wpływ wywiera na dziecko, które też przejmuje myśli i uczucia matki.

Ojciec zaś, jako przeważnie z dala od domu pracujący na utrzymanie rodziny, rzadko i krótko widuje się z dziećmi. Zmęczony, częstokroć zakłopotany, nie ma ochoty pieszczotliwie przemówić do maleństwa; uczucie swe ojciec nie łatwo objawia, więc dziecię patrzy na ojca trochę bojaźliwie, trochę nieśmiało. Ale mimo to ojciec badawczo patrzy w duszę dziecięcia i nie może poznać ją dokładnie, bo badać umie, gdyż częściej niż matka styka się z najrozmaitszymi ludźmi. Interesuje się też goręcej przyszłością dziecka, bo sam przekonał się z własnego doświadczenia, że życie jest twarde i trudne, najpomyślniej wiedzie się tym, którzy najlepiej są wyćwiczeni w sprawiedliwości i pracy pożytecznej.

Ojcie wszakże i matka wspólnie i zgodnie pracują nad dzieckiem, żeby je wychować na dobrego człowieka według myśli Bożej. Co czyni ojciec dla dziecka, wie matka o tym, a co matka - wie ojciec. I nigdy nie posprzeczają się o to, bo działają roztropnie, miłościwie po obopólnym porozumieniu.

Jakżesz godną jest litości ta rodzina, której wspólne pożycie składa się z nieustających prawie sporów, zakwaszających humory! Ojciec ciągnie do sasa, a matka do lasa. Ojciec każe tak, a matka inaczej; w końcu dziecię nie wie kogo słuchać; zresztą zawczasu ucieka z domu, gdy rodzice zaczynają się kłócić i przeklinać wzajemnie.

Stracili szacunek i wpływ na dziecię. Już ono teraz jest panem dla siebie; a jeżeli niekiedy usłucha ojca lub matkę, czyni to jedynie z wyrachowania, bo spodziewa się za to dostać nagrodę. Zdarzenia takie nadzwyczaj często spotykać można i one bodaj stanowią główną przyczynę złego wychowania dzieci.

Rodzice rozumni i serdecznie miłujący dzieci zawsze zgodnie i bardzo troskliwie pracują nad nimi. Najwymowniejszy przykład podaje Święta Rodzina. Czyż podobna przemilczeć o wielkiej trwodze Najświętszej Maryi i Oblubieńca Jej św. Józefa, kiedy spostrzegli podczas powrotu z pielgrzymki jerozolimskiej brak Dziecięcia Jezus? Przerażone ich serca natychmiast szukają najdroższej zguby i dotąd nie odpoczną, aż znajdą Boże Pachole.

Nie lekceważą odłączenia się dziecka. Ono bowiem nieustannie powinno zostawać pod ich okiem, bo wtedy tylko jest zupełnie bezpieczne. Za oczyma rodziców dziecię, narażone jest na rozmaite nieszczęścia. A jednak, jakże często rodzice chrześcijańscy i pod tym względem grzeszą oburzającym niedbalstwem!

Warto zauważyć, jakie sprzeczności popełniają ojcowie i matki. Zwykle mówią, że „pańskie oko konia tuczy”, a przeto oczywista, że jeżeli np. rolnik chce mieć gospodarstwo w dobrym stanie, powinien sam, nie wyręczając się najemnikami, pilnować wykonania każdej roboty, zajrzeć do każdego kąta, w ogóle, żeby jego oko nad wszystkim czuwało. A nad dzieckiem, chyba droższym nad wszelkie gospodarstwa, czy powiadacie, że zbyteczna gorliwa czujność? Parobka pilnujecie, żeby w porze właściwej dał bydłu paszę, żeby wyznaczoną robotę dokładnie wykonał; pragniecie ciągle mieć go na oku, żeby nie zmarnował nawet jednej chwili, bo przecież płacicie mu za każdą, ale dziecię może bezkarnie chować się przed waszym wzrokiem, gdyż zdaje się wam, że przez to nie stracicie dziesiątki, to prawda, wszakże częstokroć tracicie coś więcej, bo własną pociechę na zawsze.

„Niepodobna upilnować”, bronicie się, bo coś przecież na własną obronę powiedzieć trzeba. Ale, niestety, to was nie obroni. Pomysłowi ludzie na wszystko mają sposoby. Potrafią nawet pilnować kury, żeby w sąsiednich grzędach szkody nie robiły. Ale dzieci upilnować nie mogą, bo nie chcą. Grzeszne niedbalstwo, o którego strasznej szkodzie chyba sami rodzice nie mają dokładnego pojęcia.

Zobaczcie co dzieci robią za plecami waszymi. Tam właśnie po większej części znajdują złą szkołę. W gronie bowiem złych towarzyszów uczą się złych wyrazów, przekleństw, palenia papierosów, kradzieży, zabawiają się opowiadaniami nieprzyzwoitymi, a nawet o zgrozo, popełniają bezkarnie wstrętne uczynki ...

Ojcowie szczególnie powinni swoją powagą i roztropnością zapobiegać nieszczęściom takim, jak samowolne dzieci wymykanie się z pod czujności rodziców.

Zaleca się też inna jeszcze ojcom chrześcijańskim również piękna z życia św. Józefa cnota. Oto gdy św. Oblubieniec, poślubiwszy Najświętszą Maryję, która ofiarowała dziewictwo swe Panu Bogu, dowiedział się o Jej macierzyństwie, a zakryta jeszcze przed nim była tajemnica Wcielenia, „chciał Ją potajemnie opuścić”. Przeląkł się „będąc sprawiedliwym”. Uspokoił go anioł mówiąc: „Józefie synu Dawidów, nie bój się przyjąć Maryi, małżonki twej, bowiem co się w niej urodziło, jest z Ducha Świętego. A porodzi Syna i nazwiesz imię Jego Jezus, albowiem On zbawi lud swój od grzechów ich”. Po obawie nastąpiła niewysłowiona radość. Już szczęśliwy podwójnie, bo i z tego powodu, że obawa pierzchła zupełnie. Lecz bądź co bądź była chwila, że obawiał się, bo był „sprawiedliwy”, tak nazywa go Ewangelia Święta, bo chciał mieć zawsze niepokalane imię, gdyż „lepsze jest imię dobre, niźli maści drogie”. „Lepsze jest imię dobre, niż wielkie bogactwa”. Złoto bowiem człowiek potrafi zdobywać rozmaitymi sposobami, często najgorszymi, ale dobre imię posiąść można jedynie nieposzlakowanym życiem według przykazań Bożych. Złoto kupuje zgięte karki, a dobre imię błogosławieństwo Nieba i ziemi.

Ojcowie chrześcijańscy, proście gorąco Boga, aby przykład św. Józefa, Oblubieńca Matki Bożej zapalił w sercach waszych żądzę wytrwałą, zdobycia dobrego imienia, które stanie się podwaliną szczęścia niezawodnego dla dzieci waszych. Amen.

Nauka na 5 maja

Obowiązki dzieci

Teraz do was, drogie dzieci, zwraca się nauka, płynąca z życia Najświętszej Maryi, Matki Bożej i z życia Dzieciątka Jezus.

Kochacie Maryje, kochacie Jezusa. Tak przynajmniej powiadacie. Ale miłość nie lubi siedzieć w skrytości serca spokojnie, chce okazać się światu pięknymi uczynkami. Więc pokarzcie dzieci, co czynicie, jako miłośnicy Maryi i Jezusa.

Zapewne zaczniemy rozpatrywanie uczynków naszych od pacierza. Jeżeli serdecznie kochamy Maryję, naśladujmy Jej pobożność. Modlitwy tedy powinny być odmawiane wcale nie pospiesznie. Nie tak, jak dzieci leniwe odmawiają, które gdy wstaną rano, łakną najprędzej posiłku, oglądają się, czy matka już przygotowuje śniadanie; spieszą się, klepią piąte przez dziesiąte, aby prędzej do końca. Słowa modlitwy zlewają się w jedno trajkotanie, jak w młynie; usta mówią, a myśl zaprzątnięta śniadaniem, lub jakimiś figlami, i serce spi, które tak obiecywało kochać Maryję.

To samo powtarza się każdego wieczoru. Dzieci zmęczone całodziennym bieganiem, nasycone kolacją, łakną spoczynku, klękają niechętnie, opierają się leniwie, pomrukują gniewliwie na rodziców, że każą mówić pacierz. To wcale nie oznacza miłości do Najświętszej Maryi, bo kto naprawdę Ją kocha, naśladuje ochoczo Jej pobożność, modli się serdecznie, przytomnie, każde słowo modlitwy płynie z serca, prosi pokornie Boga o łaski, za otrzymane dziękuje; błaga o zdrowie rodziców, o zdrowie własne, o pomyślność w pracy i o błogosławieństwo na każdy dzień, żeby strzegło od wszelkiego nieszczęścia. Takie dziecię niezawodnie jest szczęśliwe, bo, jak mówi św. Augustyn: „kto umie się modlić, ten nie umie grzeszyć”.

Najświętsza Maryja czciła i słuchała rodziców swoich. Kto przeto wielbi Maryję, naśladuję Ją też w miłości i posłuszeństwie rodzicom. Jeżeli które dziecko opryskliwe jest, niechętnie ulega rozkazom ojca i matki, lub może nawet jawnie się buntuje, rozumując niby, że samo lepiej wie, co czynić powinno, takie dziecko z pewnością nie kocha Maryi. Bo przecież wola rodziców jest święta; oni są zastępcami Boga; w czwartym przykazaniu Bóg wyrzekł: czcij ojca twego i matkę twoją, jeżeli chcesz zasłużyć na błogosławieństwo; przeto błogosławieństwo Boże jest nagrodą dzieci dobrych. Pobłogosławił Bóg Najświętszą Maryję, pobłogosławi też i tym wszystkim dzieciom, które naśladują Najświętszą Maryję w posłuszeństwie i miłości do rodziców.

A co powiedzieć o przekleństwach? Czy podobna uwierzyć, żeby dziecko, które używa złych wyrazów, przekleństw, zabawia się nieprzyzwoitymi mowami, lub nawet brzydkie piosenki powtarza, żeby takie dziecko naprawdę kochało Maryję? Nie, bo kto miłuje Maryję, tylko w dobrej kocha się mowie i pilnie unika złego towarzystwa.

Dobre dziecko naśladujące Maryję, nigdy ptaszków nie męczy, nigdy bliźniemu szkody nie wyrządza, nie zerwie kwiatka cudzego, nie podniesie owocu w cudzym ogrodzie, bo wszelka rzecz cudza jest dla niego święta.

Najświętsza Maryja mówi do dziecka to samo, co matka rodzona: pracuj drogie dziecię; w pracy zakosztujesz dobrodziejstw Bożych. Zalecenia tego dziecię słucha niechętnie, bo zdaje mu się, że, jako dziecko, jedynie bawić się powinno. Owszem niech ci zabawa uprzyjemnia chwile, ale po pracy. Zasłuż pracą na zabawę. Nikt darmo chleba jeść nie może, nawet dzieci. Dopóki byłeś maleńki, bezsilny, nie umiałeś wykonać żadnej pracy. Ale teraz, kiedy już potrafisz udźwignąć konewkę wody, przynieść drzewa, zamieść izbę, spełnić drobną przysługę, kiedy już możesz skupić dłużej uwagę na literach abecadła, a w ręku trzymać pióro, musisz już pracować, korzystać z sił ciała i duszy, darów Bożych, które nam dane są na to, żebyśmy według dobrego serca nieśli pomoc ukochanym rodzicom, sprawiali im pociechę usłużnością naszą.

Dobre dziecko skwapliwie garnie się do książki, czerpie z niej wiadomości o dobrych ludziach. Te przykłady zagrzewają dziecko do pilnej pracy, budzą zapał do cnót wszelkich, a wstręt do grzechów. Takie dziecko brzydzi się kłamstwem; kłamstwo zakrywa prawdę przed oczyma ludzi, ale nigdy nie na długo, gdyż wcześniej lub później oliwa na wierzch wyjdzie, hańbą okryje się kłamca wobec świata, a grzechami splami duszę wobec Boga, któremu nie tajne są najskrytsze myśli nasze.

Kłamstwo idzie w parze z obłudą. Niektóre dzieci usiłują dobre udawać, gdy ktoś na nie patrzy; wtedy są pracowite, posłuszne, nie zerwą owocu, kwiatka, nie męczą ptaków, nie używają złych wyrazów, nie biją się wzajemnie, a nawet niby ciekawe, biorą książkę do ręki. Ale niechno nikt na nie, nie patrzy, zaraz stają się innymi; rzucają książkę do kąta, trzepią pacierz niedbale, biją się, przeklinają, męczą wszelkie stworzenia, okazują się, jakimi są naprawdę. Złe dzieci obłudnie oszukują ludzi, chcą zasłużyć na pochwałę udawaniem dobrych, ale przecież wszelkie złe nigdy się nie utai, wprędce na jaw brzydkie wyjdą zamiary.

Wstrętną wadą jest - łakomstwo. Dziecko chcąc samolubnie dogodzić sobie, innym krzywdę wyrządza; namawia też do brania potajemnie; wspólnie lub pojedynczo kradną ze spiżarni, garnka, koszyka, z ogrodu, z zagonów, czego niby nikt nie widzi, ale widzi wszystko Bóg Wszechmocny, dowiedzą się też wkrótce ludzie. Kara Nieba i ziemi zawisła nad takim dzieckiem, każdy go się obawia, unika - złe dziecko i nieszczęśliwe!

Do złych należą też te dzieci, które uważają siebie za coś lepszego i gardzą innymi dziećmi. Gdy włożą porządniejsze odzienie, gdy cokolwiek więcej umieją, już zdaje się im, że to je upoważnia do wywyższania się nad inne. Ale niechże takie dzieci zastanowią się, kto im dał takie ubranie, którym się pysznicie? - Rodzice. A kto wam dał więcej wiadomości? - Nauczyciel. Nic przeto same z siebie nie macie. Inne dzieci to samo by miały i umiały, a może nawet więcej, ale są biedne, co przecież nie ich jest winą. Jeżeli tedy, kochane dzieci, posiadacie więcej, dzielcie się z uboższymi, a jeżeli więcej umiecie, uczcie mniej umiejących.

Na zakończenie teraz postawmy znów to samo, co na początku nauki pytanie: Czy kochacie Maryję? Więc stańcie sie dobrymi Jej dziećmi, a błogosławieństwo Boże nie będzie od was odjęte na wieki. Amen.

Nauka na 6 maja

Do młodzieży

Kiedyż najpowabniej świat się przedstawia, jeżeli nie podczas wiosny? Ziemia przyozdobiona kwieciem i zielenią, niebo szafirem, a słońce na tę piękną całość tchnie ciepłem przyjemnym, ożywczym. Sam wyraz: wiosna, wywołuje radosny uśmiech na usta każdego człowieka. O niej roi starzec w porze zimowej, do niej dziecina wyciąga rączyny, a o młodzieńcze serca wpływ jej silną uderza falą.

Tak, niezawodnie, wiosna jest piękna, bo wtedy właśnie wszystkie najwspanialsze siły świata budzą się dopiero z uśpienia, a świeżość ich i swoboda mimo woli może nasuwa porównanie z rozkosznym szczebiotem i pierwszymi krokami dzieciny. Rodzina zachwycona. Do tego wszakże zachwytu wkrada się szczypta goryczy, wciskana przewidywaniem: to dziś, a jutro co będzie? Zapewne, znajdują się tacy, którzy powiadają: nie mąćmy dzisiejszego wesela jutrzejszym smutkiem. Ale to zdanie bynajmniej nie przekona większości, doskonale znającej ciężary życia.

Rolnicy i ogrodnicy uwielbiają wiosnę, czynią to wszakże jedynie w chwilach wolnych, a mają ich bardzo niewiele, gdyż w tym czasie budzenia się sił świata korzystają z nich pospiesznie: trzeba siać, sadzić, szczepić, oczyszczać krzewy i drzewa z robactwa, bo w przeciwnym razie lato nie da obfitych owoców. Podczas tedy wiosny roztropni, pracowici ludzie raczej myślą o umiejętnym wyzyskaniu budzących się sił świata, aniżeli chcą i mogą zachwycać się uroczą wiosną.

Człowiek chyba nigdy nie jest nieprzyjacielem piękna, ale ponieważ Bóg dał mu wiele zmysłów, a tylko jeden rozum, przeto wzorem matki, kochającej zarówno wszystkie dzieci, nie może bezkarnie niektórym zmysłom niewolniczo ulegać, a inne potępiać; więc nie poddaje się wyłącznie poczuciu piękna, ale również troskliwie stara się o pożytek, a nawet częstokroć chwalebnie pożytek stawia wyżej nad piękno, co ogół ludzi wyraził w zdaniu: „pierwej obowiązek a potem przyjemność”. Kto odwraca to zdanie, naraża się na nieuniknione klęski, bo według prawa Bożego uwielbienie powinno być początkiem pracy pożytecznej.

Zapewne znane są wszystkim smutne historie tych próżniaków, którzy stracili wielkie majątki na uwielbianie pięknych okolic świata i pięknych ich mieszkańców, bo zdawało się im, że człowiek powinien tylko uwielbiać. Mądrość Boża żadnemu stworzeniu jednej nogi nie dała. A kto ma jedną tylko, nieszczęśliwym jest kaleką.

Powyższe uwagi chyba dostatecznie jasno napomykają o młodości. Wiosna i młodość to prawie jednoznaczne wyrazy. Najczęściej bowiem zamiast młodości używamy wyrazu: wiosna w życiu człowieka. Ta może między nimi uderzająca jest różnica, że wiosna jest powtarzającą sie każdorocznie młodością świata, młodość zaś jedyną, niepowracającą, niestety, wiosną życia człowieka. Mimo to i ona zapewne słuszne budzi zachwyty, ale czy potęga i świeżość sił młodzieńczych nie zanadto czasem poddaje się zachwytom raczej, aniżeli świętym obowiązkom człowieka?

Odbierzmy dziecku matkę, bawmy je najpiękniejszymi bajkami, grą: czy nasyci się tym aż do wyrzeczenia się dobrowolnego matki? Nigdy. Odwróci w końcu oczęta od najponętniejszej zabawy, szukając karmicielki i rozpaczliwie zawoła: mamo! W tym wołaniu podnosi się potężny głos słusznych wymagań: pożytku. Piękno bawi, a pożytek karmi. Człowiek i jednego i drugiego zarówno potrzebuje. Nie wolno mu o którymkolwiek zapomnieć.

A jednak jakże trudno złoty środek utrzymać, zwłaszcza w młodzieńczych latach, kiedy ognisty zapał raczej lubuje się w marzeniu i zachwytach, niż w twardym ciężkim obowiązku pracy pożytecznej. Opanować lenistwo trzeba. Jeżeli rolnik porzuci pług, a biega za motylami, ptaszkami lub zrywa kwiaty, żeby je złączyć w bukiet piękny, wprawdzie posiądzie barwno-skrzydłego motylka, świergot ptaszka, przyjemny zapach kwiatów, ale za to rola jego, leżąc odłogiem, nie wystarczy na utrzymanie, przeto stanie się bezsilnym, wykolejonym próżniakiem, oglądającym się na cudze ręce.

Oto wizerunek licznej młodzieży, używającej sił młodzieńczych bez myśli o jutrze. Garną się wprawdzie przed ołtarz Najświętszej Maryi, uwielbiają pieśnią i modlitwami Boga Rodzicę, ale nie chcą zrozumieć, że nie tylko piękna, lecz i pracowita była młodość Maryi.

Młody człowiek hałaśliwie, buńczucznie toruje sobie drogę. Wszyscy powinni mu ustąpić. W zabawie jest niepohamowany, w mędrkowaniu niezwyciężony, a w szyderstwie niepowściągliwy. Młodemu częstokroć zdaje się, że dopiero on świat zrozumiał, dziwi się i gniewa, gdy ktokolwiek chce mu przeczyć. W sporach jest pierwszy i najgłośniejszy, a pogardliwym spojrzeniem obrzuca tych, którzy zatykają uszy.

A co dzieje się, gdy ktoś odważy się bodaj najłagodniejsze dać napomnienie? Rzuć ogień na suchy stóg siana, wybuchnie takim płomieniem, że o ratunek nawet mowy być nie może. Uciekaj. O starszych mówi z przekąsem, o młodszych z politowaniem a o równych sobie z wątpliwością.

Najbardziej tedy uderzającym błędem jest wygórowana miłość własna, której zdaje się, że wszystkimi powinna pogardzać. Zapewne, nikt z ludzi nie powie, że jest doskonałym, według Pisma Świętego: „Któż może mówić: czyste jest serce moje, jestem próżen (wolny od ...) grzechu?” - ale bądź co bądź doświadczenie, wiekami nabyte, przychodzi mądrości z pomocą, a łaska Boża otwiera oczy na prawdę. Roztropność jest owocem lat dojrzałych, albo pracowitej młodości posłusznie i pilnie karmiącej się naukami starszych. Ale burzliwa młodość nie chce o tym słyszeć. Fantazję własną ceni drożej niż dojrzały owoc doświadczenia. Nieszczęśliwe też, niestety, płyną stąd skutki.

Niepodobna też pominąć uwagi, że każda wiosna ma coś odrębnego w sobie: jedna zanadto może mokra, inna zanadto sucha, a inna w miarę wilgoć posiada, więc sprzyja bujnemu rozrostowi pięknych i pożytecznych darów Bożych. Jeżeli tedy zbytnia miłość własna, jako nieustająca burza, zagłusza napomnienia mądrości Bożej; jeżeli lenistwo wypala kiełkujące pędy pracowitości, po takiej wiośnie-młodości niezawodnie nastąpi lato klęski, głodu, spustoszenia, co zwykle wszyscy razem nazywamy - zgubą człowieka.

Taką oto naukę daje nam żywot Najświętszej Maryi. Podczas swej młodości usilnie pracowała nas sobą. Stwórca błogosławił tej pracy. Owocem jej zbawienie świata. Powiedzcież teraz młodzi ludzie, wy, którzy wielbicie Maryję, czy z pracy waszej wyniknie uszczęśliwienie choćby jednego człowieka? Jaka wiosna - takie lato. Jaka praca - taka nagroda. Naśladujmy Najświętszą Maryję, Matkę Bożą, uczmy się, pracujmy, słuchajmy Bożej mądrości, a wtedy wiosna życia nowego da nam lato owoców błogosławionych. Amen.

Nauka na 7 maja

O złym towarzystwie

Życie Najświętszej Maryi niewyczerpaną jest skarbnicą nauki o dobrym życiu według wzoru Bożego, bo Maryja najdokładniej zawsze stosowała się do tego, co Syn Jej Najmilszy wyrzekł do wszystkich ludzi:  „bądźcie doskonałymi, jako i Ojciec wasz niebieski doskonałym jest”. Obcowanie z Bogiem ubóstwiło Maryję. To nieuniknione było, bo kto z kim przestaje, takim się staje. A przeto oczywista i nieoszacowana stąd płynie dla każdego prawda, że jeśli obcujesz z dobrymi ludźmi, sam dobrym się stajesz; ale jeżeli twoje, bracie, otoczenie składa się z złych ludzi, dajesz wymowny dowód, że do nich jesteś podobny, bo dlaczego smakujesz w ich towarzystwie?

Tę prawdę wieki doświadczenia ludzkiego przekazały następnym pokoleniom: powiedz, co kochasz, a powiem ci kim jesteś. Zwykle bowiem człowiek obcuje z tymi najchętniej, których umiłował, i urabia się podług ich wzoru.

Bo zbadajmy, co nas popycha w objęcia tych, a nie innych ludzi? Czy wspólność ożywiającej nas miłości Boga i bliźnich? Czy zapał do wzniosłych celów życia, do których ręka w rękę zamierzamy wytrwale dążyć? Nie, nawet o tak wzniosłych rzeczach wstydzimy się mówić. Podajemy rękę tym jedynie, którzy zadowolić mogą nasze słabostki. Zwykle lubimy używać wyrazu: słabostki, żeby nie przerażać siebie i świata. A właściwie należałoby je nazwać inaczej, bo czymże jest: chciwość, łakomstwo, pycha, bezwstyd osłonięty pozorami przyzwoitości przejrzystej, lenistwo, nieuctwo, lekkomyślność? ...

Ktoś szuka towarzystwa tych, a nie innych ludzi dlatego, bo dają dobry posiłek i napoje gorące. Smaczny kąsek i nalewka jest dla niego szczytem szczęścia, a żołądek - sumieniem.

Ktoś inny zbliża się do innego grona ludzi. Cóż go ku nim zwabiło? Bo są bogaci, utytułowani, rej wiodący. Nazajutrz będzie mógł powiedzieć: rozmawiałem z bogatym Z., przechadzałem się z uczonym D., a po ramieniu klepał mnie przyjaźnie dygnitarz W. zdaje mu się, że tym sposobem ich bogactwo, uczoność, dostojeństwo olśnią niezwykłym blaskiem niewolniczą jego duszę. Zapomniał, niestety, że wróbel między słowikami zawsze tylko wróblem będzie.

Inny, jak paw, pychą nadęty, szuka służalczej czeredy, żeby karki zginając przed nim, zapewniała go przynajmniej zewnętrznie, że jest najpotężniejszy.

Nie kończą oni wszakże procesji nieszczęśliwych. Bo oto dalej widzimy w bezwstydzie zamiłowanych: szukają towarzystwa brudnego, cynicznego, lubują się w złych rozmowach, nieprzyzwoitych żartach, drażniących romansach. Tam ich świat, gdzie doznać mogą lubieżnego podrażnienia, gdzie pożądliwość ciała w otchłań nieszczęścia ich ciągnie.

A czy podobna obojętnie leniwych ominąć? Szukają próżniactwa w pracy, a pracy w próżniactwie; niby chcą coś robić, wiele o tym mówią, wspaniałe mają zamiary, ale właściwie chodzi im o to jedynie, żeby, jak pusty sklep, pięknymi szyldami świat obałamucić; opierają się o ściany domu, zaczepiają sławę bliźnich, grają w karty, wyrzucają z siebie bezmyślnie, co w ciągu dnia ucho złowiło, trochę stękają na ciężary dnia, ale po cichu nikt im nie wierzy: - pracowici próżniacy. „Córki jerozolimskie - rzekł Jezus w drodze na Golgotę, nie płaczcie nade mną, ale same nad sobą i nad synami waszymi”, bo lenistwo ducha ich gubi. Jeżeli nie chcesz, żeby ci serce pękło z żalu, odwróć co prędzej oczy od próżniaków, haniebnie marnujących wielki dar Boga - życie. Rozkosz pracy ducha jest dla nich owocem nie smacznym.

Lenistwo naturalną rzeczy koleją graniczy z lekkomyślnością, która niby na własną obronę bardzo niewinny pozór, bo nieświadomość, lub zapał wieku młodzieńczego i - dobre chęci. Ale to bynajmniej nie usprawiedliwia lekkomyślnych. Jeżeli myśliwy, strzelając do zwierzyny, chybia zawsze, ogół oburza się jak na partacza i woła natarczywie: nie psuj ładunków, ale naprzód ucz się celnie strzelać. Nie wolno bowiem marnować nabojów. A jeżeli nie wolno marnować tak błahej rzeczy, jak nabój, to o ileż staranniej i oględniej wypada szafować siłami duszy, tym bardziej, że nie brak czcigodnych nauczycieli, którzy podają wskazówki, rady, przestrogi?

Lekkomyślny wszakże świadomie gardzi nauką, lgnie do podobnych sobie, żeby wspólnie lekko na falach życia stoczyć się w przepaść nieszczęścia. Podobni, podobnych szukają i wspólnie giną. „A ślepy jeśliby ślepego prowadził, obydwa w dół wpadną”.

Jeżeli chcesz poznać siebie, wpatrz się w towarzyszów swoich; może tym sposobem zdołasz sprawiedliwie osądzić własne postępowanie i jego skutki.

Nikt chyba nie zaprzeczy, że jedynie dobremu człowiekowi szczęście sprzyja, bo Bóg mu błogosławi. Chcesz być dobrym, szukaj dobrych towarzyszów; „nie naśladuj ludzi złych, ani żądaj być z nimi”. Szczęśliwy, zaprawdę, kto dobrych znalazł. Jak chory podczas wiosny skwapliwie wystawia się na działanie ciepłych promieni słońca, również chory duchowo niechże poddaje się dobroczynnym wpływom dobrego towarzystwa. Czystość duszy dobrego człowieka, jego miłość dla Boga i bliźnich, jego pracowitość, łagodność i niewyczerpane usiłowanie doskonalenia według wzoru Chrystusa Pana, uleczyć zdołają wykolejoną duszę.

A jeżeli powiadasz, bracie, że nie możesz w pobliżu znaleźć takiego wpływu, nie rozpaczaj, bo oto masz przy sobie obecność Najświętszej Maryi. Niech Ona stanie się twoim wzorem, przewodnikiem, a niezawodnie pod Jej wpływem uczujesz się wprędce silnym wędrowcem na drodze Bożej, wiodącej do szczęścia wiekuistego. Amen.

Nauka na 8 maja

O napominaniu

Dzień dzisiejszy w Kościele Świętym jest uroczystością św. Stanisława, biskupa i męczennika. Rozważając życie Najświętszej Maryi Panny, niepodobna zamilczeć o św. Męczenniku, który jako sługa Chrystusa, był też sługą Maryi, Matki Zbawiciela. Kto czci Syna, czci Ojca, kto czci Syna, czci Matkę: „Błogosławiony żywot, który cię nosił i piersi któreś ssał”. Żywot tedy św. Stanisława nie może być obojętny dla czcicieli Maryi. Znajdą w nim bowiem jedną więcej pobudkę do życia według woli Bożej, zgodnie z pragnieniem Maryi: „Oto ja służebnica pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego”.

Kto chce spełnić wolę Bożą, znać ją powinien. Wola Boża wyrażona jest w prawdach, wypełniających naukę Pana Jezusa: „Jam jest droga i prawda i Żywot. „Kto wierzy we mnie, ma żywot wieczny”. Pan Jezus sam wykłada prawdy wiekuiste i poleca to czynić uczniom swoim: „Idąc nauczajcie wszystkie narody”. „Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha”. Wzywa Pan Jezus wszystkich, żeby wszystkich zbawić, ale, niestety, wielu nie chce poddać się pod słodkie jarzmo nauki Chrystusowej. Przeciwko takim Zbawiciel podnosi głos ostrzegający: „Kto mną gardzi, gardzi onym, który mnie posłał”. „Kto nie zgromadza, ze mną - rozprasza”.

Dość usłyszeć napomnienia, dawane faryzeuszom: „biada wam” wielokrotnie powtarzane, żeby zrozumieć znaczenie nauki Bożej. Kto się jej sprzeciwia gotuje sobie niezawodną zgubę: biada mu! I dlatego właśnie Pan Jezus, kochający rodzaj ludzki, usilnie pracuje nad nawróceniem zbłąkanych: objaśnia, napomina, zachęca, a nawet grozi złośliwym, wytyka ich błędy, wskazuje na wyraźną złą ich wolę. A oni zamiast skruszonym sercem przyznać się do winy, jawnie buntują się i grożą śmiercią Boskiemu Nauczycielowi. Groźba ta bynajmniej nie powstrzymuje Pana Jezusa, bo nie prawda do ludzi, ale ludzie do prawdy wiekuistej stosować się powinni. Kto słucha prawdy, ma żywot wieczny, śmierci nie ogląda. A przeto, kto miłuje ludzi, szczęścia ich kawałkować nie będzie, ale do całej prawdy zachęci. Jeżeli lekarz musi całą rękę choremu odjąć, nie zechce jej tylko kawałek amputować, bo jedynie zmęczyłby chorego, a od śmierci wcale nie ocalił.

Za przykładem Mistrza idą Jego uczniowie i nic dziwnego, że i oni spotykają opór i groźby, bo wiele ludzi „prawda w oczy kole”. „Za prawdę biją, a za kłamstwa wiwaty piją”.

Św. Stanisław, jako wierny uczeń Chrystusa Pana, widząc występki, a pragnąc szczęścia ludzkiego, miłościwie napominał, ale tylko wywołał przeciwko sobie szaloną burzę gniewu - i zemsty; zaślepieni podnieśli morderczą rękę na św. sługę, kiedy na ołtarzu sprawował Niekrwawą Ofiarę Najświętszą. Podniesiono rękę na głos prawdy, ale przecież prawdy nigdy zabić nie można. Mordercy poddali się pokucie, a prawda przemawia do nas, żebyśmy jej słuchali. Czy jednak już odtąd przemawia skutecznie? O, bynajmniej, bo i dziś jeszcze prawda wiele ludzi w oczy kole.

Zapewne wyznać trzeba, że częstokroć ci, co mówią prawdę, przesadzają, lub wypowiadają w takiej formie, że ona raczej rozdrażnia, niż buduje. Niekiedy jedynie dla dokuczenia ci i owi mówią prawdę. Tacy są wrogami prawdy, używają jej jak rozbójnicy noża.

Święci Ojcowie Kościoła w licznych swoich pismach wypróbowane podają sposoby mówienia prawdy. Naprzód zbadaj serce swoje, czy ono istotnie bliźnich miłuje. Jeżeli chcesz mówić prawdę, żeby uszczęśliwić bliźniego, to mów ją łagodnie, poważnie, w słowach twoich powinno przebijać się szczere przekonanie i prawdziwa chęć ocalenia błądzącego.

Niekiedy wprawdzie składają się tak okoliczności, że mówiący prawdę musi stać się płomieniem, lecz to jego szlachetne oburzenie - rozpaczliwa chwila, błąd głęboko zakorzeniony, wielkie zgorszenie, najzupełniej usprawiedliwiają. Gdy bowiem w nocy pożar zajął chatę, śpiących mieszkańców trzeba głośnym krzykiem obudzić, bo w przeciwnym razie żywcem się spalą. Zresztą zbyteczna wyszczególniać wszelkie najdrobniejsze okoliczności, jak i kiedy mówić prawdę. Najlepszą ogólną podaje radę św. Augustyn: „Miłuj, a potem czyń, co chcesz”. To pewna jednak, na co wszyscy zgodzić się muszą, że o wiele mniej złego popełniliby ludzie, gdyby życzliwi trafnie umieli mówić im prawdę. Prawda buduje, ale często przeszkadzają jej budować. Szkoda niepowetowana. Szczęśliwy zaprawdę, kto znalazł ją w porę i umiejętnie podaną!

Jeżeli niekiedy grzeszą ci, co mówią prawdę, to częściej jednak grzeszą - przyjmujący. Nie patrz kto i jak mówi ci prawdę. Bierz ją ochoczym sercem, bo wszelka prawda, to skarb dla ciebie, kiedyś głodny, nie patrzysz na łyżkę, czy ona złota, drewniana lub ołowiana, bo nie łyżka, ale strawa cię karmi. Gdy wchodzisz do obcego miasta i szukasz przyjaciela, chętnie o jego mieszkanie nawet dziecka zapytasz. I to ci wstydu nie sprawi. Dlaczegóż jednak, bracie, jesteś tak wybredny, gdy idzie o prawdę, dotyczącą więcej niż przyjaciela, bo ciebie samego? Dlaczego wtedy rzucasz się, gniewasz, odpowiadasz opryskliwie?

A, usprawiedliwiasz się tym, że ten który mówi tobie prawdę, nie ma prawa do tego, że jest nieukiem, złym, wrogiem twoim. Bracie, to wcale nie usprawiedliwia, bo tu nie o to chodzi, kto mówi, ale co mówi. Przeto zbadaj tylko, czy mówi prawdę. Jeżeli prawdę mówi, przyjmij ją z wdzięcznością.

Nie chcesz? A, bo właściwie masz wstręt do prawdy, a nie do mówiącego. Po cóż ta obłuda? Dlaczego chcesz się wykręcać tak niepięknie? Ale zresztą powiedz, dlaczego mianowicie wstrętną ci jest prawda? Zamiast odpowiedzi przytoczmy przykład, o co nie trudno, bo niemal na każdym kroku spotkać je można.

Pewna matka miała syna jedynaka, kochała go nade wszystko, pieściła, ulegała wszelkim jego kaprysom, aby jedynaczek nie płakał. Nareszcie dorósł do tych lat, kiedy już uczyć go wypadało. Jedynaczek wszakże nie lubił pracować, a będąc pewnym, że matka uczyni wszystko, czego od niej zażąda, więc ciągle odprawiał od siebie nauczycieli, upatrując w każdym jakieś wady. Wstydził się bowiem nawet przed matką przyznać do lenistwa.

Po kilku odprawionych nauczycielach trafił się przecież szlachetnie odważny, który, gdy mu chłopiec już zaczął grymasić, popłakiwać, wyznał przed matką całą prawdę tonem łagodnym, poważnym, że chłopiec zepsuty jest zbytecznymi pieszczotami, uległością matki, że pracować nie chce, że teraz trzeba nie pobłażać, ale zmusić do pracy, bo w przeciwnym razie wyrośnie na nicponia, szkodliwego człowieka, że potem sam oskarżać będzie matkę, a matka gorzkie łzy wylewać na ukochanego pieszczocha. I jak przyjęto tę drogocenną prawdę z ust dobrego nauczyciela? Oto matka niegrzecznie złajała pana nauczyciela, a synek jej z zapałem pomagał, bo czuł swoją wygraną. Lecz patrzmyż na koniec tej historii. Kariera syna skończyła się w kryminale, a matki - w przytułku dla niedołężnych starców.

Dlaczego syn i matka nie chcieli przyjąć prawdy, otwierającej drogę do pomyślności? Bo leniwe ich serca nie pragnęły doskonałości, bo dusze ciężkie, ołowiane, żyjące tylko chwilą obecną, nie zdolne sięgnąć w przyszłość wzrokiem i powiązać zasług z nagrodą, przyczyn z skutkami; łakomstwo rozkoszy zamknęło im oczy na przepaść, o krok dalej czekającą spokojnie na nieszczęśliwe ofiary. Są to muchy, które zwabione słodyczą wpadają w pułapkę i - giną.

Płakał Pan Jezus nad Jerozolimą, bo nie chciała przyjąć prawdy Bożej i - upadła: kamień na kamieniu nie został. Niepodobna też powstrzymać łez bolącego serca na widok tych ludzi, tej młodzieży, tych dzieci, co z szalonym oburzeniem odrzucają podawane im złote słowa prawdy. Dobrowolnie druzgoczą własne szczęście, które Bóg im wtyka w rękę; sami ogień pod dom swój podkładają. I w tej chwili przychodzą na myśl słowa Pana Jezusa: „nie miotaj pereł przed wieprze” (św. Mateusz 7, 6).

O, drodzy bracia, niech te słowa nie do nas będą zastosowane. My kochamy Maryję, naśladować pragniemy Jej doskonałość, więc każda prawda, pomagająca nam w tej pracy, jest bardzo pożądaną. Z zapałem powtarzamy: zaprawdę wielka łaska Boża nad tym człowiekiem, któremu prawdy w porę otwierają oczy na niedoskonałość jego. Pochlebca jest okrutnym zamaskowanym wrogiem, a prawdę mówiący - drogim przyjacielem. O niego prośmy, jako o łaskę Najświętszej Maryi, a Ona nigdy nam jej nie odmówi. Amen.

Nauka na 9 maja

O celu życia

Znów, drodzy bracia, zebraliśmy się przed ołtarzem Najświętszej Maryi, żeby Ją czcić pieśnią, modlitwami i zarazem czerpać naukę z Jej życia świętego. Wpatrując się w dalszym ciągu w każdy szczegół życia Niepokalanej Dziewicy, natrafiamy znów na jedną więcej ważną prawdą - Najświętsza Maryja miała przed sobą cel wyraźny: Najdoskonalszego Boga i rodzaj ludzki. Ojca w Niebiesiech uwielbiała i pod Jego chwałę podporządkowała wszystkie swe uczynki, którymi też objawiała miłość dla ludzi.

Życie Najświętszej Maryi objęte było jednym celem wzniosłym, doskonałym. A my, chrześcijanie, czciciele Maryi, czy mamy taki cel dla życia naszego? Zapewne umiecie na pamięć odpowiedź z katechizmu na pytanie: na co nas Pan Bóg stworzył? - że mianowicie: „na to, abyśmy Go znali, kochali, Jemu wiernie służyli, a po śmierci żywot wieczny otrzymali”. - Tak, zaprawdę, to cel święty życia chrześcijańskiego.

Atoli wszak wobec Najświętszej Matki Bożej mówmy prawdę, że co podaje katechizm, nie zawsze w sercu naszym mieszka. Zresztą już tak dawno, jak uczyliśmy się katechizmu, że nawet z tego względu, bacząc też i na kłopoty najrozmaitsze, trzeba chyba usprawiedliwić zapomnienie prawd, podanych w katechizmie. A czy zapomnieliśmy tabliczkę mnożenia? Nie. Dlaczego? Bo ona bardzo często, nawet codziennie jest potrzebna każdemu człowiekowi; bez niej nic kupić, ani sprzedać nie można.

Tabliczka mnożenia zdobyła powszechną powagę, pod jej opieką są zyski nasze. A katechizm? to coś tak maluczkiego, że doprawdy nawet wstyd o nim wspominać, bo to trąci - szkołą elementarną, a my przecież ludzie dojrzali i bądź co bądź zaliczeni do rzędu rozumnych, mieliżbyśmy jeszcze mówić o tak maleńkiej książeczce jak katechizm? Wszak zgadzacie się drodzy bracia, że to prawda, że tak patrzycie na katechizm, jak na elementarz, jak na niańkę, co ongi błogosławionej pamięci w dziecięctwie służąc wam, włożyli wiele w serca i umysły wasze, ale dziś o tym wcale już się nie wspomina. Atoli tabliczka mnożenia jakoś uspokoić nas nie może, bo jeżeli ona, której nauczyliśmy się, będąc jeszcze dziećmi, oddaje nam w ciągu całego życia bardzo pożyteczną usługę, zatem nie wszystkie nabytki z wieku dziecięcego giną w zapomnieniu. Dlaczegóż tedy tylko o katechizmie prawie ze wstydem wspominamy? Czy zawstydza nas małością swoją? Ależ tabliczka mnożenia jest jeszcze mniejsza, bo właśnie na ostatniej stronicy elementarza zwykle drukowana.

Na inną przyczynę zwróćmy uwagę, Katechizm podaje prawdy Boże niby łatwe do zapamiętania, ale twarde do wykonania w życiu. Katechizm jest regułą życia moralnego, a tabliczka mnożenia zaledwie ułatwia rachunek naszej kieszeni. Katechizm nie można tylko zapamiętać, ale pojąć go trzeba i według niego duszę udoskonalić, gdy tymczasem tabliczka mieści się jedynie w pamięci i częstokroć nie potrafi ocalić od ruiny majątkowej, bo nic nie tworzy, jeno liczy to, co jest.

Boskie prawdy katechizmu wprowadzają światło do duszy naszej, oznajmiając o przeznaczeniu człowieka. Ten wyraz, przeznaczenie, wypowiadamy z naciskiem, jako nadzwyczaj ważny, albowiem on wszystkich ludzi jakiegokolwiek stanu, zawodu, powołania, równa wobec Boga, Ojca w Niebiesiech; równa też wzajemnie między sobą wszystkich ludzi, jako braci, do jednej wielkiej na cały świat rodziny należących. Przeznaczenie, czyli cel życia każdego chrześcijanina jest jeden i ten sam, o którym aniołowie śpiewali nad żłobkiem Jezusa: „Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” - o którym też Pan Jezus powiedział, jako o najważniejszym przykazaniu, fundamencie całego zakonu: „Będziesz miłował Pana Boga nade wszystko, a bliźniego twego, jak siebie samego”. Ten cel, podany w katechizmie maleńkim, jest istotnie ziarnem gorczycznem. A dlaczego nie wyrasta z niego, jak powinno, olbrzymie drzewo? Bo trzeba pod nie glebę duszy naszej doskonale uprawić. Przeczytanie tylko i choćby nawet zapamiętanie prawd katechizmu, nie jest jeszcze - uprawą gleby, jak nie jest nią w gospodarstwie przygotowanie pługa i innych narzędzi. Właściwą dopiero uprawą jest krajanie skiby, nasycenie jej nawozem, zbronowanie; na taką niwę rzucone ziarna zdrowe, niezawodnie plon dadzą obfity. Gdy tedy człowiek pokraje myślą duszę, żeby dokładnie zbadać co w niej złego, a co dobrego dotąd było, - gdy chwasty - nałogi wyrwie z korzeniem, gdy nasyci ją świętym zapałem do celów pięknych, wtedy i - tylko wtedy może wyjąć z katechizmu ziarno gorczyczne, przenieść do duszy swej, a Bóg pobłogosławi - i stanie się człowiek jako drzewo wielkie, uczynki jego jako gałęzie uginać się będą pod ciężarem owoców.

Zapewne słyszeliście drodzy bracia, o wypadku, o którym nawet w pismach ogłoszono przed laty, że w pewnej wsi gospodarz, kopiąc dół na kartofle, znalazł w głębi ziemi garnek, widocznie w dawnych jeszcze czasach zagrzebany. W garnku były złote pieniądze, ale gospodarz nie znał się na tym, poszedł do karczmarza po objaśnienia. Chytry karczmarz powiedział gospodarzowi, że to są zwyczajne blaszki; dał mu za nie kilka rubli, a sam, sprzedawszy garnek złota bankierowi w mieście stał się bogaczem.

Zdarzenie to doskonale pasuje do naszej nauki. I my bowiem, jak ów gospodarz, wykopujemy w katechizmie coś, co uważamy za bardzo maleńkie blaszki bez wartości; rzucamy je, zapominamy o nich, i wyżej nad nie cenimy - tabliczkę mnożenia. Gospodarz potrafił policzyć blaszki, ale nie umiał ocenić złota. Inni wzbogacili się, a on został na zawsze biedakiem. Alboż nie miał w swoim ręku blaszek? Miał chwilę szczęścia, nie umiał z niej skorzystać.

Takich właśnie biedaków jest między nami bardzo wielu. Zazdrosnym okiem spoglądamy na szczęśliwych. Narzekamy, mówiąc: ci są szczęśliwi, mają tak dobre dzieci, a nasze tyle nam utrapień przynoszą; tamci są tak spokojni, weseli, inni pracują pomyślnie; owi żyją zgodnie, nie nudzą się nigdy! Skargo podobne zaczynają się od drobnych niepowodzeń, a kończą się rozpaczliwym zwątpieniem. Wtedy zapomniawszy już o tym, żeśmy innym zazdrościli szczęścia, wołamy stanowczo, jak gdyby od nas to zależało: nie masz szczęścia na ziemi, niewiadomo poco człowiek żyje, bo wszędzie tylko udręczenie, głód duszy i serca, - głód nigdy nie zaspokojony.

Oto słabość ludzka, wspólna dzieciom i dojrzałym, że wszędzie gotowi są szukać winy, ale nigdy w sobie. Zamiast świat oskarżać, powiedz bracie: moja wina! - o, tak, moja bardzo wielka wina. Nie chce się pracować, obowiązki codzienne, powszechnie sprzykrzyły się nam, niecierpliwie czekamy losu szczęścia z założonymi rękoma, zdaje się nam, że zasługujemy na wszelkie piękne i bogate niespodzianki, a gdy spotka nas co strasznego, oburzamy się, przeklinamy, zapomniawszy o tym zupełnie, żeśmy przecież sami dawniej tym lub owym dali na to przyczynę. A chcemy nawet, żeby nas ominęła zasłużona kara i, żebyśmy brali nagrody bez żadnej zasługi. A wszystko to dlatego, że prawdy z katechizmu nie przeszły do serca, jeno uwięzły w pamięci i tam się zatarły.

Życie nie jest igraszką, a prawd Bożych bezkarnie lekceważyć nie można.

Bóg was stworzył, dał też cel życiu waszemu, a tym celem jest on i bliźni. Miłujcie całym sercem, a miłość podyktuje wam, czym zapełnić życie całe. O, drodzy bracia, roboty dookoła was jest bardzo wiele. Niestety, nie wszyscy ją widzą. „Żniwo obfite, ale robotników mało”.

Podnieście się z lenistwa duchowego, bo tylko leniwy pyta, co robić; pracowity zaś zawsze jest czynny i jeżeli kiedy narzeka, to jedynie na brak czasu. Wyjdźcie z ciemności, spójrzcie na świat Boży, to rola Boża, a wy pracownikami Jego. Tam i dla was zagon gotowy. Oto cel życia waszego. Niech on będzie tym dla was, czym gwiazda betlejemska dla trzech królów; niech was zawiedzie do Jezusa i Maryi, a błogosławieństwo Ich niech spocznie nad wami i zapewni szczęście wieczne. Amen.

Nauka na 10 maja

O wyborze stanu

Łk 1,46 I rzekła Maryja: ”Wielbij duszo moja Pana,

Łk 1,47 i rozradował się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim.

Łk 1,48 Iż wejrzał na niskość Służebnicy swojej. Albowiem oto odtąd błogosławioną mię zwać będą wszystkie narody.

Najświętsza Maryja nazywa siebie służebnicą Bożą, gdyż jak wiadomo wszystkim, już w pacholęcych latach uczyniła ślub wieczysty Bogu.

Mile Stwórca przyjął Twoją ofiarę, - bo „Pan z Tobą”, Maryjo! Obfite zlał na Cię dary Nieba, boś - „łaski pełna”. Powiadasz o sobie Najświętsza Panno, że Bóg „wejrzał na niskość służebnicy swojej”. Atoli widoczna, że Twoja służba z pokorą i miłością wypełniona, podoba się Panu nad pany, bo stałaś się „błogosławioną między niewiastami”, co więcej, - „odtąd błogosławioną zwać (Cię) będą wszystkie narody”. Wywyższył Cię Maryjo, Pan Bóg nad wszystkie ludy. Co masz - od Boga wzięłaś. A co dałaś Maryjo, Bogu? - całą siebie niepodzielnie - „Oto ja służebnica Pańska”.

Każdy człowiek cokolwiek posiada, nie może nazwać tego swoją własnością, jeno pożyczką, daną nu od Boga. Na dłużniku ciąży obowiązek zwrócenia pożyczki w całości, a nawet z dorobkiem, jak to Pan Jezus wyraża w przypowieściach o słudze dobrym: „A przystąpiwszy ten, który wziął pięć talentów, przyniósł drugie pięć talentów, mówiąc: Panie, dałeś mi pięć talentów: otom drugie pięć zyskał. Rzekł mu Pan jego: Dobrzeć sługo dobry i wierny: gdyżeś nad małym był wiernym, nad wielem cię postawię: wnidź do wesela Pana twego”.

W rozmaity sposób ludzie oddają Panu Bogu pożyczkę. Te sposoby zwykle nazywamy powołaniem albo stanem. Najświętsza Maryja obrała stan zakonny; zamieszkała przy świątyni jerozolimskiej, żeby wyłącznie modlitwą, rozpamiętywaniem dobroci Bożej i wykonywaniem uczynków miłosiernych, zapełnić żywot oddany bezpośrednio Panu Bogu. Mówimy: bezpośrednio, gdyż są inne powołania, które również spłacają dług Bogu, ale pośrednio, bo przez bliźnich, czyniąc im dobrze, co Pan Jezus zapewnił: „cokolwiek bądź uczynicie jednemu z tych, mnieście uczynili”.

„Chwalcie Pana wszystkie narody” - wzywa Psalmista, - bo każdy może i powinien chwalić Pana Zastępów, od którego wszystko, co posiada, otrzymał. Wszelki zatem stan, powołanie, miłe są w oczach Pana Boga, jako ewangeliczne talenty. Ale n ie zawsze to samo można powiedzieć o sługach, biorących jako pożyczkę one talenty. Bo spójrzmy, choćby pobieżnie na tych, co odbierają to lub inne powołanie. Na samym wstępie słyszymy wyrzut Pana Jezusa; „wielu wezwanych, lecz mało wybranych”. Co to znaczy? - Wielu garnie się do tego lub owego powołania, ale z tych zaledwie garstka naprawdę pragnie oddać Panu Bogu talenty z zyskiem. Raczej myślą o sobie, albo zgoła o niczym nie myślą. Życie dla nich jest igraszką, a nie zobowiązaniem.

Młodzieniec, gdy już jest w tych latach, że przecież musi obrać dla siebie jakiś zawód, zwykle nie bada własnej duszy, czy posiada odpowiednie uzdolnienie, czy należycie jest przygotowany, czy zgłębił dokładnie wszystkie obowiązki, czy wreszcie ma na celu chwałę Bożą i pożytek bliźnich? - A któżby tym głowę zaprzątał? To dziecinne skrupuły! Myśl o sobie, żyj dla siebie, i drzyj innych zawsze i tylko zawsze dla siebie!

Z tym hasłem na czele znaczny zastęp młodzieży wstępuje na drogę życia czynnego. Zajrzyj do ich duszy. Serce zwinięte w kłębek, zapatrzone w siebie, w sobie rozkochane. Myśl leniwie i nisko się wlecze, jak mgła poranna, przyczepiona do ziemi; za dużo ma w sobie wilgoci, ciężaru, żeby się mogła wzbić wysoko ku Niebu. Próżność, fantazją młodzieńczą nakarmiona, wyobraża sobie, że już posiada dostateczną mądrość i uzdolnienie, nadające jakoby prawo do natarczywego żądania bodaj od całego świata hołdów i nagród obfitych.

Lenistwo czuje wstręt do pracy; przesadna wiara w dziwaczne przysłowie, że lepszy łót szczęścia, niż funt rozumu, a nadto nadzwyczaj szkodliwa zła rada rodziców i przyjaciół, - wszystko to razem po cichu, ale silnie zachęca złego młodzieńca do zuchwałego oszustwa według szatańskiego zdania: drzyj łyka, póki się da! - I oto już gotowy jeden więcej zły robotnik. Czy ziszczą się jego nadzieje? - Nigdy. „Niepożytecznego sługę wrzućcie do ciemności zewnętrznej. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”.

Świat jako morze, kryje na dnie perły drogocenne. Aleć zawsze znajdzie je pilna ręka, skarbów pragnąca. Sięga po prawdziwe, bo fałszywymi pogardza. A świat potrafi odróżnić fałszywe od prawdziwych. Smutna zaiste, dola perły, która stała się fałszywą i mniema, że uda się jej zgarnąć cenę prawdziwej. Widząc te niepowodzenie prawie codziennie, powtarzamy za Panem Jezusem: „wielu wezwanych, lecz mało wybranych”. Bóg chce, żeby wszyscy byli szczęśliwi, lecz nie wszyscy chcą na to zasłużyć; zdaje się im bowiem, że mogą oszukać Boga i ludzi. Zawodu już doznali, ale błędu albo poprawić nie usiłują, albo, niestety już nie mogą. Zaprawdę są dla siebie grabarzami. Dary Boże zmarnowali!

Cóż tedy czynić trzeba, żeby uniknąć zguby? - Oto słuchajmy, co Pan Jezus mówi: „Marto, Marto, troszczysz się i frasujesz się około bardzo wiela. Ale jednego potrzeba. Maryja najlepszą cząstkę obrała, która od niej odjęta nie będzie”. Tym jednym, tą cząstką najlepszą jest wykonanie powołania według nauki Bożej. Słuchaj dalej, co wyrzekł Chrystus na krzyżu: „Wykonało się”. - Spełnił powołanie swoje zbawienia wszystkich ludzi - powołanie bolesne, wymagające ofiary krzyżowej.

Trzeba tedy na wzór Chrystusa Pana zaprzeć się siebie, pracować aż do krwawego potu, doskonalić się nieustannie, bo do nas przecież zwracają się słowa Pana Jezusa: „bądźcie doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonałym jest”; nie żądać wdzięczności ludzkiej, nie łaknąć bogactw, które mól zniszczyć może, lub złodziej zabrać; trzeba jedynie całym sercem troszczyć się o chwałę Bożą i szczęście bliźnich przysparzać.

Niech dusza twoja wolna będzie od próżności, a za to napełniona mądrością Bożą. Naucz się pogardzać słabostkami niewolnika, a przyjmij całym sercem obowiązki dobrego sługi Bożego. Wtedy i - tylko wtedy wykonasz powołanie, jakiekolwiek jest ono. Więc spoglądaj na przykłady Jezusa i Maryi, a one cię nauczą drugie pięć talentów przynieść Panu, za co dostaniesz radosne wezwanie: „Dobrzeć sługo dobry i wierny, gdyżeś nad małem był wierny, nad wielem cię postanowię: wnidź do wesela Pana twego. Amen.

Nauka na 11 maja

O wyborze męża lub żony

„... poślubiona Maryja Józefowi” (św. Mateusz 1, 18)

„Aby się wypełniło, co jest powiedziano od Pana przez proroka”, Najświętsza Maryja, Bogu ofiarowana, przyjmuje na męża swego św. Józefa, którego Ewangelista nazywa „sprawiedliwym”. Zawsze Maryja kieruje się wolą Bożą i dlatego czyni wybór doskonały. I pod tym względem przeto stała się Niepokalana Dziewica wzorem dla wszystkiej młodzieży. Kto według woli Bożej szuka męża lub żony, nigdy złego wyboru nie zrobi.

Nadzwyczaj ważną chwilą w życiu młodzieńca jest właśnie wybór towarzysza dozgonnego. Opuści dom rodzinny na zawsze, przejdzie do współmałżonka, żeby z nim odtąd dzielić wspólnie dolę i niedolę aż do śmierci. Opuści drogie osoby, które dały życie i staranne wychowanie, które nieodstępnie towarzyszyły przez lat tyle od kolebki! Opuścić - chyba niepodobna bez żalu, ale uważaj, żal ten, młodzieńcze, albo znacznie boleśniej podrażnisz, albo prędko utulisz ty sam wyborem swoim dozgonnego przyjaciela. Jeżeli bowiem podałeś sprawiedliwemu człowiekowi rękę, - dobroć jego ukoi bóle żalu twego; nie zapomnisz wprawdzie o rodzicach, ale do nich przyłączysz współmałżonka. Co jednak z twoim sercem dziać się będzie, gdy nieszczęśliwy uczyniłeś wybór, młodzieńcze? Oddałeś się złemu człowiekowi, który cię wyrwał z łona uczciwej rodziny, z życia radosnego, a przynajmniej spokojnego - i stał się dla ciebie nieodstępnym wrogiem. W sercu twoim odtąd mieszkać będzie - piekło.

Aleć chyba podobne smutne wypadki przytrafiają się bardzo rzadko, bo - znów: chyba - młodzież roztropna, przewidująca, bardzo ostrożnie zbada przyszłego przyjaciela, zanim poda mu rękę na znak przysięgi wiecznej wobec majestatu Boga. Tak przynajmniej należałoby przypuszczać, że przecież człowiek najstaranniej zatroszczy się o własne szczęście, tym bardziej, że tu chodzi nie o jeden dzień, ale aż o całe życie.

A jednak, niestety, inaczej się dzieje! Straszne, niepojęte zaślepienie. Kiedy zamierzamy kupić materiał na ubranie, prosimy sąsiada, jako znawcę, aby z nim poszedł do sklepu, pomógł wybrać najlepszy towar i obronił przed wyzyskiem kupca. I nikt nam tej troskliwości za złe nie poczyta, boć wiadomo, że szkoda tracić pieniędzy na darmo, a nadto każdy przecież pragnie włożyć na siebie dobre odzienie. - Kiedy kupujemy konia lub krowę na jarmarku również nadzwyczajną zachowujemy ostrożność, boć znane nam są rozmaite wybiegi, podejścia ludzi przewrotnych. Słowem, ile razy cokolwiek kupujemy, zawsze podejrzliwość nasza roztropnie bada przedmiot targowany, radzi się, pyta znawców, żeby uniknąć straty, - pieniężnej tylko!

Pieniądz -  rzecz nabyta. Dziś straciłeś, jutro znów zarobisz, aby jeno Pan Bóg dał zdrowie. Ale życia twego zaprzysiężonego uroczyście współmałżonkowi nie wycofasz już nigdy. Przepadło! Więc dlaczegóż, ludzie, tak częstokroć lekkomyślnie zawierają małżeństwa?

Co tu mówić o wyborze. Wyboru wcale nie było: pierwszy lepszy, lub pierwsza lepsza, aby prędzej. Dokąd ci tak pilno? Czy na zabawę, czy do rozkoszy cielesnej? - Nie spiesz się, bo jeszcze tyle zaznasz goryczy, strasznych cierpień, że one ci się sprzykrzą, radbyś uciec od nich, ale nie potrafisz, bo za późno.

Zatrzymaj się teraz cokolwiek. Lubo dopiero jesteś młodzieńcem, jednak życie twoje krótkie zdołało ci podać niejedno doświadczenie, jako nieocenioną przestrogę. Przypomnij sobie, ile już razy w życiu twoim spieszyłeś się i - prawie zawsze żałowałeś? Spieszyłeś się gorączkowo porzucić szkołę, pożegnać naukę - i dziś po cichu opłakujesz twoje nieuctwo. Spieszyłeś się do przyjaźnie z tym lub owym - i potem, doznawszy niejednej zdrady, uciekałeś smutny. Spieszyłeś się niejednokrotnie powierzać tajemnicę, otwierać duszę twoją i cóż cię spotkało? Częstokroć szyderstwo, niezrozumienie, albo zdrada. Wyznaj tedy szczerze, młodzieńcze, ile już razy pospiech twój nieszczęścia ściągnął na ciebie? Dlaczego tak prędko zapomniałeś o przestrodze z własnego doświadczenia? Dlaczego znów teraz narażasz się na najdotkliwsze może cierpienia, bo wieczne, nigdy się nie kończące?

Powiedz młodzieńcze, o kogo tu chodzi: o mnie, czy o ciebie? - O ciebie. Chodzi o twoje szczęście lub - niedolę. Nie pogardzaj tedy nauką, którą ci Najświętsza Maryja podaje z miłości ku tobie. Słuchaj więc i bądź roztropny w wyborze dozgonnego przyjaciela. Nie spiesz się, bądź cierpliwy. Badaj naprzód siebie, co cię skłania do wyboru tej lub tego. - Czy piękność? Nie daj się wabić malowankami. Niektóre trucizny są słodkie i pod zewnętrznym pięknem częstokroć wcale nie piękna dusza mieszka. „Nie patrz na piękność niewieścią, a nie pożądaj niewiasty dla piękności” - mówi Pismo Święte.

A może popycha cię do pośpiechu żądza cielesna? O ratuj się, bracie, modlitwą serdeczną, bo niezawodna czeka cię zguba. Żądze ciała nasyci ciało; żądza ochłonie, cóż wtedy nakarmi głodną twoją duszę? Szczęście daje tylko dobra dusza. I dlatego Ewangelista, mówiąc o św. Józefie oblubieńcu Najświętszej Maryi Panny, uznał za konieczne dodać „sprawiedliwy”, to jest: duchowo doskonały.

A może pilno ci posiąść bogactwa raczej niż męża lub żonę? Znów tedy usłuchaj mądrości Bożej: szczęście nie w bogactwach mieszka. Pieniądz bowiem jest takim narzędziem, jak miecz obosieczny: w ręku szalonego rozsiewa zgubę dookoła. Bogactwem największym jest serce, miłujące Pana Boga i bliźnich.

Słucha dalej, co mówi Pismo Święte „Lepsza jest trochę z bojaźnią Pańską, niż wielkie skarby nienasycające”. Albo: „Lepiej jest być proszonym na jarzynę z miłości, niż na ciele tłuste z nienawiścią”. „Cóż - zresztą - pomoże głupiemu, że ma bogactwa? - przecież mądrości kupić nie można”. A cóż warte bogactwo bez mądrości i bez miłości? - bez mądrości, „która sprawuje wszystko” i bez miłości, która weselem ozdabia życie ogniska domowego? A chyba każdy zgodzi sie na to, że „lepszy jest kęs chleba suchego z weselem, niż dom pełen ofiar z swarem”.

A może kto nagli cię namowami, szatańską zachętą? Nikogo nie słuchaj, jedynego tylko Boga. Nikt ci przyszłego przyjaciela dać nie może: ani twoi znajomi, ani twoja matka, ani twój ojciec, bo nie oni przysięgać będą, tylko ty, więc proś najlepszego Ojca w Niebiesiech, aby cię oświecił, aby uciszył w tobie wszelkie namiętności, a następnie badaj spokojnie, cierpliwie siebie samego i tych, z pośrodka których pragniesz wybrać przyjaciela dozgonnego. Radami jednak nie pogardzaj, by zbytecznie sobie nie ufać. „Wiedzą sąsiedzi, jak kto siedzi”. Przy pomocy ich wskazówek patrz w serce, patrz w duszę, co tam wypisano: miłość czy obojętność, złośliwość czy dobroć.

Jeżeli pragniesz, młodzieńcze, uniknąć nieszczęśliwego wyboru, to pilnuj mądrości Bożej, kieruj się bojaźnią Bożą, oddaj się w opiekę Maryi; a wtedy wybór twój niezawodnie zapewni ci szczęście i błogosławieństwo Nieba. - Amen.

Nauka na 12 maja

O małżeństwie

Wierny przyjaciel jest mocną obroną, a kto go nalazł, skarb nalazł” (Ekklaziastikus 6, 14)

Wspólne pożycie Niepokalanej Dziewicy i świętego Jej Oblubieńca, Józefa, jako najdoskonalsze, powinno być wzorem dla każdej rodziny chrześcijańskiej. Potrącamy o przedmiot bardzo drażliwy i zarazem bardzo ważny, bo o - małżeństwo. Ono jest podstawą narodów. Jeżeli podstawa słaba, cały budynek prędko runie. A cóż robić, żeby fundament był mocny? Na to pytanie można by dać krótką odpowiedź: naśladować święte życie Rodziny świętej.

Ale ponieważ odpowiedź krótka częstokroć niepostrzeżona wymyka się z pod uwagi ludzkiej, zatem dłużej wypada zastanowić się nad tak ważnym przedmiotem, jak życie małżeńskie.

Pomyślność jego zależy, zapewne od wyboru, jaki uczynili młodzi. Jeżeli bowiem przy wyborze kierowali się mądrością i bojaźnią Bożą, słusznie z góry przewidzieć można, że wspólne ich życie, choćby nawet szło po grudzie, zbliży ich serca bardziej ku sobie.

Oczywistą przecież prawdę wypowiada przysłowie, że smaczniejsza wodzianka z przyjacielem, niż łakocie z wrogiem. Nic nie zdoła zakłócić zgody małżeńskiej, jeżeli ona opiera się na wzajemnej miłości trwałej, serdecznej. Co wobec tego znaczy ubóstwo, niepowodzenie?

Gdy widzisz bliźniego w nieszczęściu, a miłujesz go prawdziwie, zapomnisz o sobie, biegniesz na ratunek i zaiste, czujesz się szczęśliwym, gdy możesz pocieszyć bliźniego. Jakoż tedy bardziej raduje się serce twoje, gdy oddalasz utrapienia od twego przyjaciela najlepszego, bo współmałżonka? Suchy kawałek chleba, nędza dojmująca, przykrości wszelkie niczym są wobec przeświadczenia małżonków, że żyją dla siebie i gotowi są nawet życie oddać w ofierze jedno za drugie.

Wejdźmy do rodzin, zgodnie długie lata żyjących. Ileż to małżeństw dziś posiada dobre imię i fortunę pokaźną, a kiedy się pobierali, jedynie miłość Boga i bliźnich była ich całym posagiem. Gdybyśmy zdołali w tej chwili uprzytomnić sobie najdokładniej godzina po godzinie od początku aż do końca życie małżeńskie zgodnego według myśli Bożej stadła, przekonalibyśmy się dowodnie, że bynajmniej na drodze ich nie słały się same róże, boć wiadomo, iż sługa nie może być wyższym od pana, jeżeli tedy Chrystus Pan po cierniowej stąpał drodze aż na Kalwarię, to i chrześcijanie powinni taką drogę życia przyjąć bez szemrania. Więc i ono stadło odważnie borykało się z trudnościami, zawsze ufając miłosiernemu Bogu, że pomoże dobrym małżonkom.

Modlitwa i praca, wzajemna uległość w prawdzie i sprawiedliwości, serdeczna pociecha w trudniejszej godzinie życia, ozłacają zawsze błogosławioną zgodę małżeńską. Tacy tylko, jako cisi bohaterowie chrześcijańscy, wychodzą zwycięsko z każdej trudnej przygody, pomyślność ich wzrasta, pokój niezamącony mieszka w ich sercach, czują pełność rozkoszy życia. Dla nich prawdziwie żywot jest darem Bożym. Umieli z niego skorzystać na chwałę Boża i pożytek bliźnich. Takim Niebo i ziemia zawsze błogosławić będą.

Jak w ogniu złoto bywa poznawane, tak w pożyciu małżeńskim na jaw wyjdzie istotny charakter człowiek. Kto żeni się dla pieniędzy, zaraz w pierwszych dniach życia wspólnego tylko pieniądze mieć będzie na widoku, a żona, jako dodatek obojętny, boleśnie uczuje poniżenie swoje. Kto odznacza się niestałością, burzliwym usposobieniem, wkrótce niszczyć zacznie pomyślność wspólnego życia. Może nigdy do nich promyk wesela nie zawita. „Mąż gniewliwy pobudza swary, który cierpliwy jest, uśmierza wzbudzone”.

Częstokroć, niestety, ludzie dlatego przed Tronem Boga Wszechmogącego przysięgają, żeby przez całe życie dręczyć się wzajemnie. Ileż naliczycie takich stadek nieszczęśliwych? Biedny człowiecze, dlaczego zamykasz oczy, nie chcesz poznać prawdy Bożej? Dlaczego własną ręką targasz szczęście? Zgoda małżeńska to skarb nieoceniony. Ona daje szczęście rodzinom i - narodom.

Małżonkowie teraz tu obecni przed ołtarzem Najświętszej Maryi, wzoru i opiekunki wszystkich ludzi, strzeżcież swej zgody, jeżeli jeszcze mieszka między wami; ale jeżeli nią wzgardzicie, lekkomyślnie, czym prędzej powróćcie ją do siebie, bo bez niej hańba, nieszczęścia ścigać was będą.

Nade wszystko przyznać musicie, że zgodę buduje miłość wzajemna i z niej wynikający szacunek. Nie okłamuj, nie przeklinaj, bądź przyzwoity, nie leń się, nie bądź chciwy i pyszny, a niezawodnie dozgonny twój przyjaciel patrzeć na cię będzie, jako na dobrego człowieka; jego cześć dla ciebie stanie się stróżem jego miłości dla ciebie, a więc i podstawą zgody małżeńskiej.

Oto teraz odsłania się przed nami tajemnica zgody: dlaczego mianowicie tak rzadką jest ta perła w rodzinach, bo nie wiele jest ludzi, zasługujących na szacunek. Inaczej postępuje mąż w domu, a inaczej na ulicy. Na ulicy przynajmniej stara się zachować pozory uczciwości, ale w domu, oddzielony od świata ścianami, daje swobodę częstokroć najbrutalniejszym instynktom swoim; zdaje mu się, że teraz nikt go nie widzi, nie krępuje wtedy swej pychy, głupoty, bezwstydu, bezczelnego kłamstwa, wyuzdanego przekleństwa, nałogu pijaństwa, próżniactwa. W domu opada a niego złudna szata cnoty, jaką się osłania przed światem; okazuje całą swoją szpetność oczom współmałżonka i dzieci. Czyż tedy dziwić się można, że w domu jego nie mieszka zgoda, że Bóg nie błogosławi?

Nikt tak dobrze nie zna męża, jak żona, - a żony, jak mąż; oboje bowiem nieustannie wpatrują się w siebie i drobnymi nawet postępkami odsłaniają wszystkie zalety lub wady - i w miarę dłuższego pożycia albo stygnie wzajemna miłość, gdy poznali szpetność swych dusz, albo wzrasta miłość i w cześć się zamienia, jeżeli widzą w sobie szlachetność serca, czystość duszy.

A co teraz po tym wszystkim powiemy? Oto zwróćmy się do Najświętszej Maryi z gorącą prośbą, aby wyjednała nam łaskę dobrego życia, co niezawodną zapewni zgodę, a zgoda da nam szczęście niekłamane, szacunek ludzki i błogosławieństwo Boże. Amen.

Nauka na 13 maja

O pracy

„W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba” (Genesis 3, 19)

Wpatrzcie się drodzy bracia uważnie w koronę cnót Najświętszej Maryi, a zobaczycie między innymi wspaniałej piękności cnotę - pracowitości. Wszystkie przepiękne legendy o Matce Boskiej ukazują nam Ją jako zawsze pracowitą. Zajęta przędzą przy kołowrotku, opodal stoi przy warsztacie ciesielskim św. Oblubieniec, nawet Najświętsze Dziecię Jezus pomaga swemu opiekunowi. Cała święta Rodzina zajęta pracą. Nikt bowiem nie jest wolny od pracy. Czy z tego powodu smucić się, czy radować? Jak to smucić się? Azali praca jest przekleństwem?

Zapewne, Pan Bóg, wypędzając Adama i Ewę z raju, skazał ich na wszelkie dolegliwości, na ciężką w pocie czoła pracę. Była to kara sprawiedliwa za nieposłuszeństwo. Atoli jednak Pan Bóg i w karaniu okazał miłosierdzie swoje nad upadłym rodzajem ludzkim. Nie zmiażdżył zupełnie Stwórca szczęścia na ziemi; dał nadzieję zbawienia, kładąc za warunek zasługę. Zasługę przecież buduje praca, wprawdzie w pocie czoła, ale bądź co bądź patrzymy na nią, jako na błogosławiony dar Boży, przywracający utracone szczęście.

Kto tedy pracę nazywa przekleństwem, urąga niewdzięcznie najlepszemu Bogu, albo przynajmniej oświadcza, że zgoła nie pojmuje dobrodziejstw, jakie właśnie człowiek zdobyć może pracą. Cóż to nazywamy pracą? - Wykonywania przykazań Bożych. Wszelki w tym celu wysiłek jest - pracą. A lubo łaska Boża wspiera słabe siły człowieka, wszakże człowiek współdziałać musi, a przeto kłaść własną pracę, co św. Augustyn wyraził w tym zdaniu: „Bóg cię stworzył bez ciebie, człowiecze, ale zbawić cię bez ciebie nie może”, to jest bez twego udziału pracowitego. A teraz czy przyznasz, bracie, że praca wcale nie jest przekleństwem, ale owszem, błogosławieństwem w przekleństwie, szczęściem w nieszczęściu, promieniem światła w ciemności?

Praca stoi na straży godności ludzkiej, nie dopuszcza zniżyć się do żebractwa, a pomaga podnieść się aż do bohaterstwa. Misjonarz, nawracający ludy pogańskie; kaznodzieja, wykładający prawdy wiary; siostra miłosierdzia, czuwająca troskliwie przy łożu chorego; matka, starannie wychowująca dzieci; ojciec, wypełniający sumiennie obowiązki głowy rodziny, lekarz umiejętnie walczący z chorobą; sędzia, broniący sprawiedliwości; rzemieślnik, oddający rozmaite usługi bliźnim, - wszyscy pracują, to jest wykonują, każdy według swego powołania, obowiązki. Im który człowiek usilniej, gorliwiej pracuje, tym dokładniej wypełnia wolę Bożą, tym większą zdobywa zasługę na żywot wieczny i pomyślność doczesną.

Chcąc jednak wyczerpać znaczenie pracy, wypada zwrócić uwagę na bardzo ważny szczegół, a mianowicie na - źródło pracy.

Słusznie przyrównano lenistwo do wody stojącej. Dlaczego woda stoi? Bo nie ma źródła, które by nieustannie wylewając z siebie wody, zmuszało ją do ciągłego biegu. Przyczyną tego ruchu rzeki jest niewyczerpany ruch źródła. Czy więc zgodzicie się drodzy bracia na to, że gdy pustka w duszy, w tym źródle życia, tam musi być jeno staw stojący i pomaleńku zmieniający się w bagnisko?

Cóż bowiem ręce robić będą gdy śpi dusza? Ręce są przecież tylko wykonawcami. Trzeba nimi kierować, wskazywać im czynności. Nie ręce tedy, ale dusza pracuje, ona nakłania ręce do roboty. Co dusza miłuje, czego pragnie, to robi, do tego dąży; ale jeżeli nic nie robi, to oczywista, że na wszystko jest obojętna. Z tego powodu zwykle dzielimy ludzi na najemników i pracowników z zamiłowania. Najemnik idzie na rynek i czeka aż ktoś go do roboty zawoła. Robi co mu każą; nie patrzy na robotę, ale na zapłatę; nie cieszy się tym, że pod ręką rośnie mu praca, ale jedynie raduje go zbliżający się zachód słońca, koniec dnia roboczego. Najemnik sprzedaje swoją siłę; o tyle robi, o ile go pilnują, zmuszają. Niepilnowany nic nie robi, albo cokolwiek i niedbale, lecz po zapłatę ręce zuchwale wyciąga. Najemnik jest zawsze zimny, obojętny, ociężale z kąta w kąt się przelewa; nic go nie zajmuje, życie dla niego nie ma uroku, skarży się, narzeka, przeklina ciężary życia; raduje go lenistwo, a zasmuca praca. Zaprawdę dla najemnika tylko praca wydaje się przekleństwem.

Zgoła inaczej zapatruje się na pracę zamiłowany w niej robotnik. Pracując, jest w swoim żywiole; robota pali się w jego ręku; zakochany w niej zapomina o wszystkim innym, nawet do jedzenia kilkakrotnie wołać go trzeba. Całą jego duszę pochłania to, co robi. Najchętniej o podjętej pracy rozmawia, powodzenie w niej raduje go, niepowodzenie zaś zasmuca: nie rozumie życia bez pracy; ona prawdziwie staje się dla niego dobrodziejstwem Bożym. Prosi gorąco Boga o zdrowie, żeby mógł pracować; prosi o pracę, żeby mógł trwałe ślady zostawić po sobie, żeby dar życia zużytkować na chwałę Bogu i pożytek bliźnim. Pracuje tedy, bo kocha Pana Boga i bliźnich.

Więc znów wracamy do źródła pracy, - do duszy. Im bardziej ożywiona jest miłością świętą, tym gorliwiej pracuje. Patrząc na pracę robotnika, poznasz jego duszę. Świadectwem najwymowniejszym o jej wartości jest nie to, co mówi, czego pragnie, ale jedynie to, co robi, do czego dąży wytrwale. Nie inaczej przecież oceniamy każdego człowieka, czy on jest parobkiem, ogrodnikiem, lekarzem, adwokatem; patrzymy badawczo, co i jak robi; to nam wystarcza do wydania prawie sprawiedliwego o nim sądu.

Po tym wszystkim, co wyżej powiedziano, dziwić się trzeba, dlaczego rodzice, chcąc niby dzieci zachęcić do pracy, jedynie wystawiają pracę, jako dobrodzieja, jako coś tajemniczego, co rozdaje bogactwa i zaszczyty. Praca przecież nie jest coś oddzielnego od człowieka. Praca, to usposobienie duszy, to cnota. Żeby zachęcić do niej, trzeba nie wychwalać ją, ale pracować nad duszą, budzić w niej miłość do Pana Boga i bliźnich, pragnienie wypełniania obowiązków świętych, dążenie do celów szlachetnych, wzniosłych.

Miarą dobrego wychowania dzieci jest zamiłowanie ich do pracy. Jeżeli naprawdę, ojcze i matko, ożywiliście dusze swych dzieci miłością dla Pana Boga i bliźnich, to z pewnością one nigdy w lenistwie smakować nie będą. Takie usposobienie ich duszy prawdziwie wielkim dobrodziejstwem nazwać się godzi.

Miłości tej nie zabiją zmartwienia; zawsze pracować będą znajdując ukojenie w zajęciu się ulubioną robotą. Do nich też jedynie stosuje sie rada świętych: módl się i pracuj. Modlą się nie tylko słowem, ale i czynem. W słowach wyrażają pragnienie, w działaniu zaś wykonanie woli Bożej. Modlitwa i praca zlewają się w jeden piękny akt posłuszeństwa przykazaniem Bożym.

Kiedy św. Izydor Oracz modlił sie, anioł wtedy jego pługiem orał w dalszym ciągu pole, żeby tym okazać, że pracę z modlitwą zjednoczyć można, bo obie wypływają z jednej duszy, przejętej miłością Boga i bliźnich. Widzimy to zjednoczenie istotnie we wszystkich pracach świętych i bohaterów chrześcijańskich. Czymże bowiem były prace świętych: Benedykta, Bonifacego, Franciszka z Asyżu, Dominika, Franciszka Ksawerego, Wincentego a Paulo i tylu innych, jeżeli nie chwałą, oddaną Najwyższemu Bogu i dobrodziejstwem dla rodzaju ludzkiego?

Święta dusza wielkie i piękne dzieła wypełnia. To chyba dostatecznie przekonywa, że jeżeli chcemy ludzi usposobić do pracy, starajmy się uświątobliwić dusze.

Najwymowniej zachęca nas do tego przykład Najświętszej Maryi. Niepokalana Jej dusza, ożywiona miłością Boga i bliźniego, najpracowiciej wypełniała wszystkie przykazania Boże.

Czcimy Maryję? - więc też gorliwie naśladujmy Jej cnotę pracowitości, a życie nasze stanie się echem Jej życia, zasługą na żywot wieczny. - Amen.

Nauka na 14 maja

O obowiązku

Któż, drodzy bracia dokładniej wypełnił obowiązki powołania swego nad Maryję? Kiedy patrzymy na Nią, jako na Dziewicę, Bogu poślubioną, wyznać musimy, że najtroskliwszym była stróżem ślubu swego, co okazała, trwożliwie zapytując Anioła zwiastującego: „Jakoż się to stanie, gdyż męża nie znam?”. Aż Anioł uspokoić Ją musiał zapewnieniem: „Nie bój się Maryjo, albowiem znalazłaś łaskę u Boga”. I dopiero wtedy na znak uspokojenia odpowiedziała pełnym uległości zdaniem: „Oto służebnica Pańska, niechaj mi się stanie według słowa twego”. - I oto stała się Matko Zbawiciela; przyjęła na siebie nowe, najcięższe obowiązki - obowiązki Matki Bolesnej, Matki Ofiary Krwawej za grzechy ludzkie. I wytrwała w tym najcięższym obowiązku bez szemrania, bez słowa skargi.

Zaniosłaś Maryjo, ofiarę swoją aż na Golgotę i, jako ukoronowanie obowiązku Matki Bolesnej, patrzyłaś na śmierć Najdroższego Syna.

Zawisł Chrystus na krzyżu. Mękę krzyżową z Nim razem dzieliła Matka Jego Najświętsza.

W obowiązku Matki Zbawiciela wytrwała Maryja aż do końca, aż do skonania, wstrząsającego Niebem i ziemią.

Słabszą się okazałą opoka Golgoty, bo pękła na dwoje, a serce Twoje Najświętsza Maryjo, wytrzymało ciężar obowiązku Matki Zbawiciela. Niebo czarną okryło się chmurą żałoby, nie mogąc ukryć żalu, a Twoje, Nieba Królowo, serce jawnie złożyło Bogu ofiarę, mówiąc pokornie: „oto służebnica pańska, niechaj mi się stanie według słowa Twego”.

Zawsze tedy wierna obowiązkom swoim.

Oto niewyczerpana nauka dla każdej duszy chrześcijańskiej. Uczucia swoje Maryja poddaje woli Bożej. Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Rzec można prawie, że wytrwanie Maryi w obowiązku Macierzyństwa było warunkiem zbawienia rodzaju ludzkiego. Wypełniła go najdokładniej, przeto ziściła obietnicę Bożą., sprowadziła królestwo Boże na ziemię.

Na początku ochoczy, ale wytrwanie aż do końca cnotę stanowi. „Nie każdy, który mówi Panie, Panie, wnidzie do królestwa niebieskiego, ale który czyni wolę Ojca Mego, który jest w Niebiesiech, ten wnidzie do królestwa niebieskiego”.

Nauka o obowiązku jest tylko dopełnieniem nauki o pracy. Co przedsięwzięła dusza według woli Bożej, w tym powinna wytrwać aż do końca i to właśnie wytrwanie nazywamy obowiązkiem.

Jednak, niestety wyznać trzeba, że lubo uwielbiamy Najświętszą Maryję w pieśniach i modlitwach, jakoś nie kwapimy się uczynkami okazać czci przez wierne Jej cnót naśladowanie. Albowiem czyż wielu jest takich, którzy by, zapatrzeni na wzór Maryi, wytrwale aż do końca spełniali swe obowiązki? - Ogólna to - powiadacie - słabość ludzka, żeby stękać wyłamywać się od powinności swego stanu lub powołania. Alboż to usprawiedliwia? Nie; gdyż nie do słabości, ale do doskonałości jesteśmy obowiązani słowami Pana Jezusa: bądźcie doskonali jako wasz Ojciec w niebiesiech doskonały jest. Do doskonałości tedy dążyć powinniśmy i - możemy. Powinniśmy, bo każe - Bóg; możemy, bo pomaga - Bóg.

Palec Boży ten rozkaz wypisał w naszych sercach. Może dla siebie nie chcemy przez lenistwo, ale za to od każdego człowieka z całą surowością żądamy, żeby sumiennie i najdokładniej wypełniał swe obowiązki, które przyjął na siebie; dla tych zaś, którzy odznaczyli się doskonałością w pełnieniu swych obowiązków, żywimy niekłamany zapał i uwielbienie.

Lubimy czytać żywoty Świętych, bo tam spotykamy się z działalnością mężów Bożych; nigdy nie cofających się przed obowiązkiem; doznajemy też rozrzewnienia, wsłuchując się w opowiadania o czynach bohaterów chrześcijańskich, dla których obowiązek był tak drogim, tak świętym, że nawet własne życie kładli w ofierze, gdy tego od nich wymagał.

Któż bez wzruszenia czytać może Listy św. Pawła? Częste odbywał podróże uciążliwe, narażał się na liczne przykrości, udręczenia zadawane mu przez niechętnych nauce Chrystusowej; ale to go bynajmniej nie zrażało, nie osłabiało w nim zapału do wypełniania świętego obowiązku Apostoła narodów.

Szedł naprzód z czołem podniesionym, z krzyżem w ręku z miłością w sercu. Uczył wszystkich; zapraszał do Chrystusa. W pracy tej był niestrudzony i nikomu ciężarem, jak to sam o sobie mówi: „Aniśmy chleba darmo od którego pożywali, ale w pracy i utrudzeniu w nocy i we dnie robiąc, abyśmy którego z was nie obciążyli. Nie jako byśmy mocy nie mieli, ale żebyśmy wam sami siebie na wzór dali, abyście nas naśladowali. Albowiem i gdybyśmy byli z was (w Tessalonice), tośmy wam opowiadali, iż jeśli kto nie chce robić, niech też nie je”. „A wy bracia - mówi dalej św. Paweł - nie ustawajcie, dobrze czyniąc. A jeśli kto jest nieposłuszny słowu naszemu, nie mieszacie sie z nim, aby się zawstydził. A nie poczytacie jako nieprzyjaciela, ale upominajcie jako brata”. Jakaż w tym objawia się surowość dla siebie, a miłość dla ludzi, braci w Chrystusie Panu! Obowiązku nieustannie i doskonale pilnując, mógł św. Paweł z całą mocą wierzącej i miłującej duszy powiedzieć o sobie na zakończenie te piękne słowa: „Potykaniem dobrem potykałem się, zawodum dokonał, wiarem zachował. Na ostatek odłożon mi jest wieniec sprawiedliwości, który mi odda Pan, sędzia sprawiedliwy, w on dzień, a nie tylko mnie, ale i tym, którzy miłują przyjście jego”.

Codzienne życie obfituje w przykłady doskonałego spełniania obowiązków według nauki i wzoru Zbawiciela. Żołnierz stojący na warcie, urzędnik dokładnie załatwiający interesa publiczne; nauczyciel, wychowujący młodzież na dobrych ludzi, rzemieślnik bez zarzutu wykonywujący poleconą mu robotę; ojciec wytrwale podejmujący się ciężkiej pracy, żeby wyżywić rodziną, matka, jak pelikan, gotowa krwią własną karmić dzieci, - oto codzienni cisi bohaterowie chrześcijańscy, stale wierni obowiązkom. Świat nic nie wie o ich wysiłkach, udręczeniach i pokusach, które zwalczać muszą. Bóg widzi to dostatecznie. Pochwała świata nie zasługuje na to, żeby tylko dla niej spełniać obowiązek. Dziś ludzie powiedzą tak, jutro inaczej. Ale w duszach naszych wyrażone jest inne prawo Boże, a którym zgadzając się, zdobywamy najdroższy spokój sumienia, zadowalające świadectwo, żeśmy spełnili obowiązek. Wolno stąd czerpać szlachetne, święte zadowolenie, jako upewnienie, żeśmy dokładnie wykonali to, cośmy wykonać powinni: „zawodum dokonał”.

„Wszystko mi się godzi, ale nie wszystko pożyteczne”. Mógłby człowiek robić, co mu się podoba, ale nie wolno, bo życie dano mu pod rachubą. Żyje nie dal siebie, ale dla Boga i bliźnich. Tę przeto tylko pracę podejmować może, która jest „pożyteczna”. I gdy jej się raz podejmie, wytrwale i doskonale wypełniać ją powinien. I to jest właśnie obowiązek. Życie jest obowiązkiem. Obowiązek życie wypełnia, nic w nim oprócz niego mieścić się nie może. W obowiązku bowiem wypełniają się wszystkie przykazania Boże; z obowiązku płynie tylko chwałą Ojca w Niebiesiech i pomyślność braci na ziemi. Obowiązek tedy, to cały zakon.

Słusznie więc ludzie na pierwszym miejscu stawiają obowiązek; żądają go, chwalą i wielbią. Ale dlaczego częstokroć chcemy ciężar jego zrzucać z siebie? Czy usprawiedliwiamy się niedostateczną siłą, ułomnością? Bynajmniej bo nawet nie przyznajemy się do tego, że nie spełniamy obowiązków. Powiedz której matce, że nie pilnuje dzieci, że one samopas puszczone same siebie wychowują na złych ludzi. Powiedz, a rozgniewa się bardzo. Powiedz ojcu, że z powodu lenistwa niedostateczny przynosi zarobek do domu, co nie wystarcza na najniezbędniejsze potrzeby rodziny. Powiedz, a oburzy się na ciebie. - Powiedz tym i owym ludziom, że zanadto lekceważą swe obowiązki, a spotka cię ich gniew bardzo wielki. Nie chcą, żeby im wytykano niedbalstwo, pragną uchodzić za najlepszych ludzi - Nie niemożność tedy, ale jedynie lenistwo, połączone z obłudą zamyka oczy wielu ludzi na świętość i konieczność obowiązku.

A może i my do nich należymy? Jeżeli tak jest, to uderzmy się w piersi i mówmy za celnikiem: Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu! Nie wystarcza wszakże jedynie skrucha, ale też potrzebna poprawa bez odwłoki.

Uczyńmy teraz takie postanowienie przy ołtarzu Najświętszej Maryi, prosząc Ją gorąco, żeby wstawiennictwem, zawsze skutecznym, wyjednała nam łaskę wytrwałego wypełniania obowiązków naszych aż do końca, co dopiero, według słów Pana Jezusa, zapewni nam nagrodę wieczną w królestwie niebieskim. - Amen.

Nauka na 15 maja

O lekkomyślności

W życiu Najświętszej Maryi nie spostrzegamy lekceważenia obowiązków, jakie wywiązywały się dla Niej z przyjętego Macierzyństwa. A dla nas czcicieli Maryi, jakże często lekkomyślność tylko wystarczała do spełniania obowiązków świętych! Ileż matek grzech ten ciężki popełnia nawet bez wyrzutu?

W pierwszych chwilach bawi je to, że są matkami; cieszą się maleństwem, pieszczą, całują, dają rozmaite podarki; nieraz boleją nad tym, że u stóp dziecięcia swego nie mogą złożyć świata całego w ofierze. Z tego zapału, z tych pragnień może wypadałoby przypuszczać, że te matki wiernie aż do końca wypełniać będą obowiązki macierzyńskie względem ukochanych dzieci.

Zapały te jednak, niestety, częstokroć są tylko ogniem słomianym, zabawą chwilową. Teraz matka bawi się dzieciną, nazywa ją pieszczotliwie: skarbem, brylantami, koroną, ale wkrótce potem zniecierpliwiona bije, przeklina, narzeka: „Nieznośny bachor, nie mogę przez niego pójść do kościoła, lub do sąsiadki, pobawić gościa, wyjść na spacer, przespać się po obiedzie, lub wytchnąć swobodnie”. Co to znaczy? Czy mówi to ta sama matka, która wszystkie skarby świata widziała w swej dziecinie? - co się z nią stało? Nie dziw się bracie. To tylko ułomność ludzka. Przed godziną matka bawiła się dzieckiem; teraz czułość ją ominęła, pragnie czegoś innego, trochę odpocząć, pogawędzić z kumami o wadach ludzkich w ogólności i w szczególności, (a o sobie nic, boć nie wypada chwalić siebie); wmawia w siebie, że to lub owo zrobić musi, a ten bachor, jak na złość żąda opieki macierzyńskiej, bo lęka się sługi obojętnej i nawet niedbałej. Matka rozgniewana na grymas dziecka, zaczyna pragnąć, żeby dziecka wcale ... nie było. Wtedy przecież miała by zupełną wolność.

Co tak prędko tę czułą przedtem matkę zmieniło? Ach, to tylko ułomność wspólna niby wszystkim ludziom! O, nie wspólna wszystkim, jeno tym, którym zdaje się, że kochają dzieci, ale oni właściwie kochają tylko siebie. Mówią pięknie o zaparciu, ale kłamią sercem i słowem. Usiłują w świat i w siebie wmówić, że niepodzielnie ofiarowały się dzieciom, że wspaniałomyślnie chcą być bohaterkami chrześcijańskimi. A jeżeli ktoś okaże wątpliwość, lub ośmieli się dać maleńkie napomnienie płochej matce, wtedy zapomina ona o tym, co przed chwilą mówiła o wielkim posłannictwie matki, a broni się wymówką oklepaną, bez znaczenia, że to przecież przewyższa siły ludzie, że wszyscy jesteśmy ułomni, a nie aniołami. Wymówka bardzo zręczna, całą w niej schowała się matka. Nikt jej nie potępi, bo w takim razie musiałby potępić wszystkich. Nie każdy potrafi tak palić za sobą mosty. Ale to bynajmniej nie przeszkadza kiedy indziej chórem składać hołd „znanym czcigodnym matronom”.

Podobnie zupełnie słabostki spotykamy i w innych stanach i powołaniach.

Ktoś nie wypełnia obowiązku, ale tylko bawi się, stąd słuszne przysłowie: „nowość bawi”. W początkach jest bardzo gorliwy, skrupulatny; najdokładniej poddaje się wymaganiom twardych obowiązków; ale po niedługim czasie sprzykrzy mu się ta nieubłagana powinność. Człowiekiem jest przecież; zabawić się trzeba, rozerwać, użyć swobody. To prawda, ale obok niej jest druga prawda, że najtrudniej złoty środek utrzymać. Naprzód poświęca się skąpą chwilę na rozrywki; ale potem coś rośnie chwila do rozmiarów godzin, półdni - tygodni itd. Nie wiadomo jak i kiedy obowiązek stał się pasierbem, spycha się go prędko, niedbale, aby zbyć, aby więcej było czasu, - ale na co? - czasem na zabawę, niekiedy zaś tylko na - nudę!

Można tedy rzec śmiało, że ci i owi dotąd pełnią obowiązek, dopóki daje przyjemność, ale niech spróbuje wymagać poświęcenia, ofiary, zaraz skarga wyrywa się z rozżalonego serca i tysiące sypie się usprawiedliwień, gotowych bronić lekceważenia, niedbalstwa. Wszyscy przecież jesteśmy ludźmi; coś trzeba zapisać na karb ułomności ludzkiej.

To za wiele, to za nadto! Lekkomyślność bardzo wielu przechodzi granice uprawnionej ułomności, staje się występkiem brutalnym, domagającym się usprawiedliwienia, bo nie chce zrzec się ulegania słabostkom, namiętnościom, które zwalczać człowiek powinien w imię świętych obowiązków. Nie wolno mu przyjąć je lub zrzucić z siebie; musi je przyjąć i musi wypełniać starannie, pod groźbą niebłogosławieństwa Bożego i wykluczenia z grona ludzi czcigodnych.

A jednak prawie ustaliło się mniemanie, że obowiązki, które wprawdzie przyjmujemy z wyboru, możemy bezkarnie według własnego widzimisię traktować, albo bardzo poważnie albo też bardzo lekkomyślnie, o ile rozumie się nie zmusza nas do tego wyższa władza. Jeżeli ktoś nam każe, a słuchać go musimy, wtedy chcą nie chcąc ulegamy, pchamy ciężką taczkę przed sobą; ale jeśli nad nami przewodzić nikt nie ma prawa, lub wpływu, a niewykształcone sumienie drzemie, wtedy robimy co i jak nam się podoba. A gdyby jeszcze współzawodnictwo, czyli tak zwaną konkurencję usunąć ze stosunków ludzkich, która znaczny hamulec nakłada na bujną lekkomyślność ludzką, wówczas może słusznie zdziwieni pytalibyśmy geografów (ziemioznawców), gdzie mieszka obowiązek wolny od lekkomyślności.

Żeby uniknąć zarzutu przesady, chociaż pobieżnie, w tym miejscu zwróćmy uwagę na znane już od dawna lekkomyślne traktowanie ważnych i świętych obowiązków. Powtórzmy tedy naprzód znane niedbalstwo matek, wynikające i z nieuctwa i z lenistwa i z nie gruntowego wykształcenia religijnego. Dalej lekkomyślność ojców, tracących pieniądze i zdrowie za domem!,  a gdy trzeba dać na niezbędne potrzeby, to krzywią się, stękają; lub gdy wypada staranniej pracować nad wychowaniem dzieci, to nie mają czasu, lub zdawkowa odpowiedź płynie: „a matka od czego”. Czy zamilczeć w częstej lekkomyślności lekarzy przy łożu chorego, kupca za stołem sklepowym, rzemieślnika wykonywującego zamówioną robotę, sługi w domu i gospodarstwie. Szereg nieskończony! Każdy przyzna, że to prawda.

O, tak, to wielka prawda, - wołamy uradowani, że możemy ostro bliźnich sądzić. Gdy czyjeś dziecko wpadło do kadzi, wodą napełnionej, podnosimy wielki krzyk oburzenia, ale gdy nasze sparzy się, potłucze, lub bez opieki biega i wdając się z złym towarzystwem, przejmuje brzydkie wady na całe życie, - o tym milczymy uparcie i na usprawiedliwienie siebie mamy sto powodów. Gdy ktoś zdradził przyjaciela, potrafimy bardzo pięknie uczciwej nitki nie zostawić na winowajcy, ale gdy my zdradzamy sąsiadki, krewne słowem i uczynkiem, - to drobiazg wtedy, umiemy nawet czyn zły tak zręcznie przenicować, że wyjdzie z tego co najmniej uczynek miłosierny. Czegóż to człowiek przewrotny nie umie zrobić językiem, tym bardziej, jeżeli młynkuje nim doskonale.

Zawsze tedy obracamy się około jednej prawdy, że obowiązek jako wola Boża panuje nad światem, ale wielu ludzi lekkomyślnie wyłamuje się spod jego prawa. Dlaczego? Bo nie mają oni zamiłowania do pracy; robią jak najemnicy za grosz, i nieustannie targują się, żeby najmniej dać, a najwięcej wziąć; między obowiązkiem i duszą zimnego człowieka nie ma nic wspólnego. Wola Boża nie ma przystępu do twardego serca, a prośba roboty nie będzie zrozumiana. Nie mów do takiego człowieka: ucz się, udoskonalaj. Pielęgnuj to, co podaje ci twój obowiązek. Zamiast podziękowania za dobrą radę, dostaniesz uśmiech szyderczy i uwagę triumfującą, że dziś rada taka nie popłaca.

Zwróćmy się bracia z gorącą prośba do Najświętszej Maryi, doskonałego wzoru wypełniania świętych obowiązków, żeby łaska Boża ustrzegła nas od grzechu lekkomyślności. Amen.

Nauka na 16 maja

Ciąg dalszy o lekkomyślności

Niepodobna chyba, drodzy bracia, gniewać się na lekarza za to, że często chorego odwiedza. Z chorobą bowiem trzeba walczyć nieustannie, długo i uparcie. Również za złe nie mamy ojcu, że często daje napomnienia ukochanemu synowi, który zapamiętale poddał się niszczącym grzechom. Grzech tak silnie owładnął duszę nieszczęsnego syna, że nie raz jeden, ale tysiąc razy trzeba mu powtarzać jedno i to samo napomnienie, zanim zdoła zwrócić na nie uwagę i zrozumieć całą jego doniosłość.

Tak postępowała św. Monika z synem swoim Augustynem. Długo i nieustannie wyrzucała mu obrzydliwość grzechów jego, aż nareszcie uderzony wytrwałym powtarzaniem jednej i tej samej nauki, gdy zgłębił należycie jej znaczenie, łaską Bożą wiedziony, otworzył oczy na prawdę i przejąwszy się nią najgorliwiej, odmienił życie, świętym został i wielkim doktorem Kościoła.

Niezawodna to prawda, że powtarzanie jest matką umiejętności. Przysłowie nawet tę pożyteczną mądrość podaje narodu: kropla do kropli padając, kamienie wyżłabia. Jeżeli twierdza broni się uparcie, trzeba nieustannie ponawiać na nią napady; a znękana w końcu poddać się musi. Dobry nauczyciel chętnie z uczniami powtarza jedne i te same ćwiczenia trudniejsze i większej wagi, żeby na zawsze utknęły w pamięci.

Oto dlaczego znów, drodzy bracia i w dzisiejszej nauce jeszcze obowiązek natarczywie puka do naszej uwagi. Niech to imię nie przeraża, ale raczej zachęca do zastanowienia, dlaczego mianowicie obowiązek ważną odgrywa rolę w życiu człowieka. Najwymowniejszym chyba dowodem jest po życiu Pana Jezusa żywot Jego Matki Najświętszej Maryi.

Jeden pojedynczy kwiatek zachwyca człowieka, ale gdy ich wiele zbierzemy w jeden bukiet, o ileż bardziej ten zachwyt podnoszą! Dlaczego? Bo jeden piękny woła wiele innych podobnych na pomoc. Wszystkie tedy zmierzają ku jednemu celowi.

Oto obraz obowiązku, który jest przecież tylko szeregiem jednych i tych samych uczynków, zmierzających do celu jednego. Cel piękny i wszystkie do niego odnoszące się uczynki, współzawodniczą między sobą o lepsze, - oto obowiązek, pojęty w duchu nauki chrześcijańskiej. A doskonałym jego wzorem jest cały żywot Najświętszej Maryi. Nigdy nie lekceważyła tego, co wykonać była powinna. Nie spieszyła się - aby dalej; nie zbywała lekkomyślnie nawet drobnych uczynków, bo żyła w Jej sercu prawda święta: kto pogardza rzeczami małymi, niezawodnie wkrótce potrafi to samo zrobić z wielkimi.

Od łyka do rzemyka, a potem nawet do konika. To przysłowie pamiętają dobrzy ojcowie, troskliwie czuwający nad dziećmi; nigdy im nie pobłażają, gdy nawet najdrobniejszy popełnią występek.

Wszelkie zło powinno być natychmiast wykorzenione, bo gdy się rozwielmożni, wtedy już siekiery używać trzeba, a nie każdy potrafi umiejętnie nią władać; zresztą nie każdy chce się do niej uciekać.

Z dziećmi łatwiejsza sprawa, bo jeżeli mają nad sobą rozumną opiekę, muszą sumiennie wypełniać swe obowiązki; ale najtrudniejsza, częstokroć niemożliwa poprawa u starszych. Dojrzały człowiek czuje się niezależnym panem siebie, mniema, że wolno mu robić, czego jeno rozbrykana dusza zażąda.

Nie mów mu nic o obowiązkach. Co mi powiadacie! - woła zuchwale. Ja wiem lepiej, jakie są moje powinności. Nie pytajmy już jakie, ale patrzmy co robi? Robi niedbale, pospiesznie, robi nawet bardzo często źle zupełnie, choć chodzi mu nade wszystko tylko o zapłatę. Aby wziąć pieniądze. Dajcie pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy! - woła gorączkowo. Pieniądz dla niego jest bóstwem. Marzy o zbogaceniu się, a całą duszą szpetną naigrawa się z obowiązków.

Czy słyszysz kiedy wypowiedziane z mocą szczerego przekonania: to mój obowiązek!? - Chyba bardzo rzadko; za to dość często: to mój interes.

Ktoś jest dozorcą, korzysta też całą garścią z danego mu zaufania. Mówicie o nim po cichu: to złodziej. A on odpowiada chłodno: muszę pamiętać o sobie. Idziecie do kogoś z niezachwianą pewnością, że wykona wam najsumienniej to, o co go prosicie i za co przecież rzetelnie płacicie według umowy. A on częstokroć nikczemnie was wyzyskuje; zrobi niedbale bez należytego przygotowania, omami zręcznie, boć on chce jedynie waszych pieniędzy, a nie waszego zadowolenia.

Czytając opisy wojen krwawych, zdumiewać się trzeba, jak bohatersko żołnierz urąga śmierci; idzie mężnie naprzód na grad kul i ostrza bagnetów. Gdy postawią go na stanowisku, stoi jak w ziemię wbity, strzelaj do niego, nie ruszy się z miejsca; mróz, nawałnica, gnębią jego ciało, nie myśli o ratunku, nie opuści placówki, bo stać - to jego święty obowiązek, a wypełnić obowiązek pragnie najdokładniej, gdyż chce bronić ojczyznę, którą kocha nad życie.

Powiedzmy o nim: to żołnierz prawdziwy. A co go takim uczyniło? Wypełnianie najsumienniejsze własnych obowiązków. A żołnierzami przecież są wszyscy ludzie według tego zdania Pisma św., które mówi: ”bojowaniem jest życie człowieka”.

Stwórca jak Wódz Najdoskonalszy postawił każdego człowieka na stanowisku, wyznaczył mu obowiązki, dał wszelkie pomoce i przyrzekł nagrodę wiecznego szczęścia w Królestwie Niebieskim. Dlaczegoż jednak opieramy się woli Bożej? I na to Pismo św. Daje przestrogę: „przeklęty, którz czyni sprawę Pańską zdradliwie”.

Cóż tedy czynić nam wypada, żeby uniknąć kary zasłużonej? - Wypełniać wolę Boża, wyrażoną w obowiązkach naszego powołania. Niech każdy pilnie stara się każdą, najdrobniejszą nawet czynność, wykonać sumiennie, dokładnie; nigdy nie lekceważyć, nie zbywać zimnym sercem tego, co jest powinnością naszą.

Pracować trzeba bardzo mozolnie, uczyć się nieustannie przez całe życie, kochać Pana Boga nade wszystko, a bliźniego swego jak siebie samego, wtedy i tylko wtedy każdy nasz obowiązek z lubością wykonamy doskonale. Za to słusznie ludzie nagrodzą nas jako dobrych pracowników, a Bóg jako dobre sługi przyjmie do chwały wiekuistej. - Amen.

Nauka na 17 maja

O sługach

Oto służebnica Pańska” (św. Łukasz 1, 38)

Całe życie Najświętszej Maryi, drodzy bracia, streścić można w tych Jej słowach: Oto służebnica Pańska” więc jako służebnica wszystką spełnić wolę Twoją, pragnę, o Boże!

A czegóż Bóg żąda? - Uczynków dobrych. Kto przeto słucha Pana Boga, zawsze dobrze czyni. I taki jest dobrym sługą Bożym, doskonałym naśladowcą Maryi. Z życia jej każdy tedy człowiek czerpać może dla siebie przykłady, w jakimkolwiek znajdują się stanie. Ubogi czy bogaty, zależny czy niezależny w Jej życiu widzi wzór dla siebie.

Do kogóż jednak dziś, drodzy bracia, chcecie zastosować słowa Maryi: „Otom służebnica Pańska” - Czy do usług wszystkich? Azali sługi, jako dzieci Boże, nie zaczerpną w życiu Najświętszej Maryi dla siebie wzoru doskonałego? Cóż nade wszystko ich uwagę uderza? Oto wola Boża, jaką Najświętsza Maryja z zupełnym poddaniem się zawsze wypełniała.

Jeżeli sługi przyjęły od Matki Bożej imię dla siebie: „oto służebnica Pańska”, powinny też we wszystkim naśladować jej żywot.

Pokora Maryi niech będzie pierwszym dla sług przykazaniem. Trudne to zadanie, powiadacie. Dlaczego? Bo miłość własna nie daje spokoju, do ciągłej niezgody pobudza, znajdując prawie na każdym kroku pozorny powód do tego. Sługa podejrzliwie patrzy na gospodarzów, po cichu wmawia w siebie, że oni chcą ją wyzyskiwać, że pogardzają nią jako uboższą, że nawet patrzą na nią, jako im zupełnie zaprzedaną. „Nie dam się zawojować, bronić się będę do upadłego” - obiecuje sobie zbytecznie podejrzliwa sługa. Oto przyczyną kłótni częstych: ząb za ząb, słowo za słowo; stąd też upór i niedbałe wypełnianie poleceń.

Ale niechże taka sługa zastanowi się, czy tym sposobem istotnie zdoła ocalić swoją niezależność i godność człowieka? Chce ona niby bronić się przed chciwością gospodarzów, a wpada w pułapkę inną, zgubniejszą, bo grzechu zawziętości, przekleństwa, nienawiści i nareszcie gnuśnego lenistwa. Grzechy te czynią ją obmierzłą w oczach Boga i ludzi; wreszcie poznawszy w sobie wady nieznośne, niepokój ją ogarnia, zwątpienie i ciągle jest nieszczęśliwa.

To, co miało ją niby ocalić, właśnie spowodowało jej zgubę; złe przecież nigdy nie daje dobrych skutków. Niech przeto sługa nie lęka się wyzysku, bo jeżeli będzie dobrym pracownikiem jako sługa, niezawodnie na sowitą nagrodę zasłuży, ludzie o nią dobijać się będą, gdyż zwykle na świecie dobrych mało.

Nie powinna też sługa zbytecznie lękać się poniżenia. Azali bowiem wątpić można w potęgę cnoty? Dobrego wszędzie poznają i uczczą godnie. Jeżeli ktoś sam natarczywie żąda czci dla siebie, składa tym oczywisty dowód, że wcale na nią nie zasługuje, bo cześć jest danią, składaną przez ludzi nie na rozkaz gęby, ale wyciąga ją widok cnoty rzetelnej. Bądź sługo dobrą, uczciwą, bogobojną i roztropną, a niezawodnie z czcią patrzeć na cię będą, jako na cnotliwego człowieka.

Jednak, niestety, wyznać trzeba, że takich niewiele, bo ileż sług jest niewolnikami lenistwa? Pogardliwe miano niewolnika do wielu zastosować można. Robią, bo muszą; robią ociężale, niechętnie, bez miłości do pracy, bez myśli o tym, że pracą przyniosą chwałę Panu Bogu, pożytek bliźnim, a zasługą własne pomnożą prawo do nagrody wiecznej.

Nie tylko wszakże lenistwo czyni spustoszenie w życiu sługi, bo obok niego również szpetną zaznaczyć trzeba wadę, występek - mianowicie: upodobanie  w złym towarzystwie. Bardzo prędko znajdują podobne podobnych; natychmiast zawierają przyjaźń niby najserdeczniejszą. Ciągle mają coś do powiedzenia sobie, więc spotykają się często w sklepiku, przy studni, na ulicy i to je tak ożywia, że zapominają o najpilniejszych obowiązkach. Opowiadają rozmaite zdarzenia własne i cudze, a szczególnie szeroko rozprawiają o gospodyniach, nikomu nie przebaczą, na każdym znajdą plamę, wywloką ją szyderczo, żeby się wspólnie jej kosztem ubawić.

Obok występków są inne jeszcze, które wynikają ze złego towarzystwa. Niepodobna mówić o wszystkich. Ale na jeden najgroźniejszy najszkodliwszy wypada zwrócić waszą uwagę. Czy znacie młodą sługę, dziecko jeszcze; ale już siły natury budzą się w niej z całą potęgą. Cóż ona ma w sobie, żeby okiełznać tę siłę gwałtowną i ślepą? Czy wychowanie bogobojne uzbroiło jej serce i duszę do skutecznego odparcia żaru namiętności? Czy mądrość Boża, czy miłość Boża stały się jej tarczą obronną? Na powyższe pytania niestety, odpowiedzieć trzeba przecząco. Rodzice nie mieli czasu i nie potrafili duszy dziecięcia swego uzbroić dostatecznie do walki z pokusami, z siłami świata. Wcześnie poszła do służby. Obcy ludzie żądali pracy, płacili pieniędzmi, opiekować się dzieckiem - sługą wcale nie mieli ochoty. Rosła wtedy w otoczeniu rozmaitym, pijąc jak gąbka złe przykłady, brzydkie rozmowy, które podpalały ogień pod straszną namiętność. A hamulca nikt jej nie dał, ani nauczyć tamować; tym bardziej, że do kościoła bardzo rzadko uczęszczać mogła, jedynie dorywczo, na chwilę.

Gdy już wreszcie w młodzieńcze lata weszła sługa, przykład jej towarzyszek zachęca ją do rozpoczęcia życia swobodnego. Gniewa się, jeżeli ktoś nie chce jej pozwalać chodzić na spacery, lub rozmawiać przed bramą, rwie się do rozrywki, wesołej zabawy, czepia się pierwszego lepszego towarzystwa, jakie spotka na swej drodze. Nie bada ludzi, bo badać nie umie. Wszystko ją zachwyca, lgnie do każdego, aby jeno udawał dla niej przyjaźń.

Jeżeli wtedy ktoś chce ją przestrzegać, życzliwie napominać, - nie słucha, pogardzi najzdrowszą radą. Już za późno. Szał namiętności porwał nieszczęśliwą. Dlaczego wcześniej, kiedy jeszcze burza spała, ten ktoś usłużny nie przestrzegał roztropnie? Może ocaliłby duszę i ciało od cierpień nad wyraz bolesnych. Dopiero kiedy pożar, po wodę biegniemy. Lepiej ten robi, kto ma zawsze wodę gotową dla siebie i dla innych.

Uczeni ludzie obliczają, że najwięcej ludzi na suchoty umiera. Ale gdyby oni chcieli liczyć, od czego najwięcej sług ginie, dowiedzieliby się, a od nich świat cały, że straszniejsze od suchot spustoszenie w szeregach sług robi namiętność cielesna. Zajrzyjcie do szpitali, do przytułków, do domów upadku, do brudnych kątów siedziby ludzkiej, a tam, jak pod rusztem, zobaczycie już tylko popiół spalonej ofiary.

Młode sługi przeważnie są płoche, lekkomyślne, umyślnie zamykają oczy, żeby nie widzieć przepaści, w którą się staczają. Weźmy jeszcze na przykład pod uwagę ich marnotrawstwo, połączone z chęcią przypodobania się, ale komu i na co? Tracą wszystką zapłatę, a nawet po trosze kradną, aby ubrać się pstrokato, niby pięknie, według ostatniej mody. Poddają się bezmyślnie temu złudzeniu, że piękne odzienie całą wartość człowieka stanowi. Alboż kij pięknie ubrany przestaje być kijem? A trup cuchnący, szkarłatem ubrany, już nie jest szpetnym trupem?

Jesteś sługą, nie ubolewaj nad tym, bo to przecież tylko rodzaj pracy, a praca wcale nie jest przestępstwem, lecz owszem błogosławieństwem Bożym. Jako sługa tedy pracuj uczciwie, kochaj pracę, bo przez nią tylko zdobywasz prawo do nagrody doczesnej i wiecznej. Naucz się poznawać ludzi, unikaj złych, a do dobrych garnij się chętnie, bo obcując z nimi, pokrzepisz ducha swego do walki z namiętnościami. Nie trać pieniędzy ciężko zapracowanych na gałganki, które ludzkie oko bawią, a ciebie narażają na śmieszność i upadek, ale składaj je w kasie oszczędności na czarną godzinę, lub na szczęśliwą chwilę.

Módl się serdecznie i pracuj gorliwie, a zjednasz sobie błogosławieństwo Boże, opiekę Najświętszej Maryi i nie zdradliwą przyjaźń ludzką. Amen.

Nauka na 18 maja

Ciąg dalszy o sługach

„Oto Matka twoja”

Najświętsza Maryja jest matką wszystkich ludzi. Szczególnie troskliwą opieką otacza tych, którzy, jako niby maleńkie dzieci, zostawione sobie jedynie, błąkają się tu i ówdzie na drodze życia bez stałego kierunku. Matka Boża podaje im rękę, pragnie ich zawsze prowadzić, żeby uniknęli nieszczęśliwego upadku.

Wyciągnijmy przeto, drodzy bracia, ręce ku Maryi, niech Ona będzie zawsze przewodniczką naszą. Podnieście ręce i wy, sługi, bo Maryja widzi między wami wiele opuszczonych i biednych zupełnie. Najwięcej was ginie; więc skwapliwie garnijcie się pod opiekę Matki Bożej. Ona was ocali, ale łącznie się z Nią zawsze w każdym przypadku modlitwą serdeczną.

Kto umie się modlić, ten nie umie grzeszyć, - powiedział św. Augustyn, nie ma w tym jednak znaczeniu, żeby tylko na pamięć umieć modlitwy. Nie pamięcią bowiem, ale sercem powinniśmy czcić Pana Boga. Serce jest duszą modlitwy. Bez serca modlitwa staje się tylko szeptem, powtarzaniem słów nie wiadomo do kogo i od kogo. I o takich właśnie mówi Pan Jezus: „Ten lud czci mię wargami, ale serce ich daleko jest ode mnie”. Za to jednak skuteczność, nawet potęgę modlitwy serdecznej przedstawia Pan Jezus tak: „Zaprawdę, powiadam wam, jeślibyście mieli wiarę, a nie wątpilibyście, nie tylko z figowym drzewem uczynicie (że na rozkaz wasz uschnie, ale też gdy byście tej górze rzekli: podnieś sie a rzuć się w norze, stanie się. I wszystko, o co byście prosili w modlitwie wierząc, weźmiecie).

„Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie, kołaczcie, a będzie wam otworzono. Albowiem wszelki, który prosi, bierze; a kto szuka znajduje, a kołacącemu będzie otworzono. Jeśli wy tedy, będąc złymi, umiecie datki dobre dawać synom waszym; jakoż więcej ojciec wasz, który jest w niebiesiech, da rzeczy dobre tym, którzy go proszą” (Mt 7, 7-8, 11).

Powyższe słowa Pana Jezusa doskonale objaśniają, jaką powinna być modlitwa i jakie błogosławieństwa zlewa na człowieka. Modlitwa przeto o tyle przewyższa wszystkie skarby świata, o ile pomoc Boża potężniejszą jest od pomocy ludzkiej.

Wszakże częstokroć nie mamy czasu na modlitwę serdeczną. Szczególnie sługi młode, bardzo zaniedbują modlitwę, tłumacząc się niby tym, że tak są obarczone pracą, a następnie tak nią zmęczone, że doprawdy trzech słów pacierza wymówić nie mogą. Wieczór długo trzeba sprzątać, a rano zaraz, roboty tyle się nastręcza, że niepodobna uklęknąć do pacierza, bo gospodyni narzekać będzie. Wiele jest w tym prawdy, ale też i wiele przesady.

Zastanówmy się nad tym, ile młodzież służąca traci czasu na zbyteczne gawędy, a nawet szkodliwe, na bieganie do przyjaciółek, na stawanie w bramach, lub na ulicy, na przeciąganie postojów w sklepikach, na rynku lub przy studni, to gdy to wszystko zważymy, przyznać musimy, że tacy niepoczciwie wymawiają się od dobrodziejstw modlitwy.

Aby raz, drugi, trzeci pacierza nie zmówić, potem już zaniedbywać go łatwo. Zawsze coś stanie na przeszkodzie: to zmęczenie, to brak czasu, to ktoś nas zawoła. Zaczynamy patrzeć na pacierz, jak na coś zbytecznego. Zdaje się nam, że bez niego przecież żyć można. Ale jakie to jest życie bez modlitwy? - jak wiosna bez dżdżu posilającego, jak smutek bez pociechy ...

Jakiś ciężar spada na duszę takiej sługi. Coś jej dolega, nie wie co? Niepokój ją ogarnia. Do pracy zniechęcona; z gospodynią często się przemawia, dobrą radą gardzi; chciałaby co chwila wybiegać do tej lub owej towarzyszki wesołej, żeby z nią pogadać, a o czym? To jest właśnie najważniejsza. Chce mówić o tym, o czym teraz najczęściej myśli, marzy i do czego tęskni, to jest o szczęściu swoim. Bo i ona chce być szczęśliwą. To słuszna. Ale nie wie dokładnie, jak to szczęście osiągnąć. Któż ja nauczy, kto jej to wskaże? Można tedy z góry powiedzieć, że takie jej będzie szczęście, jaki ją przykład pociągnie.

A ponieważ zwykle ułomna ludzka natura raczej kwapi się do złego, niż do dobrego; raczej woli gładką ścieżkę, niż grudę, więc sługa chętnie poddaje się rojeniom o szczęściu, lekko nabytym. Nie zastanawia się nad rozmaitymi wypadkami, nie wyciąga stąd przestrogi dla siebie. Odurzona własnym pragnieniem chce cośkolwiek dowiedzieć się, więc łatwowiernie zabobonna pyta się wróżek, cyganek, prosi o kabałę, upatruje przepowiednie w dziwacznych zdarzeniach, sny tłumaczy bojaźliwie i z tego się smuci lub cieszy, jak gdyby istotnie co do joty miały się sprawdzić. Jest najpewniejsza, bo zdaje się jej, że szczęściem człowieka rządzi prosty tylko przypadek: karta, podkowa, wosk, pies, łykający gałki w wilią św. Andrzeja i św. Katarzyny; że to wszystko zdoła lepiej poznać przyszłość człowieka, niż on sam, choć posiada drogocenny dar Boży - rozum.

Dziwna, nawet nie do uwierzenia rzecz, żeby człowiek, istota rozumna, mógł żądać przepowiedni o szczęściu własnym od kawałka papieru, żelaza lub wosku! Cóż one ci powiedzą, kiedy mówić nie potrafią? A może myślisz, że Bóg używa ich jako narzędzi, żeby cię pocieszały lub zasmucały? Ależ Bóg do ciebie, jako rozumem obdarzonego, przemawia wyraźnie, jasno, bez żadnych domyślników. Kładzie bowiem przed tobą nie żelazo, papier lub wosk, ale jasno wypowiedzianą wolę świętą w dziesięciu przykazaniach.

Wpatrz się w naukę Chrystusa Pana, w przykłady Najświętszej Maryi, a zrozumiesz, co jedynie zapewnić ci może szczęście. Azali podobna, żeby Bóg nagrodził szczęściem próżniaka, a radość mogła mieszkać w sercu nie bogobojnym? Jedynie przeto według zasługi nagrodę wymierza Bóg sprawiedliwy, „który dobrych nagradza, a złych karze”.

Nie zapytuj, bracie, cyganki, nie wpatruj się w wosk, żelazo lub psa, łykającego gałki, ale badaj siebie, jakie są twoje uczynki. Czy pracą uczciwą, bogobojnością zasłużyłeś na pomyślność? Odpowiedź twoja niech będzie w zgodzie z wyrokiem twego sumienia. Oto niezawodna przepowiednia. Niechże z niej korzysta wola twoja, jako z niezawodnej mądrości.

A może łudzą cię przykłady, na które niekiedy patrzysz? A, powiadasz, sługo, ta jest szczęśliwa, bo panicz w niej zakochany, tamta ma szczęście, bo gadatliwością swoją i strojami potrafi wabić do siebie. Nie mów więcej, ale patrz uważnie i potem gdy zobaczysz wszystko, czy powiesz jeszcze, że są szczęśliwe? Oto wsłuchaj się w jęki nieszczęśliwych, jak opłakują własne zaślepienie, przejmij się ich niedolą, a otworzą ci oczy twoje na zgubę ich zaczętą słodko, a skończoną boleśnie.

Za to spojrzyj na sługi, ciche robotnice według przykazań Bożych. Takich jest bardzo wiele. Pracują gorliwie, roztropnie; modlitwą zjednały sobie opiekę Bożą, która strzeże je od sideł szatana w postaci złych ludzi; wypełniają swoje obowiązki starannie; unikają złego towarzystwa; roztropnie korzystają z czasu wolnego, posilając swoją duszę czytaniem dobrych książek, rozmową z budującymi ludźmi, lub rozważaniem wypadków, które dają wymowne przestrogi. Takie sługi zostają najlepszymi żonami poczciwych ludzi - i najlepszymi matkami, bo mądrość Boża w ustach ich, a zamiłowanie dróg prostych przechodzą dziedzictwem na dzieci ich. Dobroć ich tedy rozmnożyła się po ziemi, żeby dała chwałę Bogu i pożytek bliźnim, a przykład ich żeby pociągał zachwianych.

Nie odkładajmy, drodzy bracia, naśladowania ich, ale zaraz idźmy za nimi. Najświętsza Maryja pomoże nam, a wtedy godnie za Nieba Królową będziemy mogli powtórzyć: „oto służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”, a według mej zasługi nagroda wieczna. Amen.

Nauka na 19 maja

O walce z nałogami

Podanie ludowe, drodzy bracia, posiała ręka Boża, jak zioła na łąkach. Podobne są do ziół, choćby z tego, że długo czekać muszą, zanim istotną ich wartość poznają ludzie. Zioła na łąkach wabią najczęściej tylko oko i rękę; nadzwyczaj rzadki znajdzie się lubownik, który by gruntowo badał zioła, szukając w nich lekarstwa na choroby, trapiące tak wiele nieszczęśliwych ludzi! To samo dzieje się z podaniami ludowymi. Ci i owi chętnie osnowę ich powtarzają, ale czy wszyscy zgłębili zręcznie utajoną w nich mądrość? Wątpić można i trzeba.

Weźmy bo pod uwagę jedno tylko podanie tajemnicze o zakwitaniu paproci w wilią, św. Jana o północy! Straszna godzina, - godzina złych duchów, a tym bardziej w tę wilią, gdyż złe duchy nie chcą, żeby człowiek posiadł szczęście, więc najtroskliwiej pilnują paproci, kiedy ma zakwitnąć i jeżeli znajdzie się śmiałek, gotowy rękę po ten kwiat tajemniczy wyciągnąć, niezawodnie takie mu trudności, przeszkody robić będą, żeby się spóźnił, kwiatu na łodydze nie zastał, - boć przecież kwiat ten tylko jeden moment żyje - podczas północy.

W podaniu tym zwraca uwagę naszą: kwiat, szczęście i człowiek. Człowiek pragnie zapewnić sobie szczęście. Któż go nie pożąda? Kwiat paproci właśnie może zapewnić, ale kwitnie bardzo krótko, chwilkę tylko i to podczas ponurej, groźnej północy. Zdobyć go wtedy nadzwyczaj trudno.

Kto staranniej zastanawia się nad tym podaniem, zapewne zauważył, że ono obrazuje usiłowania człowieka w pogoni za szczęściem. Chwila północy, wywołuje złe duchy, to obraz najsilniejszych pokus, jakich doświadcza człowiek, kiedy już prawie zbliża się do szczęścia. Kwiat paproci, dopiero w wilią św. Jana, okazujący się na łodydze, to obraz pożądanych owoców pracy. Trzeba na nie czekać długo i cierpliwie. nadzwyczaj krótko żyje kwiat paproci, bo człowiek, ulegający pokusom, prędko musi się decydować: albo śmiało uczynić krok naprzód, albo cofnąć się bojaźliwie.

Ta chwila kwitnięcia paproci - to doskonały obraz walki duchowej, kiedy ma wybierać człowiek między złem a dobrem. Do dobrego zachęca głos Boży, a do złego natarczywie ciągną stare nawyknienia. Chcemy zerwać kwiat szczęścia, ale szatan przeszkadza. Jeżeli uczynimy wielki wysiłek, żeby przezwyciężyć złe, - mamy w ręku kwiat paproci, ale jeżeli ociągamy się, lenimy zrobić krok stanowczy, minie chwila północy i wszystko przepadło. Wprawdzie odstępując obiecujemy sobie znów za rok w wilią św. Jana przyjść do lasu, - to jest ponawiamy przyrzeczenie, że znów wkrótce przezwyciężymy wszelkie trudności, stare nałogi. Ale to tylko złudna obietnica bez wykonania. Obiecuje sobie niewolnik szatana, żeby zagłuszyć sumienie, żeby pocieszać siebie, że przecież kiedyś wolnym będzie, bo kiedyś w przyszłości wszystkich sił duszy użyje i stanie się zupełnie dobrym.

Pijak, kiedy ma chwilę nawiedzenia łaski, - wilią św. Jana - ubolewa nad własnym stanem upodlenia, przeraża go nędza rodziny jego, zawstydza pogarda ludzi i przygnębia utrata błogosławieństwa Boga. W tej chwili przelotnie pojmuje, jak błogi pokój duszy zdobyłby na zawsze, jak wielką radość sprawiłby rodzinie, gdyby - przestał być pijakiem. Oto kwiat paproci; już, już tylko wyciągnąć rękę i zerwać. Jeżeli roztrzaskał kieliszek z wódką, jeżeli minął karczmę, kiedy paliły się wnętrzności; jeżeli stanowczo odmówił towarzyszyć kompani zwykłej; jeżeli całym sercem poddał się woli Bożej - zerwał kwiat paproci; już, zaprawdę, błogosławieństwo Boże nie będzie od niego odjęte na wieki.

Ale jeśli wyciąga rękę po kwiat, a waha się, ogląda poza siebie, zapach wódki go nęci i zaprosiny towarzyszów stałych i szyderstwa ich na bojaźliwą duszę jego mają wpływ prawie rozkazujący; jeżeli nadto coś w nim przekonywa go niby, że przecież wódka jest dobra „na robaka”, że ludzie są głupi i podli, nie warto oglądać się na nich; gdy przeraża się, że odchoruje wstrzemięźliwość, że męczyć go coś będzie w środku, że nie wytrwa, bo na to większej trzeba siły, niż on ją ma w sobie, - cofa rękę, ucieka czym prędzej od kwiatu paproci; a kwiat z smutku, przejęty żalem, że pogardzono jego szczęściem, umiera natychmiast, spada z łodygi i w popiół się zamieni. Już go nic nie wskrzesi, aż dopiero następna wilia św. Jana powoła go na chwilę do życia, żeby znów czekał, azali przyjdzie skruszony grzesznik, w którego duszy, zbudzonych łaską pragnień dobrego życia, nic, wszelka siła szatana, nie zdoła zniweczyć. To pewna, że zerwie go „błogosławiony, który idzie w imię Pańskie”.

To samo powiedzieć można, o każdym innym nałogu: lenistwa, rozpusty, nieuctwa, budowania pozornego szczęścia na krzywdzie ludzkiej. Każdy zna swe grzechy, ale czy każdy chce rozstać się z nimi? Dla niektórych są miłym posłaniem, jak dla wieprza błoto. Innego wprawdzie palą grzechy, jak węgiel rozżarzony na dłoni, chce go rzucić; ale odkłada tę chwilę rozłąki ciągle na jutro; płacze nad własną słabością, gryzie się, niekiedy nawet przeklina siebie, dręczy się i - znów wpada w sidła nałogu. I tak w kółko.

Czy trudno mu wyjść? Nie. Ale on nie chce. Jak to?, przecież mówi, że chce. Ba, mówi. Słowo nie jest to samo, co wola. Gdy wola naprawdę chce - wykona niezawodnie. Więc w postanowieniu jego nie było szczerej woli. Ta dusza niby wypowiada swe zachwyty o doskonałości, rozumie, że dobrą być powinna, zna smutne następstwa grzechu, ale w niej nie masz czegoś - miłości Boga i bliźniego; ona nie kocha prawdy. Podnieść ja trzeba.

Teraz przeto, kiedy stoimy przed ołtarzem Najświętszej Maryi, prośmy Ją serdecznie, niech wyjedna nam łaskę męstwa, miłości Pana Boga i bliźniego.

Maryjo, Matko Boża, obudź w sercach naszych silne pragnienie doskonałości i zwyciężenia starych nałogów skutecznie. Wzmocnij ręce nasze, abyśmy potrafili zerwać kwiat paproci, kwiat szczęścia według woli Bożej. Amen.

Nauka na 20 maja

O rzemieślnikach

„Módl się za nami święta Boża Rodzicielko”.

Wszyscy do Najświętszej Maryi wyciągamy ręce, wołając: Módl się za nami! Prosimy o opiekę, orędownictwo, aby wyjednała nam łaski do życia dobrego. Stając przed Jej ołtarzem, bijemy się w piersi, jako grzeszni ludzie, i zarazem skruchą przejęci, powtarzamy: miej miłosierdzie, nie patrz, Matko Boża, niedoskonałość naszą, ale ratuj, wspieraj nas!

Łzy w oczach waszych, a serca wskroś przejęte są modlitwą; lecz wyznajecie, o co prosicie, Maryją? - O odpuszczenie grzechów, o śmierć szczęśliwą, o wieczne z Nią w Niebie królowanie? Tak, o to, to prawda, ale może ponad tym wszystkim góruje silny głos prośby o pomyślność doczesną. Synowie Ewy z tego łez padołu proszą Niepokalaną Dziewicę, żeby wstawiennictwo Jej wyrwało z drogi życia wiele kolców, które nogi nasze kaleczą.

Czy wolno prosić o to? Zapewne, według słów Pana Jezusa: „I wszystko o co byście prosili i w modlitwie wierząc, weźmiecie” wolno. Lecz pamiętajmy o tym, że pomyślność doczesna ściśle łączy się z wiekuistym szczęściem, bo jedno i drugie jest nagrodą. A nagrodę bierze tylko zasługa. Na zasługę zaś zarabiamy pracą mozolną, wytrwałą, według przykazań Bożych. Im praca trudniejsza, tym nagroda sowitsza.

Zgadzamy się tedy na to, że nawet pomyślność doczesna jest nagrodą bardzo wielką i pożądaną. Wypada zatem, że na wielką nagrodę powinniśmy długo i rzetelnie zarabiać. A jednak niestety, iluż to pragnie łatwym sposobem zdobyć pomyślność!

Weźmy przykład bodaj z życia rzemieślników, których między czcicielami Najświętszej Maryi znajduje się bardzo wielu. Otóż i oni błagają Bogarodzicę o pomyślność doczesną. Bierzcie, bo Bóg chce, żeby wszyscy szczęścia zakosztowali. Trzymacie je w ręku; prawie od was ono zależy, co św. Augustyn tymi słowami wyraził: „Bóg cię, człowiecze, stworzył bez ciebie, ale zbawić ciebie, bez ciebie nie może”. Oto prawda, o której prosto, ale wyraźnie mówi przysłowie: Każdy człowiek jest kowalem własnego szczęścia. A inne uzupełnia je zachętą: „pracuj, a Bóg ci dopomoże”.

Takie ogólne prawidła nauka chrześcijańska podaje tym, którzy proszą Pana Boga za przyczyną Najświętszej Maryi o pomyślność w życiu doczesnym.

Rzemieślnicy znają chyba je na pamięć, ale częstokroć niektórzy stosować nie potrafią, bo nie mają oni daru Ducha Świętego - umiejętności. Na nic nie zdadzą się bogactwa, godności, nauka, jeżeli człowiek nie umie z nich korzystać. Częstokroć ten, co mało posiada pieniędzy, jest bogatszym od prawdziwie majętnych, ale skąpców, lub utracjuszów; ten, co niewiele nagromadził wiadomości naukowych, bardzo często o wiele więcej przynosi pożytku, aniżeli ten, co długie strawił lata nad zdobywaniem wiedzy i następnie nie wiedział co z tym zrobić. A przeto, nie to, co posiadamy czyni nas pożytecznymi, ale o ile umiejętniej korzystamy, o tyle jesteśmy pożyteczniejsi, więc i pożądańsi.

Rzemieślnicy wszakże pod tym względem podwójnie się zaniedbują, bo naprzód podczas nauki rzemiosła nie starają się nabyć doskonałej znajomości swego fachu, a powtóre jeżeli nawet nabyli, to z tych niektórzy nieumiejętnie korzystają z własnego uzdolnienia. Ten jest fuszerem, bo nic nie umie, a tamten fuszerem dlatego, że chociaż pojął dobrze sztukę, niedbale jednak wypełnia podjętą robotę i mniema, że to mu ujdzie bezkarnie. Ależ jeden i drugi wkrótce doświadczą gorzkich owoców nieumiejętności; ludzie pogardliwie odwrócą się od partaczów.

Brak zarobku wypędza chleb z domu. Na kogóż skarżyć się będziecie? Czyjaż wina, jeżeli nie wasza jedynie? Zdolnego i umiejętnie wykonywującego prace swego zawodu robotnika, każdy pożąda i częstokroć nawet słyszeć się dają zupełnie słuszne utyskiwania na brak dobrych rzemieślników.

W domu umiejętnego pracownika zawsze chleb świeży leży na stole, błogosławieństwo Boże przy drzwiach jego.

Następną nieocenioną zaletą jest - akuratność. Wyraz ten powinniby ludzie powiesić nad drzwiami swych mieszkań. Dopóki serce równo bije, dotąd człowiek zdrowiem się cieszy, ale jeżeli raz wolniej, raz szybciej, to znak niezawodny groźnej choroby. Wypełnienie każdej czynności sumiennie i na czas właściwy nazywamy zwykle akuratnością. Od niej w wysokim stopniu zależy pomyślność lub nieszczęście każdego człowieka i całych społeczeństw.

Wiedzą o tym rzemieślnicy, ale nie wszyscy starają się o nią rzetelnie; wolą raczej, jak zwykli robić nieuczciwi, osłaniać się pozorami cnoty, więc udają i chwalą się akuratnością, żeby złapać najwięcej roboty. Mniemają bowiem, że gdy pracownię zapełnią obstalunkami, już tym samym zdobyli bogactwa. Nie liczba przecież zamówień zjedna rzemieślnikowi pomyślność, ale tylko akuratne ich wykonanie. Zwód, fuszerka krzywdzą bliźnich i serca ich na zawsze odwracają od rzemieślnika.

Jeśli zgodzimy się na te prawdy, to i na to zgodzić się musimy, że nieszczęścia wielu rzemieślników własnym są ich dziełem. Czyż bowiem próżniactwo, poniedziałkowanie, pijaństwo, hulanki, nieoszczędność i nieuctwo, a także w wysokim stopniu wyziębienie duszy z miłości Pana Boga i bliźnich, czyż te i inne jeszcze wady nie są tysiącem noży, podcinających stale nasze szczęście?

Wyciągamy ręce do Maryi, wołając: „módl się za nami”. Ale nade wszystko o to błagajmy, niech z rąk naszych wyrwie te noże, którymi siebie kaleczymy; niech nam przywróci zdrowie duszy i serca, a wtedy wszyscy rzemieślnicy błogosławieni będą i błogosławić będą tę chwilę zawrócenia. Amen.

Nauka na 21 maja

O nauce

Niepodobna dziś, drodzy bracia, zapomnieć o nauce wczorajszej. Gdy bowiem wpatrujemy się w upadek wieli rzemieślników, którzy z zamkniętymi oczyma skaczą w przepaść, musimy przyznać, że podobnież postępują i z innych stanów niektórzy ludzie. Mówimy o nich zwykle, że gubi ich zaślepienie. Ale przecież tym zaślepieniem jest nic innego, tylko prawie zupełny brak znajomości prawd Bożych i według nich udoskonalanie swego charakteru.

Kto chce trafić do obcego miasta, musi pierwej poznać, jakimi drogami do niego dążyć mu wypadnie. Czy nawet tępy człowiek zechce udać się w drogę bez żadnej zgoła wskazówki, jedynie kierując się na chybił-trafił, jak nogi prowadzić go będą? Czyż nogi mądrzejsze są od głowy?

Jeżeli przeto potrzebne są objaśnienia, żeby trafić bez błądzenia do obcej wioski lub miasta, to czyż tym samym nie potrzebne są wiadomości, jak trafić do ... nie wiem, jak dokończyć to zdanie, żeby jasno uwydatnić naszą czy nieoględność, czy też lekkomyślność, bo skwapliwie pytamy o drogę do miasta, ale uważamy za zbyteczne zasięgnąć wiadomości, jak mianowicie najlepiej można wypełnić święte obowiązki stanu i powołania. Nie chciałbym powtarzać oklepanych wykrzykników zgrozy, ale nawet nie przesadą, gdy powiemy, że chóry aniołów niech głosem swoim wyręczają wołanie nauczyciela, aby skutecznie przekonać mogli zaślepionych, że nieszczęścia sami ludzie na siebie ściągają, gdyż „nie wiedzą co czynią”.

Człowiek chce być szczęśliwym, ale zdaje mu się, że samo chcenie powinno przecież wystarczyć i zmusić szczęście do posłuszeństwa. Więc w takim razie trzeba mieć tylko głód, a chleb zaraz obowiązany jest zjawić się na stole? Nie. Wszelkie pragnienia o tyle jedynie mogą być zaspokojone, o ile sami potrafimy znaleźć na to skuteczne sposoby. Żeby zaś znaleźć, trzeba wiedzieć, posiadać wiadomości, naukę. Same gołąbki nie przyjdą do gęby, - mówią starzy, doświadczeni ludzie.

Drodzy bracia, zastanówcie się nad tym. Roi się wam w głowie pomyślność, chcecie posiadać wszystko, czego dusza zapragnie: ale czy braliście stąd pobudkę do pracy, do nauki, do doskonalenia siebie? Jeżeli nie, to czyż godzi się wam nazywać siebie czcicielami Najświętszej Maryi? Przypatrzcie się Jej wizerunkom. Niektóre obrazy przedstawiają Maryję, trzymającą Dziecię Jezus na ręku, światłości świata: „Jam jest droga, prawda i żywot”. Prawdę wszakże naprzód poznać, a następnie wykonywać trzeba. Na innych wizerunkach widzimy Maryję, otoczoną chwałą aniołów, jako „Stolicę mądrości”. Czy naprawdę usiłujemy mądrością Jej karmić siebie? Widzimy też obrazy Matki Bożej, jak w gronie Rodziny świętej trzyma księgę, a maleńkie Dziecię Jezus i św. Jan Chrzciciel zapatrzeni są w jej karty, żeby nas zachęcić do szukania mądrości Bożej. Inne obrazy malują nam wizerunek Najświętszej Maryi w latach dziecięcych, kiedy u stóp swej Matki św. Anny, trzyma w ręku otwartą księgę. A chwilę zwiastowania jak nam pokazują obrazy? Oto Anioł zastaje Niepokalaną Dziewicę, modlącą się na klęczniku, a przed Nią leży księga.

Z księgi czerpie Najświętsza Maryja naukę Bożą, przykazania, mądrość; poznaje z niej wolę Bożą, objawienia, dane ludowi; według niej błaga Boga o obiecanego Mesjasza.

Księga to nieoceniony dar Boży; cud większy niż pod uderzeniem laski Mojżesza wytryskujące źródło dla spragnionego Izraela; cud, który naśladować chcieli czarnoksiężnicy, szukający mieszaniny ziół, żeby wywoływała duchy dawno zmarłych do rozmowy z żyjącymi. Księga zaiste jest dowodem miłości i opatrzności Bożej, bo podaje mądrość Bożą, zastosowaną w życiu minionych pokoleń. W księdze mamy żywe słowo Pana Jezusa i z tego powodu księga wielkiej czci doznaje w kościele świętym. Zakony przez wiele wieków jedynie rozpowszechniały księgi, bo w nich zamknięte są prawdziwe skarby, - skarby duchowe, dane przez Stwórcę rodzajowi ludzkiemu. I to właśnie czyni księgę w ogóle czcigodną.

To wszystko, co nam księgi podają, zwykle nazywamy nauką. Nauka potrzebna jest każdemu bez wyjątku człowiekowi. „Trzymaj się nauki, nie puszczaj się jej, bo ona jest żywotem twoim”.

„Nabywaj mądrość, bo lepsza jest nad złoto i nabywaj roztropność, bo droższa jest nad srebro”. „Synu, - woła Pismo Święte - od młodości twojej przyjmuj naukę, a najdziesz mądrość aż do sędziwości”. Bez nauki gruntownie nabytej niepodobna wypełniać dokładnie obowiązków wszelkich. Nauka potrzebna ojcu, matce, sędziemu, lekarzowi, rolnikom i rzemieślnikom, - potrzebna powtarzamy z naciskiem: wszystkim! A jednak, niestety, ileż ludzi gardzi tym darem Bożym? Pozornie uniewinniają swoje lenistwo tym, że przecież ojcowie ich nic nie umieli, a jednak żyli, może nawet lepiej, niż my dziś żyjemy.

Inni zaś przeciwnie dowodzą, przeceniając naukę, że ona jakoby każe wszystkim pogardzać, że kto ma naukę, nic nie czci, a siebie powinien wywyższać nad tłumy ciemne. Tacy, co tak dowodzą, zaprawdę złożyli świadectwo, że wcale nie pojęli nauki, że zaledwie jej okruszynami odurzyli swoje słabe głowy aż do nieprzytomności. Przytoczę w tym miejscu zdanie filozofa angielskiego, którego powagą cały świat ceni: „Nauka najlepiej daje nam uczuć ograniczoność i słabość umysłu ludzkiego wobec tych rzeczy, które umysł ten przewyższają. Nauka, wskazuje nam, co może być poznanym, jednocześnie zakreśla granice, poza które wiedza nigdy już sięgnąć nie może”. - „Prawdziwa wiedza i prawdziwa religia, powiada profesor Huxley w swoich odczytach, - są to dwie siostry bliźnie, których niepodobna rozdzielić, nie przyprawiając o śmierć obu. Nauką staje się potężną, gdy się z religią zgadza; religia kwitnie wówczas, gdy się na głębokiej wiedzy opiera. Wielkie prace filozofów mniej ich wysokiemu umysłowi, niż podniosłemu religijnemu kierunkowi ich umysłu zawdzięczać należy. Prawda powierzyła się raczej ich cierpliwości, miłości, skromności i zaparciu się samych siebie, niż genialności ich umysłu”. „Nie wiedza, jak się to wielu osobom wydaje, sprzeciwia się religii; lecz sprzeciwiają się jej właśnie ciemnota i brak właściwej wiedzy”.

„Nauka - mówi inny pisarz szanowny, jest wyzwoleniem z więzów umysłu ludzkiego, jego usamowolnieniem; ale wolność, ten dar niebieski, jest darem niebezpiecznym lub nieużytecznym, jeżeli nie umiemy nad nim panować i kierować nim przez siłę woli, energii, pracę, wytrwałość, szlachetne dążności i przekonania, słowem przez charakter. Nawet powodzenia w życiu więcej nierównie od charakteru, niż od nauki zależy. - „Ludziom nie powodzi się w życiu - mówi biskup Dupanloup - częściej przez brak charakteru, niż rozumu. Jest to uwaga, codziennie doświadczeniem stwierdzana. Człowiek lekkomyślny, słaby, chwiejny, zniechęcający się, łatwy do opanowania przez innych, ustępujący i uginający się przed napotykanymi przeszkodami, - człowiek taki nie wzbudza zaufania; jakiekolwiek są przymioty jego umysłu, zawierzyć mu jednak niepodobna. Charakter nie tylko jest siłą, stałością i energią męską, ale także stwarza godność, podniosłość moralną, szlachetność duszy, w potrzebie - heroizm. Z niego wypływa wierność wspaniałomyślna, wytrwałe poświęcenia, usługi bezinteresowne, chwalebne zaparcie się, niezwalczony opór, gdy idzie o dobrą sprawę”. Dodać tu należy, że nawet rozum, nie przez samą naukę się kształci i bynajmniej nie jest jej równoznacznikiem. Nie lekceważąc tedy nauki, jako środka rozwijającego umysł, pamiętajmy, że nie jest ona w stanie zastąpić dziecku moralnej edukacji, jaką tylko przykład życia rodzinnego dać może. - „Naród jest zawsze tym, czym jest rodzina”. Ona jest źródłem, z którego wypływają przyszłe przekonania, a zatem czyny młodzieńca lub dziewicy”.

Z serca tedy płynie miłość z rozumu mądrość, obie cnoty składają się na całość duchową człowieka doskonałego. Najświętsza Maryja w sercu żywi święty ogień miłości Boga, a w ręku trzyma księgę mądrości, z której czerpie nieustannie nauką Bożą. Stała się dlatego Matką zbawienia rodzaju ludzkiego. Oto przykład dla wszystkich, jeżeli pragną, żeby im Bóg błogosławił na wieki. Amen.

Nauka na 22 maja

O miłosierdziu

„Witaj Królowo nieba i Matko litości.

Witaj nadziejo nasza w smutku i żałości.

Do Ciebie wygnańcy Ewy wołamy synowie.

Do Ciebie zdychamy płacząc z padołu więźniowie”.

Wpatrzmy się, drodzy bracia, uważnie w tę gromadkę, cisnącą się do ołtarza Najświętszej Maryi. Nie podsłuchujmy nawet słów ich prośby, bo łzy w oczach, twarze poorane ciężarami życia, najwymowniej świadczą, że serca, bólem przyciśnięte, wzywają Maryję, jako Matkę miłosierdzia, żeby odjęła cierpienia.

Tak wielkie i tyle jest na tej ziemi udręczeń, że pod ich ciężarem uginający się ludzie z językiem wołają: „ratuj Matko, bo zginiemy!” - Zaprawdę, słusznie język ludzki nazwał życie doczesnym padołem płaczu. Nie każdy jest szczęśliwy, ale każdy bez wyjątku płakał niejednokrotnie podczas tej pielgrzymki. Chwila szczęścia jest tak rzadka, jak pogodne niebo w jesieni.

Kiedy cierpienie dotkliwie gnębi człowieka, a dookoła siebie ulgi pożądanej znaleźć nie może, podnosi wzrok do nieba i woła z ufnością: Matko, ratuj! - „Nigdy nie słyszano, mówi św. Bernard w pięknej i znanej modlitwie, - żeby ktokolwiek, udając się z ufnością o pomoc do Ciebie Matko Najświętsza, odszedł niewysłuchany”, bo Maryjo, Ty jesteś Matką miłosierdzia, a miłosierdzia biedni ludzie właśnie bardzo pozadają dla siebie.

Słuszna i sprawiedliwa prosić o miłosierdzie; ale kto chce dostać, niech też sam daje. Możesz nie dać jałmużny, jeśliś ubogi, ani darów, łask, zaszczytów, nauki, bo te nie każdy posiada, ale miłosierdzie każdy dać może, bo to jest w mocy każdego człowieka. A jednak wszyscy pragną dostąpić miłosierdzia, ale nie wszyscy chcą je okazać bliźnim swoim. Tych modlitwy bez echa odbiją się o zamknięte niebo i wrócą bez nagrody do serc twardych i zimnych, albowiem tylko „błogosławieni miłosierni - miłosierdzia dostąpią”. To samo, cokolwiek odmiennie wyraził Pan Jezus w modlitwie, jaką zaleca wszystkim ludziom: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Okażcie tedy miłosierdzie, a dostąpicie miłosierdzia. Po miłosierdzie wyciągamy ręce błagalnie, ale gdy od nas ktoś miłosierdzia żąda, zamykamy serca nieczułe, usprawiedliwiając się rozmaitymi wykrętami.

Niektórzy łudzą się, że cnotę łatwo można nabyć; wystarczy niby chcieć ją posiadać, a natychmiast zjawi się posłuszna rozkazowi. Sprzeciwia się to prawdzie według Pisma Świętego, że przecież tylko „gwałtownicy niebo porywają” to jest ci, co usilną i wytrwałą pracą, udoskonalali się duchowo z pomocą łaski Bożej. Maleńkie dziecko wiele powtarza wyrazów, ale prawie ich nie rozumie. Pod tym względem do małych dzieci podobni są ludzie dojrzali, ci, co zaledwie słabe pojęcie mają o miłosierdziu. Sama nazwa cnoty miłosierdzie znaczenie jej objaśnia: miłość - działa, miłość okazana uczynkami, prawdziwie miłujący bliźnich, biegnie im chętnie z pomocą. Jeśli serce pozbawione jest miłości bliźniego, tym samym nie jest miłosierne. Żeby być miłosiernym, trzeba umieć obcych cierpienia głęboko odczuwać, jak gdyby nas one dotykały.

Czy odczuwasz, drogi bracie, boleść znękanej matki, pochylonej nad chorą dzieciną? Czy zdołasz przejąć się rozpaczą sieroty, słyszącej głuche echo od spadającej ziemi na wieko trumny jej ojca? - Już nie ma ojca! - Czy znasz bóle głodu? Czy odczuwasz zgnębienie bezsilne chorego, który nędzą otoczony, nie ma się za co ratować? A czy znasz głębokość bólu ducha, stokroć dotkliwszą do bólu ciała, - bólu zawiedzionych, skrzywdzonych, bólu syna marnotrawnego, pragnącego wrócić na łono ojca? Powiedz, bracie, czy znasz cierpienia człowieka? 0 Odpowiadasz: tak, znam. - Nie, niepodobna tobie wierzyć, bo mówisz o tym tak chłodno, spokojnie, jak o zeszłorocznej zimie, która już bezpowrotnie minęła.

To dziwna, że człowiek zwykle jest wrażliwy, ale - powierzchownie: ktoś ziewa i on zaraz ziewnie, ktoś płacze - i oczy jego zwilżają się łzami; a śmiech innych, do śmiechu go łatwo pobudza. Jest to jednak przeważnie tylko przelotne, chwilowe, bez wstrząśnienia do dna duszy jego. Myśl prędko znajdzie inne przedmioty, uczucia zwrócą się do czego innego.

Tyle ludzi cierpi, a ty jesteś obojętny? Spisz spokojnie, posilasz się, gawędzisz wesoło, śmiejesz się - gdy inni płaczą? Iluż jest takich, którzy nie mają czym okryć ciała nagiego, czym dzieci posilić, chorych ratować; szukają pociechy, a nie znajdują? Co dotychczas zrobiłeś dla nich? A, odpowiadasz zapewnie słusznie, bo tak urządziła mądrość Boża, - że przecież wiecznie z nimi płakać nie możesz, i że człowiek nie jest zdolny o jednym i tym samym ciągle bez przerwy myśleć. Ależ nie o to chodzi, bo ani łzy, ani nieustanne o jednym myślenie nie stanowią cnoty miłosierdzia, lecz tylko usiłowanie stałe i pilne przychodzenia biednym z pomocą.

Czy tedy przyłożyłeś się czymkolwiek do okrycia nagich, nakarmienia głodnych, pocieszenia strapionych? Czy współczujesz cierpiącym? A może nawet sam przykładasz się do pomnażania ludzkich cierpień? Powiedz, bracie, tu, teraz przed ołtarzem Najświętszej Maryi, Matki miłosierdzia. Sumienie twoje pisze wyrok dla ciebie, albowiem tylko miłosierni dostąpią miłosierdzia.

Rozgrzej serca nasze, naucz kochać Pana Boga i bliźnich, Matko miłosierdzia. Amen.

Nauka na 23 maja

Ciąg dalszy o miłosierdziu

„Wina nie mają”.

Nikt nie zaprzeczy, drodzy bracia, że najwymowniej miłosierdzie swoje okazała Najświętsza Maryja przez ofiarę, gdy poddała się woli Bożej, przyjmując na siebie macierzyństwo Zbawiciela, Syna jedynego, który męką krzyżową miała odkupić winy ludzkie. Śmierć Syna jednorodzonego złagodzi cierpienia ludzi i niebo im otworzy - oto Matka miłosierna przez ofiarę Syna rozdaje miłosierdzie wszystkim, chociaż serce Jej płakało, siedmiu boleściami przebite.

Pierwszym aktem publicznego miłosierdzia Najświętszej Maryi było Jej wstawiennictwo do Syna na godach w Kanie Galilejskiej, kiedy oblubieńcowi wina zabrakło. Gościnność pragnie zadowolić gości, uczynić przyjemnym pobyt pod dachem gospodarza. Wino powinno by przyczynić się właśnie do rozweselenia; ale już, niestety, nie ma wina gospodarz bardzo zafrasowany i widocznie za ubogi na nowy nabytek. Spostrzegła to Matka Boża i litością zdjęta zwraca się do Pana Jezusa z prośbą: „wina nie mają!” - Jeżeli nie pominęło miłosierdzie Najświętszej Maryi nawet takiej przykrości, jak podrażnienie gościnności ubogiego gospodarza, przeto każde cierpienie może z ufnością pukać do serca Maryi i wywoła w nim prośbę do Chrystusa: „wian nie mają”.

Lecz jeżeli te słowa: „wina nie mają”, budzą w nas ufność nieograniczoną do Matki Bożej, to zarazem chyba powinny by nas zawstydzić, gdy wpatrzymy się w siebie. Częstokroć bowiem nie tylko zbyteczne potrzeby, jak wino, a nawet brak niezbędnych, jak chleba, nie zdoła w nas obudzić litości dla bliźnich. Tysiączne bodaj na to można by przytoczyć przykłady.

Czym karmią się liczne rodziny? „Wina nie mają”. A, zapewne, nie mają wina i - pożywnego posiłku. Suchy kawałek chleba, rozmoczony w wodzie częstokroć stanowi jedyne pożywienie po ciężkiej pracy. Idź do lasu, gdzie pracują tracze, przypatrz się żniwiarzom, cieślom, murarzom, - zresztą zbyteczna wymieniać rodzaj rzemiosła, bo niemal w każdym znaczną liczbę pracowników zastać można w porze południowej, posilającą się bardzo nędznie.

Wiemy o tym, a jednak może nawet robimy oszczędności na skromnym zarobku ciężko pracujących. Niekiedy zdarza się słyszeć takie napomnienia: „bałamucisz ludzi, płacisz im za wiele, inni znacznie mniej płacą!” Któż tak napada na miłosierdzie? Skąpstwo, oszczędność, źle zrozumiana, pochodząca ze złego serca. Niektórzy usiłują głodem ludzkim zbudować dla siebie fortunę. Azali takiemu zarobkowi Bóg pobłogosławi? Azali może spokojnie wypić wino, nabyte za to, że bliźnim ujął chleba? Wino rozweseliło go na chwilę, a innych zasmuciło na długo. Wesele z takiego wina ma na dnie gorycz wieczną. A jednak pożąda pić takie wino! Oni znają miłosierdzie tylko z nazwiska.

W tej chwili ciśnie się do pamięci obrzydliwy zwyczaj dość rozpowszechniony to znaczy konsolacja, czyli poczęstunek po pogrzebie. Grono niby znajomych i przyjaciół otacza wdowę i upomina się o fundę. Ci, co przed chwilą łzy ronili, ubolewali nad niedolą sierot, teraz domagają się poczęstunku. Piją, jedzą za grosz może ostatni, a może nawet pożyczony. Co ich to obchodzi? Postaw kwartę i kwita.

Twarde serca, miłosierdzie nie ma do nich przystępu. Zasłaniają się niby tym, że „taki zwyczaj”, że oni go przecież nie wymyślili. Ale co właściwie powinno być zwyczajem: dobry, czy zły uczynek? Co wyżej postawić należy: litość czy sobkostwo? Zresztą któż upomina się o zachowanie zwyczaju? Ci jedynie, co zamykają oczy na jutrzejszą nędzę sieroty. Ludzie nie wchodzą w położenie bliźniego: bierz skąd chcesz, abyś dał! daj dziś, a co mi do tego, czym się jutro nakarmisz! - oto wołanie serca niemiłosiernego.

Dla siebie żądamy miłosierdzia, bo własną biedę dotykalnie czujemy, ale o innych biedzie powątpiewamy, lub, znajdując, niby ich winę, potępiamy i nie odstępujemy od swego żądania. O tym występku piękną Pan Jezus zawarł naukę w przypowieści o nielitościwym słudze, który prosi króla o odłożenie terminu zapłaty długu; ale sam, gdy spotkał swego dłużnika, dusi go, grozi mu karami, upominając się o zwrot pożyczki. Zasłużona spotkała nielitościwego sługę kara.

Niepomni na tę naukę Pana Jezusa, jesteśmy częstokroć nieubłagani dla bliźnich; potępienie łatwo zjawia się w ustach naszych, ale dla siebie prawie zawsze wyrozumiałości żądamy. Alboż nie znamy takich zdarzeń, kiedy głos zawziętej kumy przerywa stanowczo mowę obrony swoim: „no, no, nie obstawajcie za nią; ona winna i basta!”. Zdanie to, jak wyrok sędziego, zostaje bez apelacji. Ci i owi lękają się przeczyć, żeby nie poczytano ich za współwinowajców. Jeden niemiłosierny dał początek, a inni, podobni mu, zawtórowali, ściągając na siebie niebłogosławieństwo Boże, jako zasłużone, albowiem tylko miłosierni miłosierdzia dostąpią.

Cnota miłosierdzia, kto ją posiada, wymownie świadczy o nim, że pilnie panuje nad własnym udoskonaleniem duchowym. Miłość swoją bowiem ku Bogu i bliźnim okazuje uczynkami, naśladując w tym Najświętszą Maryję i wszystkich świętych. Czytaj ich żywoty, a wszędzie znajdziesz potwierdzenie, że kto święty - ten i miłosierny. Bo kto serdecznie kocha Boga i bliźnich, stara się na każdym kroku stosować do słów Pana Jezusa: „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią”. Amen.

Nauka na 24 maja

O obmowie

„Kto mówi dobrze, będzie umiłowan” (Księgi Przypowieści 16, 13)

„Kto sieje nieprawość, będzie żął nieszczęście i łaskę gniewu swego zniszczeje” (Księgi Przypowieści XXII, 8)

Żadnych, drodzy bracia, Najświętsza Maryja nie czyni zastrzeżeń, oddając całą siebie w ofierze Panu Bogu, gdy mówi: „Oto służebnica Pańska”, zupełnie poddaje się woli Bożej, niepodzielnie. Wpatrując się w tę gotowość Niepokalanej Dziewicy, przejęci jesteśmy uwielbieniem, bo widzimy w tym zupełną doskonałość. Cóż bowiem stworzenie lepszego uczynić może nad wypełnienie woli Bożej? Jeżeli prostak słowo po słowie powtarza mowę mędrca, staje się wtedy prawie mędrcem - podobnież, gdy pełnimy wolę Pana Boga, najdoskonalej zbliżamy się do swego Stwórcy, jako na obraz i podobieństwo Jego uczynieni z mułu. Po szczeblach tedy woli Bożej Najświętsza Maryja wzniosła się do Nieba i tam czczą Ją aniołowie i ludzie jako nieba i ziemi Królową. Wstępem do tego wzniesienia była pełna Jej uległość, wyrażona tymi słowami: „oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według słowa Tego”. Zawsze wiernie i doskonale spełniała wolę Ojca w niebiesiech.

A my, czciciele Maryi, zamiast iść za Jej przykładem, robimy rachunki z Panem Bogiem. Poddajemy się woli Jego świętej, ale - nie zupełnie. To dzielenie widoczne jest nawet w każdej cnocie, jeśli je posiadamy. Weźmy znów pod uwagę cnotę miłosierdzia, nad którą już poprzednio zastanawialiśmy się kilka razy.

Jesteśmy miłosierni. Zapewne, w naszym wyznaniu jest sporo trudności. Ale nikt nie zaprzeczy, że miłosierdzie nasze jest tylko cząstką, a nie całą cnotą. Moglibyśmy w tej chwili zawołać zdziwieni: jak to, alboż cnotę można dzielić? - Tak, człowiek i to potrafi. Chce obu panom służyć. Łudzi się, że to możliwe. Ale czy podobna pogodzić ogień z wodą, czarne z białym? Częstokroć ludzie nie zdają sobie sprawy z własnych uczynków; są trochę dobrzy, trochę źli, to znaczy: spełniają niektóre uczynki dobre, ale też spełniają i złe; chwilami są cnotliwi, chwilami występni. Są, np. miłosierni, ale nie wszędzie i nie zawsze.

Ktoś nie zabije, nie okradnie, nie oszuka, nawet wstręt czuje do tego, ale za to języka swego wcale nie krępuje. Niech tylko spotka się z kimkolwiek ze znajomych, z którym swobodnie może rozmawiać, na pewno zaczepi o sławę bliźniego. Nie pytany, nie proszony musi powiedzieć coś o wadach tego lub owego sąsiada. Dla zabawienia gotów nawet skłamać jakiś figiel, jakieś zdarzenie, które niekorzystnie przedstawia charakter bliźniego.

Złośliwość, uszczypliwość, usiłowanie okazania się dowcipnym i przenikliwym, albo nikczemna skryta chęć poniżenia bliźniego, żeby siebie wywyższyć, albo zamiar zemsty, - oto rozmaita postać jednego i tego samego występku: obmowy, płynącej ze skażonego serca, zamiłowanego tylko w sobie. Nie pojmują nawet, co czynią, nie przerażają się ogromem złych następstw. Ale jeżeli ktoś ośmieli się ich zaczepić obmową, o, wtedy niebo i ziemię poruszą, wyleją potoki wszelkich przekleństw i długo zemsta ich nie nasyci się wywzajemnionym szkalowaniem.

„Lepsze dobre imię, niźli maście drogie”. I „staraj się o dobrą sławę, bo ta dłużej trwać będzie tobie niż tysiąc skarbów drogich i wielkich”. Niektóry człowiek tępy duchowo, nie pojmuje tego klejnotu; podobny on jest do tych dzikich krajowców Ameryki, Afryki lub Australii, którzy bryły złota oddawali za świecidełka z blachy lub szkła.

Gdy zatłuszczonymi palcami powala przechodzień czyjeś ubranie, pokrzywdzony ma prawo upominać się o wynagrodzenie; ale gdy obmówca splami sławę czyją, bynajmniej nie poczuwa się do naprawienia złego.

Kiedy rój pszczół rozgniewanych napada na człowieka i ukłuciem powoduje spuchnięcie, widzimy namacalnie złe następstwa, unikamy rojów i głośno wyznajemy, że niebezpieczną jest pszczoła w złości. Ale to pewna, że język złośliwego człowieka przewyższa żądło pszczoły.

Między obmówcami znajdują się i takie istoty, które zewnętrznie usiłują spełniać praktyki religijne. Składają ręce do modlitwy, obarczają się dodatkowymi postami i modlitwami odpustowymi, a po ukończeniu ich zamykają serce na kołek, jak wyrobnik chałupę - i idą na spacer, żeby ostrzem języka na prawo i na lewo kaleczyć każdego, kto się w pamięci nawinie. Po większej części są to niemłode babulki, schorowane, wykolejone istoty, pozbawione własnej rodziny i dachu; nie mają wielkich zalet, ochoty do pracy, uzdolnienia fachowego i co najważniejsze zgoła nie pracują nad rolą serca swego; życie duchowe w nich obumarło. Myślą za to bardzo gorliwie o życiu doczesnym, jak by łatwo zapracować na obiadek, na śniadanie lub kolację. A że język nic ich nie kosztuje, puszczają go tedy na zarobek, przymilają się gospodyni domu i w ogóle ludziom, posiadającym stół własny. Pełzają jak żmije po cichu łapiąc za nogi wędrowców.

Dawid lubo mały, ale potężny łaską Bożą, śmiało wyszedł przed wojsko nieprzyjacielskie i wyzywał jawnie do boju. Tchórz zaś nikczemnie, skrycie starał się zadawać ciosy zabójcze; wygraża pięścią, gdy nie ma przeciwnika. Czy widzieliście minę tych, co nagle, gdy obmawiali, zobaczyli osobę obmawianą? A, jak wtedy usprawiedliwiają się zmieszani obmówcy!

Nic ich wszakże nie uniewinni. Z czarnej duszy płynie obmowa, z niebogobojnego serca złośliwość się sączy, raniąc boleśnie bliźniego. Nie uniewinni się obmówca tym, że przecież wiele rozmaitych dobrych uczynków spełnia. Jeden występek, jeden nałóg czyni duszę szpetną w oczach Boga i ludzi. „Obmówca splugawi duszę swoją i u wszystkich będzie w nienawiści, a kto z nim przebywa też przemierzłym będzie”. Plama na sukni całą suknię szpeci; jedna krótsza noga czyni kalekę. Nóż w ręku mordercy mógł przed chwilą krajać chleb dla ubogich, ale teraz kiedy zabił człowieka, jest narzędziem morderczym. Dawne jego zasługi utonęły we krwi, niewinnie przelanej. A przecież język obmówcy jest takim właśnie narzędziem, bo zabija, bo odbiera ludziom dobre imię, które jest droższe niż tysiące skarbów.

„Biada człowiekowi dwoistego serca i ustom złośliwym i rękom źle czyniącym i grzesznikowi, który po ziemi chodzi dwiema drogami”. Biada to wisi nad nim, dopóki się nie nawróci, nie oczyści serca swego i nie napełni go ogniem świętej miłości Boga i bliźniego. Serce bowiem głównie jest źródłem, przyczyną złego, albo dobrego, stosownie do tego, co je napełnia: miłość lub nienawiść. „Przecz myślicie złe w sercach waszych” - pyta Pan Jezus wrogo usposobionych faryzeuszów/ „Wszelkie drzewo dobre owoce dobre rodzi”. Niechże tedy, drodzy bracia, serca nasze staną się drzewami dobrymi, abyśmy uniknęli kary, o której Pan Jezus mówi, że „drzewo które nie rodzi owocu dobrego, będzie wycięte i w ogień wrzucone”.

„Słuchajcie synowie nauki o uściech i kto jej strzedz będzie, nie zginie usty, ani się obrazi uczynkami złymi”. Amen.

Nauka na 25 maja (A)

O szkodach

W pięknym, uroczym maju Najświętszej Maryi, kiedy wierni chrześcijanie zgromadzają się w kościołach, żeby czcić Nieba Królową, kiedy wszyscy wołamy do Niej o miłosierdzie, - liczni ludzie, może nawet ci, co czcicielami mienią się być Maryi, popełniają grzech, przeciw miłosierdziu, - krzywdę w polach i ogrodach sąsiadom.

Mieszkańcy wsi i miasteczek wiedzą, jak zgubnym jest ten grzech, ile złych następstw za sobą pociąga. Sąsiad, wypasujący na cudzym łanie, popełnia kradzież: karmi własny dobytek cudzą trawą, czyni uszczerbek sąsiadowi, - to grzech pierwszy. Nadto zwykle krzywdziciel nie sam popełnia występek, ale zmusza do tego swe dziecko, lub sługę; daje przeto zgorszenie, zachęca do złego - i to grzech drugi. Gdy sąsiad spostrzeże szkodę wyrządzoną sobie, rozgniewany wybiega do krzywdziciela, przeklina, kłóci się - i już gotowa niezgoda sąsiedzka: oto grzech trzeci.

Nie pomińmy jeszcze jednego złego następstwa, bo sąsiad pokrzywdzony, chcą wynagrodzić sobie stratę, czyni to samo, co inni mu zrobili: zapędza swój dobytek na cudze pole. Kradzież tedy jednego sąsiada zachęca innych, - wzajemnie tedy robią sobie szkody, co osłabia moralność gromady, przywodzi wszystkich do wielkiego upadku duchowego i oto grzech czwarty - również ciężki, szkaradny, jak poprzednie.

Szkodnik niby wmawia w siebie, żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia, że nic złego nie popełnia, bo przecież pasie trawę lub rwie ją - a trawa darmo się rodzi. Tak samo rozumuje o owocach w ogrodzie, a o drzewie w lesie. Zdaje się bowiem niektórym przestępcom, że tylko grzechem jest kraść pieniądze. A co nie jest gotówką, to brać wolno, bo Bóg dał. Takie nieposzanowanie cudzej własności usiłowano tłumaczyć ciemnotą, nie przejęciem się do głębi duszy prawdami religijnymi. Niepodobna wszelako usprawiedliwić tego występku. Są to bowiem tylko wymówki, an które zawsze potrafi zdobyć się każdy przestępca, poczynając od dziecka aż do starca, od prostaka ciemnego aż do pomysłowego rzezimieszka: wszyscy mają wiele wykrętów na swoje usprawiedliwienie, bo ciężka to rzecz przyznać się do winy. Zrobi to jedynie dusza jeszcze nie zepsuta, serce nie zamarłe dla Boga i bliźnich.

Prostak nawet najtępszy doskonale rozumie, co twoje, a co moje; nazwie kradzieżą, jeżeli ktoś zabierze mu nie pieniądze, ale kożuch, lub buty. Gdy zaś sam kradnie sieno z łąki, drzewo z lasu, owoce z ogrodu, niby udaje nieświadomego, że przecież to nie pieniądze, a więc nie grzech.

Wszelka własność jest gotówką, boć ją można w każdej chwili spieniężyć. Za ziarno, za owoce, za drzewo ludzie dadzą pieniądze. Kto przeto kradnie te rzeczy, kradnie pieniądze, które wziąłby gospodarz za swoją własność.

Prawo nieubłaganie ściga tego rodzaju występnych, karze surowo, skazując na grzywny lub więzienie. Ale częstokroć sąsiedzi nie uciekają sie do sądu, sami między sobą wymierzają kary w tej sposób, że zaognia się kłótnia, przekleństwa, rośnie obraza Pana Boga i choć niekiedy wracają do zgody pozornej, wszakże skrycie nie mogą zapomnieć o krzywdzie wyrządzonej i przy lada sposobności gwałtownie wybucha gniew i zemsta.

Cudza własność nigdy nie nakarmi, ani zbogaci. Jeszcze nie słyszano, żeby ktoś kradzieżą zdobył pomyślność. Spadną na niego wszelkie utrapienia, klęski i w końcu rachunek pokaże, że więcej stracił niż zyskał. Toć wiadomo, złe ziarno nigdy nie da plonu dobrego; jakże więc mogłoby się stać, żeby złe uczynki zdołały zapewnić pomyślność? Alboż Bóg błogosławi złej sprawie? Nigdy!

Chciwość ludzka nie ma chyba granic. Zaślepia człowieka, pobudza go do nadużyć; chwilowe powodzenie roznamiętnia, pozornie utwierdza, że można bezkarnie tuczyć się cudzym. Tym gorzej, bo im później, tym dotkliwiej uderza w przestępcę sprawiedliwość Boża. Dobytek jego, oparty na krzywdzie ludzkiej, prędko niszczeje, zostaje sam nędzarz ze skargą na ustach. Ale na kogo? Chyba na siebie, jako na jedynego sprawcę nieszczęścia.

Powtórzmy tedy, jak nas upewnia nieustanne doświadczenie, że krzywda ludzka nigdy być nie może fundamentem pomyślności, co przysłowie krótko a dobitnie wyraża: „kto cudzym żyje, nigdy nie utyje”. Widzieliśmy przecież własnymi oczyma fortuny, zdobyte krzywdą ludzką - i zmarniały. Za to ubodzy pracownicy, według rozkazu Bożego, patrząc na cudzą własność, jako na świętość, powolnie ale nieustannie dążyli do dobrobytu, zasłużonego sprawiedliwie. Czyste sumienie napełniało ich zadowoleniem, a błogosławieństwo Boże w trudniejszych chwilach życia niespodziewaną podawało pomoc, ułatwiając zwycięstwo pokusy.

Powtórzmy raz jeszcze, że krzywda ludzka nigdy nie wzbogaci człowieka, owszem, pogrąża go w otchłań grzechu, oddala może na zawsze od Boga, źródła wiecznego szczęścia. W tym przekonaniu utrwaleni, całą moc ducha uświeconego prawdami Bożymi, zwróćmy się z pokorną prośba do Najświętszej Maryi, żeby Jej miesiąc Maj stał się początkiem nowego życia naszego, życia według woli Bożej, opromienionego błogosławieństwem Nieba, a ukoronowanego wiecznym tam królowaniem z Panem Bogiem w Trójcy świętej jedynym, któremu cześć i chwała na wieki wieków. Amen.

Nauka na 25 maja (B)

O drzewach

Czciciele Najświętszej Maryi Panny przez cały miesiąc Maj przyozdabiają Jej ołtarze zielenią, kwiatami, wieńcami. Piękna ozdoba. Człowiek zbiera i składa, a szczodra ręka Boża tworzy. Człowiek bardzo często za pomocą zieleni i kwiatów okazuje swój hołd i cześć Bogu. Podczas uroczystości religijnych ozdabiamy kościoły drzewami, kwiatami. Słusznie tedy możemy powiedzieć, że w życiu religijnym, rośliny jako piękne dzieła Stwórcy, służą wiernym za środek wyrażania uczuć, a zarazem i dlatego może gromadzimy w świątyniach drzewa i kwiaty, żeby wszystkimi, najpiękniejszymi tworami przyozdobić ołtarze Pana nad pany. To nie ofiara, to nie dar, bo to nie nasze, ale Boże, gdyż Bóg „wzrost im dawa” a my jedynie pielęgnujemy i zbieramy. Piękny przeto i sprawiedliwy położyli napis parafianie na widocznym miejscu w kościele hrubieszowskim po odnowieniu onego: „Z Twoich darów Boże, Tobie ofiarujemy”. A poeta Jan Kochanowski, w ślicznym wierszu zamyka uwielbienie:

Czego chcesz, od nas Panie, za Twe hojne dary?

Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?

Kościół Cię nie ogarnia, wszędy pełno Ciebie,

I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.

            Złota też wiem, nie pragniesz, bo to wszystko Twoje

            Cokolwiek na tym świecie człowiek mieni swoje.

            Wdzięcznem Cię tedy sercem, Panie, wyznawamy,

            Bo dla Cię przystojniejszej ofiary nie mamy.

Tyś Pan wszystkiego świata, Tyś niebo zbudował

I złotemi gwiazdami ślicznie uhaftował.

Tys fundament założył nieobeszłej ziemi,

I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.

Zwróćmy teraz, drodzy bracia, uwagę na rośliny w stosunku do ludzi. W raju Pan Bóg zabronił spożywać pierwszym naszym rodzicom owoców z drzewa wiadomości złego i dobrego. Drzewo ocaliło w czasie potopu rodzaj ludzki od zagłady; z drzewa bowiem Noe zbudował arkę olbrzymią. Drzewo zwiastowało miłosierdzie Boże: bo kiedy woda potopu znacznie opadła i miejscami już ukazały się wzgórza zieleni, doniósł o tym Noemu gołąb, trzymając w dziobku gałązkę z drzewa oliwnego. Kiedy Abraham ofiarował Panu Bogu syna swego Izaaka, tenże Izaak sam niósł drzewo na całopalenie, jak znacznie później Chrystus dźwigał na górę Golgoty drzewo krzyża św. Mały Dawid z procy drewnianej wyrzucił kamień, ugodził nim w olbrzyma Goliata i tym go zwyciężył.

Zwróćmyż, drodzy bracia, oczy nasze na drogocenne drzewo Krzyża św., na którym Jezus Chrystus spełnił krwawą Ofiarę za świata zbawienie. To pierwszy ołtarz święty - to pierwsza ambona, z której Arcykapłan Zbawiciel jednocześnie Boską nauką, przykład własny i zbawienie daje wszystkim ludziom. Pierwszy Adam zerwał z drzewa owoc zguby. Drugi Adam zawisł na drzewie, jako owoc miłosierdzia Bożego; kto go zakosztuje, bierze udział w zbawieniu.

Z Golgoty krzyż drewniany przeszedł do wszystkich domów chrześcijańskich i, zatknięty na najwyższych wieżach kościołów, obwieszcza, że panuje nad światem, bo świat zdobył.

Jak krzyż niepodzielnie złączony jest z Panem Jezusem, tak lilia z Przenajświętszą Jego Matką Maryją. Piękność i czystość lilii staje się obrazem piękności i czystości Niepokalanej Dziewicy. Lilię odtąd widzimy na obrazach trzymaną w ręku przez wszystkie święte Dziewice i św. Młodzianków. Święci Męczennicy trzymają palmę, jako znak zwycięstwa. A wieniec z liści wawrzynowych oznacza uznaną zasługę.

Rośliny w ogóle są wielkim, dobroczynnym darem Boga. Pomińmy nawet zioła, z których wiele, jako lekarstwa, oddają pożyteczną usługę człowiekowi, a inne przyjemnym zalecają się zapachem - lecz nade wszystko poznajmy szacowne usługi drzewa.

Drzewo wita i żegna człowieka; z drzewa bowiem kolebka piastuje niemowlę, a trumna świętej matce ziemi oddaje zwłoki. Drzewo też złożyło się na ukochaną chatę naszą, na rodzinną strzechę. Kościoły też nasze, w których zaczynamy życie religijne i kończymy je, polecając Panu Bogu, również przeważnie tylko z drzewa stawiamy.

A narzędzia niezbędne: stoły, ławy, łyżki, kubły i podpora starości - kij, z czego wyrabiamy, jeżeli nie z drzewa najczęściej? - Drzewo nas karmi owocami swymi. Drzewo nas ogrzewa, gdy z niego płomień wzniecimy. Drzewo nas chłodzi, gdy podczas upałów, zasłona z liści miłą cień daje. Drzewo nas uczy, bo „po owocach poznacie je”. Dobre drzewo dobry owoc rodzi, ale złe drzewo - złe owoce. Na dobre uczynki zdobywa się dobry człowiek, a zły potrafi tylko występki popełniać. Zdrowe żywe drzewo pielęgnują ludzie, a suche zostanie wycięte i w ogień wrzucone. To samo staje się z człowiekiem. - Dopóki drzewo młode, nagiąć je można według swej woli ogrodnik. Na młodych wyrostkach łacno szczepią się gatunki szlachetne. Dopóki tedy człowiek młody zupełnie ulega umiejętnemu nauczycielowi; wtedy można w nim skutecznie zaszczepiać najpiękniejsze cnoty i naginać według wymagań obowiązków.

Drzewo nawet potrafi mówić o - moralności okolicznej ludności. Jeżeli w lasach, przy drogach i w ogrodach spokojnie rosną drzewa dzikie i owocowe, to chyba wymownym jest dowodem, że w tej miejscowości ludzie odznaczają się piękną i rzadką cnotą - poszanowania cudzej własności. Pewną jest przecież rzeczą, że człowiek niereligijny, niemoralny, nie lubi drzew, łamie je, niszczy, owoce z nich, choć do niego nie należą, zrywa i innych do tego namawia.

Drzewo niezawodnym jest przewodnikiem dla zbłąkanych. Kto mieszka na wsi lub w miasteczku i często musi odbywać podróże, zapewne już niejednokrotnie zdołał prawdę tych słów sprawdzić, kiedy, mianowicie, w nocy, a nawet i w dzień, szczególnie podczas zawiejek zimowych - mając drogi zasypane śniegiem, musiał długo błądzić, przejęty strachem groźnej śmierci, aż dopiero napotkane znajome drzewa wskazały mu właściwy kierunek drogi. Gdyby wszystkie trakty, gościńce i drogi były wysadzane drzewami nigdy by niebezpieczne zabłąkanie nastąpić nie mogło.

Cóż powiedzieć o strudzonym wędrowcu, który w cieniu drzewa przydrożnego szuka miłego chłodu i wytchnienia. Jak on błogosławi temu człowiekowi, który to drzewo posadził? Takiego naprawdę dobroczyńcą nazwać wypada, bo drzewo, przez niego posadzone, tyle i tak różnorodnych dobrodziejstw dostarcza potomnym. Daj Boże, aby u nas wszyscy nimi być chcieli.

Opuśćmy już drzewa, zwróćmy się do kwiatów, żeby im przypatrzeć się chociaż pobieżnie. Ktoś powiedział prawdziwe zdanie, że kto nie lubi kwiatów, jest niedobrym człowiekiem. Niepodobna silić się na pochwały kwiatów, zresztą zbyteczna, bo dość spojrzeć na prześliczne ich formy, barwy i zapachy, żeby im przyznać słuszny tytuł pięknych darów Bożych. Mówią one o potędze Bożej, bo gdzież jest malarz, któryby potrafił tak pięknie, niemal cudownie stworzyć? Jak kielich kwiatu zwraca się ku słońcu, tak dusza rozważająca piękność kwiatów, podnosi wzrok swój do nieba, wielbiąc Stwórcę wszechświata, który nawet kwiatki polne ubrał tak prześlicznie.

W kwiatach często człowiek szuka nauki dla siebie. Przepiękny fijołek skromnie kryje sie w zielsku, jednak znajdą go ręce, szukające prawdziwego piękna. Wspaniała róża, królowa kwiatów, otoczona strażą kolców, przestrzega wymownie, że kto chce sięgnąć po piękną nagrodę życia, musi wytrwale stąpać po kolcach drogi. Nie ma piekan bez kolców, jak nie ma nagrody bez mozolnej zasługi. Piękność róży i jej zapach może najpowabniej przedstawiają piękność cnoty i jej wpływ, szeroko ogarniający ludzi.

Kolory kwiatów oznaczają cnoty i występki: czerwony: miłość, męczeństwo, zielony nadzieję, biały - niewinność, żółty zazdrość, nienawiść ... Ale same kwiaty budzą zawsze szlachetne uczucia - podnoszą myśl do Boga, zachęcają do cnotliwego życia. Kwiat, to wynik ostateczny wysiłków rośliny. Oby i wysiłki nasze zdobyły się na tak piękne uczynki, jak najpiękniejsze kwiaty; a wtedy staną się one ozdobą ziemi i nieba.

Kochajmy kwiaty i drzewa, hodujmy je starannie - poznajmy w nich drogocenny dar Boży, czerpmy z nich wymowną naukę, a niezawodnie sami, wyręczając kwiaty, staniemy się najpiękniejszą ozdobą świątyni Pana nad pany, co więcej, na podobieństwo drzewa ewangelicznego dobre owoce nasze nakarmią bliźnich, chwałę Bogu dadzą, za co zasłużoną w niebie nagrodę otrzymamy na wieki wieków. Amen.

Nauka na 26 maja

O przekleństwach

„Błogosławcie, a nie przeklinajcie” (List św. Pawła do Rzymian 12, 14)

Na cześć Najświętszej Maryi pobożni odmawiają Różaniec św., składający się z przeplatanego tajemnicami z życia Pana Jezusa i Matki Jego Przenajświętszej - Pozdrowienia Anielskiego powtórzonego 150 razy. Któż zresztą, drodzy bracia, nie zna Różańca św.?

Piękną modlitwą wielbią usta Maryję. Czyżby tylko usta? Nie. Usta jedynie powtarzają to, co im serce dyktuje. - „Z obfitości serca usta mówią”. Jaka tedy mowa, takie serce. Jeżeli teraz chcielibyśmy z tego prawidła zrobić użytek ścisły, wypadałoby powiedzieć, że ci wszyscy, którzy odmawiają piękne modlitwy na cześć Najświętszej Maryi, nigdy nie wypowiadają złego słowa, ani przekleństwa. Tak należałoby sądzić z tego, cośmy wyżej powiedzieli, i na co zgodziliśmy się, że dobra mowa płynie z dobrego serca, a zła ze złego.

Inaczej chyba być nie może; albowiem, czyż podobna, żeby słońce dawało to jasne, to ciemne promienie, albo żeby ze źródła płynęła to czysta, to mętna woda? Dlaczego więc niektórzy ludzie odmawiają piękne modlitwy, a potem z tych samych ust wychodzą złe słowa? Albo mają oni podwójne serce, co jest możliwe. Albo serce ich ciągle się zmienia, raz jest dobre, np. na chwilę modlitwy, to znów złe, kiedy np. niby trzeba przeklinać. I zmienność taką trudno przypuścić. Raczej można by wyjaśnić tę dwoistość mowy słabością ducha, nawet niemowlęctwem jego w sprawie świętej, Bożej, bo w sprawie doskonałości, zaleconej nam przez Pana Jezusa: „bądźcie doskonałymi, jako wasz Ojciec w niebiesiech doskonały jest”.

Słaba dusza chwieje się, jak nożyny dziecięcia, które dopiero stawia pierwsze kroki.

Ludzie tedy przeklinają w złości, której nie potrafią pohamować, jak maleńkie dziecię, które o lada przeszkodę potknąwszy się upada, mając jeszcze wątłe siły. Złe rodzi złe. Kiedy jest wzburzony, przeklina, żeby niby ulżyć sobie. Jeden bije, inny przeklina. Ten, co przeklina, a nie bije, albo się boi, albo już przyzwyczaił się i potem przy lada okazji przeklina, używając wyrazów brzydkich. Nałóg przeklinania tak się rozpowszechnił, nawet stał się modnym w pewnych gromadach ludzkich, że dziś dość często dawne „panie dobrodzieju” zastąpiło jakieś drobne „niewinne” niby i „bez znaczenia” przekleństwo.

Dowodzi to upadku mowy ludzkiej, skażenia obyczajów. „Złe rozmowy psują dobre obyczaje”.

Gramatyka czuwa nad prawidłowością mowy - a religia nad jej czystością. Co robić, żeby złemu zapobiec? Rolnik zanim sieje ziarna, oczyszcza je starannie. Gdyby nie oczyszczał, tj. nie odrzucał złych nasion, to one obok dobrych roślin na jednej i tej samej niwie tak by się rozwielmożniły, że następnie po latach wielu z pewnością byłoby więcej złego niż dobrego ziarna. Oczyszczanie zatem ziarna przed każdą siejbą zapobiega szerzeniu się złego ziarna i ciągle je umniejsza tak, że w końcu zupełnie ich nie znajdziemy zamieszanych w wybornych gatunkach nasion. Ale do doskonałego oczyszczania potrzeba doskonałych narzędzi. Wynalazcy nieustannie nad tym pracują, oddając na usługi rolnictwu młynki, wialniki rozmaitych systemów.

A wychowanie religijne jakie środki podaje do oczyszczania mowy? - Oto od kogo uczymy się przeklinania? Od starszych wiekiem ludzi, od rodziców. W bardzo wielu rodzinach ojciec klnie, matka klnie, majster klnie, i czeladnik klnie itd. Dzieci, terminatorowie uczą się tego i przechodzi to z pokolenia na pokolenie, jak coś nadzwyczajnego, jak skarb jakiś. Wielu ojców nie potrafi ustnie przekazać dzieciom pięknych zdań moralnych, ale za to zaopatrzyli je w ogromny zapas przekleństw, co na całe życie wystarczy i z pewnością znów te dzieci swoim dzieciom przekażą skarbnicę nie nadwyrężoną, owszem, pomnożoną zapewne świeżymi nabytkami, boć nie wielkiej trzeba zdolności do obmyślenia nowego przekleństwa.

Ojcowie wprawdzie tłumaczą się tym, że nie chcą uczynić złego, ale jeno poprawiać, budować ... Jak to, alboż przekleństwem można zbudować? - Istotnie, bardzo wielu ma to mniemanie, że przekleństwo poprawia! „Bić nie biję, bo nie mam do tego serca - mówi ojciec - ale czasem naklnę, gdy mi zanadto dzieci dokuczą”. Matka mówi to samo. Więc, gdy dziecko myli się w pacierzu - klątwa zaraz spada na niego, żeby pobudzić do lepszego wymawiania. Dziecko nie spieszy się wypełnić rozkazu - klątwa. Dziecko coś spsociło - klątwa. Koń nie chce, lub nie może ciągnąć - klątwa. Obiad w garnku kipi - klątwa. Robota się nie wiedzie - klątwa, itd.

I czy skutkuje klątwa? Alboż złe złym można poprawić? Właściwie co to jest przekleństwo? - Objaw gniewu, układający rozmaite porównania i życzenia wszystkich nieszczęść. A to bynajmniej nie poprawi, jeno rozdrażni. Mówisz ojcze, że dziecko wtedy ucichnie i stara się być posłusznym. Ale dlaczego?, bo boi się nie przekleństwa, lecz tego, żebyś po przekleństwach, nie chciał wziąć się do bicia. Jeżeli jednak dziecko po pewnym czasie przekonało się, że ojciec lub matka wszystek gniew swój tylko w przekleństwie zamyka, a do bicia nigdy się nie bierze, wtedy dziecko nie mając już lękać się czego, robi swoje i obojętnie słucha przekleństw rodziców. Oswaja się z nimi, a nawet może po cichu śmieje się z nich lub odwzajemnia się nimi również po cichu. Toć często słyszeć się zdarza narzekania rodziców: „klnę i nic nie pomaga; widocznie już nic nie poprawi tego zatraceńca”.

Mój Boże, ileż dziś jeszcze jest takich rodziców, których jedynym środkiem wychowawczym jest - klątwa! Co smutniejsza, że nawet skądinąd rozumni ludzie, jako zwierzchnicy, dozorcy utrzymują, iż nic nie zrobisz bez przekleństwa. Czyja w tym wina, czy tego prostaka, czy tych, co oświecać i uszlachetniać powinni?

Nie masz człowieka, który by nie pojmował słowa dobrego i rozumnego? Ale trzeba umieć przemówić rozumnie, poczciwie, a niezawodnie usłucha. W tym właśnie tkwi cała przyczyna, że niektórzy nie potrafią mówić, bo albo ględzą niedorzecznie, narażając się na cichy śmiech podwładnych, albo znów uciekają się do przeciwnej ostateczności, klnąc niemiłosiernie, co pobudza do złośliwości, a nawet do nienawiści. Albowiem złe zawsze złe rodzi.

Ci i owi mniemają, że do posłuszeństwa można zmuszać jedynie strachem, groźbą, przekleństwem. Ci, co chcą, żeby się ich bano, używają złej, niebezpiecznej metody. Najlepsza, najpoczciwsza jest ta niezawodnie, która kochać zniewala, która przywiązuje, budząc zaufanie, szacunek. Słowo dobre do dobrych pobudza uczynków, wtedy przekleństwo jest zgoła zbyteczne, niepojęte.

Krowa ryczy, bo innego głosu wydobyć nie potrafi; koń rży; noc jest ciemna i jasnego promyka wydać z siebie nie jest zdolna. Ale człowiek tak bogatą posiada mowę, tyle słów pięknych może dusza z siebie wydobyć, że pod ich potęgą mięknie nie tylko dusza barbarzyńcy, ale nawet dzikie zwierzęta niejednokrotnie zdołała łagodności nauczyć. Lecz powtórzmy z naciskiem piękna mowa płynie tylko z pięknej duszy. Są takie dusze nawet w ubogim, prostaczym stanie, są matki i ojcowie, którzy nigdy nie wymówią przekleństwa. Są tacy majstrowie i przełożeni, a jednak ulega im służba, bo ulega sile moralnej, sile duchowej, która jest jedyną potęgą przez Boga błogosławioną, potęgą, która kształci dusze, podnosi, uszlachetnia.

O takiej potędze mówił św. Paweł: „wszelka mowa zła niech z ust waszych nie pochodzi, ale jeśli która dobra ku zbudowaniu wiary, aby łaskę zjednała słuchającym”. O taką mowę starajmy się drodzy bracia, a więc o taką duszę, aby zdolna była mieć zawsze dobrą mowę, a wtedy udoskonalimy nasze otoczenie, zjednamy im łaskę Boża, a dla siebie nagrodę wieczną. Amen.

Nauka na 27 maja

O cierpieniach

„O wy wszyscy, którzy idziecie przez drogę, obaczcie, a przypatrzcie się, jeśli jest boleść, jako boleść moja?”

„Żal duszę ściska, serce boleść czuje”. Taki znajdujemy wizerunek w pieśni pasyjnej Matki Bolesnej. Osobną oddajemy cześć Najświętszej Maryi, nazywają Ją Matką Bolesną. Ten tytuł wyraża wielką ofiarę Maryi, męczeństwo Jej serca, bolesne pośrednictwo między Niebem a ziemią. Zbawienie dała światu, ale sama stała się Królową Męczenników.

Całe Jej życie było długą, bolesną pielgrzymką na Golgotę. „Przewidując przyszła mękę Syna Twojego, - mówi opat Rupertus, - długie, o Matko nasza, poniosłaś społeczeństwo”, spełniała tę ofiarę Najświętsza Maryja zawsze z zupełnym poddaniem się woli Bożej: „oto ja służebnica Pańska; niechaj mi się stanie według słowa Twego”.

„Męczeństwo, - mówi św. Tomasz z Akwinu - jest to najwyższy szczebel posłuszeństwa, a tym jest, gdy kto posłusznym się staje aż do gotowości poniesienia śmierci w duchu posłuszeństwa”. Posłuszeństwa żąda Pan Jezus w naśladowaniu Jego życia, mówiąc: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech sam siebie zaprze i weźmie krzyż swój, a naśladuje Mnię”, w tym zdaniu nie ma wyraźnej wzmianki o cierpieniu, tak jak nie masz jej w rozkazie dziennym wodza, wzywającego żołnierzy na plac boju, weźcie broń, krzyż, idźcie za Mną, wypełniajcie Moją wolę.

Życie człowieka jest ofiarą, albo dobrowolną, albo konieczną i wtedy bezowocną. Życie bowiem doczesne zawsze najeżone jest kolcami; nikt ich uniknąć nie może. Ogień parzy, lód ziębi, a życie rani. Kto nie zważa na te prawdy i ślepo rwie się naprzód, nie chcąc ulegać świętej woli Bożej, prędko starga siły swoje, nie uniknie wielu boleści i w końcu, ginąc marnie, zawoła za Julianem Apostatą: „zwyciężyłeś Galilejczyku!”. Atoli kto pielęgnuje w sercu miłość Pana Boga i bliźnich, a duszę wyćwiczył w mądrości, z gotowością podejmuje ofiarę życia na chwałę Bogu i pożytek bliźnim. Cierpienia jego, to znak wytrwałości w posłuszeństwie prawom Bożym. A te cierpienia są nieodłączne od wytrwałości, gdyż siły człowieka są bardzo wątłe, a pokus i przeszkód wiele rozsypanych na jego drodze. Albo poddać się im i zginąć niezaszczytnie, albo je zwyciężyć, narażając się na liczne rany, od których jeżeli kto wcześniej umrze - chwalebną śmierć spotka.

Zwykle w życiu nie mówimy o cierpieniu, bo nie ono obowiązuje, lecz obowiązują nas uczynki dobre według prawa Bożego. Te uczynki powinniśmy pełnić chociażby nawet narażały nas na dotkliwe cierpienia. Cofać się nie godzi; naprzód iść trzeba! Kto patrzy tylko na same cierpienia, nie zrozumie ich wielkiej wartości, jak ten co patrzy jedynie na czarność litery, a nie na litery czarne, połączone w wyrazy i zdania, zawierające naukę Bożą.

Pan Jezus podczas życia ziemskiego, cierpiał nieustannie: „smutna jest dusza moja”. „Liszki mają jamy i ptacy niebiescy gniazda, a syn człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonić”. Twarda była rola, którą Pan Jezus krajał pługiem niebieskim i krwią Przenajdroższą zrosić musiał, żeby plon zbawienny wydala. Cierpiąc Jezus dał światu zbawienie, to też tylko cierpiąc przyjąć je możemy, a cierpiąc wytrwale, bez szemrania.

W tym atoli trudność cała. Od zasługi przedziela nas nie uczynek, ale nieodłączne od niego częstokroć cierpienie. Uwielbiamy wprawdzie tych, co mężnie znoszą cierpienia; czcimy bohaterów, których przecież jedynie z cierpieniami złączone uczynki do bohaterstwa podniosły; współczujemy obcym cierpieniom, ale własnych nie chcemy z rezygnacją znosić. Ach, boimy się cierpień. Na myśl o nich wstrząsa się dusza. Pragniemy szczęścia, spokoju bez cienia bólu.

Módlmy się o to. Wszak wolno „o cokolwiek” prosić, lecz „nie moja wola, ale Twoja, Boże, niechaj się stanie”. Jak niepodobna, żeby ogień nie parzył, a lód nie ziębił, tak i to, żeby droga życia była bez kolców. - Życie jest bojowaniem. To życie nie jest nagrodą już, ale dopiero dniem roboczym. Zasługiwać trzeba na nagrodę wieczną. Im praca cięższa, mozolniejsza, tym nagroda większa.

Aleć nawet w doczesnym życiu już cierpienie złączone jest z niewysławioną rozkoszą duchową. Męczennicy przecież z pieśnią na ustach szli pod miecz kata. Radowali się, że mogą umrzeć za prawdę. Śmierć nie straszna, owszem, pożądana, bo połączy na wieki z Chrystusem. Ojciec, matka, ciężko pracujący na utrzymanie rodziny, nie narzekają, znoszą cierpliwie wszelkie uciski pracy i niewygód, aby jeno dzieciom dać dobre zasady i stały chleb do ręki. Wędrowiec, dążąc pieszo do rodziny, doznaje rozmaitych udręczeń, nogi bolą, wszakże ma rozkosz w cierpieniu, osładza bowiem bóle ta myśl, że coraz bardziej zbliża się do celu upragnionego.

Jeżeli badawczo wpatrujemy się w te, i inne im podobne przykłady, to niezawodnie przyjdziemy do tego przekonania, że silna dusza pokrzepiona łaską Bożą, znajduje w cierpieniu pociechę. Ono bowiem upewnia ją, że wytrwale spełnia obowiązek święty. Ale zarazem skąd pada jasne światło na prawdę, że jedynie dusze zamiłowane w obowiązkach, podejmują cierpienia bez szemrania.

Misjonarz pełen zaparcia siebie, udaje się do krainy dzikiej, barbarzyńskiej, naucza, budzi nieznane uczucia święte w duszach krwiożerczej ludności. Każda chwila grozi mu męczeństwem, na każdym niemal kroku doznaje rozmaitych dolegliwości, a jednak raduje się dusza jego owocnością pracy, drobnym nawet powodzeniem, nie pamięta o cierpieniach przebytych już i nie lęka się mających nastąpić i słusznie przewidywanych, bo ... bo serce, serce jego płonie gorącą miłością, Boga i bliźniego. Dobre dziecko, czuwając nad chorą matką, nie narzeka na zmęczenie, nawet nie myśli o tym, bo serce jego pragnie jedynie wyzdrowienia matki i raduje się niewymownie, gdy już jej lepiej. Uczeń, mozolnie rozwiązujący trudne zadanie, jakże błogiej doznaje rozkoszy, gdy przecież po długiej, cierpliwej pracy znajdzie doskonałe rozwiązanie! Wnet zapomina o zmęczeniu, cieszy go postęp w nauce, którą widocznie bardzo umiłowała.

Nieraz dziwimy się kowalowi, że wytrzymuje dopiekanie ognia, górnikowi, że w groźnych i mrocznych podziemiach całe dni przepędza; żniwiarzowi, że zdaje się żarowi słońca urągać, a rybakowi, że wilgoć i chłodne wiatry nie zdołają go spędzić z łódki lub z brzegu morza, a jednak raczej zdumiewać nas powinna wielka miłość tych ludzi dla rodziny i pracy, że, nawet dla nich zdaje się nie odczuwają dolegliwości, właściwych ich zawodowi. Chlubią się oni przeszkodami zwyciężonymi, jak żołnierz niedogodną pozycją podczas boju, zakończonego zupełnym triumfem. Mądrość Boża jedno od drugiego uczyniła zależnym. Kto miłuje obowiązek, za nic sobie ma cierpienie, napotkane podczas jego spełniania. Leniwemu zaś, a przeto i obojętnemu robotnikowi nawet słoma przeszkadza, jak o tym rzetelnie przysłowie powiada.

Zła matka narzeka na dzieci zepsute, które niewiadomo kto zepsuł. Leniwy ojciec biaduje na ciężary swego obowiązku, którego prawie wcale nie spełnia. Tępa, ociężała dusza przeraża się byle wysiłkiem, niepowodzeniem. W życiu zupełnie tak dzieje się, jak w boju. Tchórzliwi żołnierze, kryjąc się przed pociskami, utyskują na wymyślone często przeszkody; radzi zakryć własne haniebne wady, za które po cichu się wstydzą, ale głośno nie chcą się do nich przyznać. Waleczni zaś mężnym duchem zwyciężają najcięższe trudności. Zapał do tej walki, wytrwanie, czerpią w wielkiej miłości sławy i ojczyzny.

Wracamy tedy do naczelnej prawdy, że człowiek pełen miłości, zdolny jest przezwyciężyć największe trudności. Wymowny na to przykład mamy jeszcze w zdarzeniu opowiadanym dość często, że kiedy jedynakowi, młodemu chłopięciu, lekarze musieli zbolałą nogę amputować, podczas operacji nawet nie jęknął. Przerażona matka obecna przy operacji, zapytała ukochanego synka: „Czy cię boli?” - Nie - odpowiedział, żeby nie powiększać zmartwienia zacnej, dobrej matki, którą kochał nad życie. Miłość tedy dla matki zwyciężyła cierpienie. Jest to obraz miłości duszy dla Boga i bliźnich, obraz, który idealnie wypełnia Najświętsza Maryja. Zupełnie zaparła się siebie, żeby zbawić rodzaj ludzki i najdoskonalszą oddać chwałę Bogu.

Kochajmy tedy drodzy bracia, całym sercem Pana Boga i bliźnich, kochajmy pracę, obowiązki i prawdę, a niezawodnie miłość ta roznieci w duszach naszych ogień, który zahartuje doskonale męstwo, uzdolni do zaparcia zupełnego - i wyjedna łaskę wytrwałości aż do końca, co niech się stanie za Twoją, Matko Najświętsza przyczyną, do której zawołajmy słowami pieśni: „ucz nas cierpieć choć w milczeniu”. Amen.

Nauka na 28 maja

O zgorszeniu

„Ducha nie gaście” (List św. Pawła do Tesaloniczan I, 5, 19)

Zapatrzeni w życie Najświętszej Maryi, Jej cnoty, Jej miłość do Pana Boga i ludzi, uczuwamy w sercach naszych uwielbienie, zachwyt. Nazywamy Jej życie wzniosłym, budującym nas wzorem. Kto kocha, naśladuje też Maryję. W Najświętszej Maryi każdy mieć może najlepszy przykład dla życia swego. Ale, niestety, słowami powtarzamy za innymi uwielbienie, uczynkami zaś daleko odbiegamy od pierwowzoru i, co gorsza, własnym złym życiem gorszymy współbraci.

Nie zastanawiamy się nad tym. Jakoś płynie dzień za dniem niepostrzeżenie, ciągle jesteśmy roztargnieni, nie uważamy na uczynki nasze, jakie są one, dobre, czy złe? A przecież ludzie na nas patrzą. Toć wiadomo, że każdy człowiek jest nadzwyczaj wrażliwy na wszystko, co widzi i słyszy. Urabia się według swego otoczenia.

Dziecko podobne jest do rodziców nie tylko z rysów twarzy, ale i z usposobienia duchowego, bo przez ciągłe z nimi obcowanie przejmuje od nich wady i zalety. W pacholęcych latach człowiek więcej nauczy się, niż potem w ciągu reszty życia. Uczy się mówić, jeść, chodzić, czytać, pisać, rachować, poznaje każdą rzecz z osobna, która go otacza. Wszystko budzi w nim ciekawość, chce wiedzieć, pyta, narzuca się, żąda natarczywie objaśnień i badawczo wpatruje się w twarz mówiącego, żeby go nie zbywano żartem.

Ktoś dowcipnie porównał dziecię z wędrowcem, przybyłym w obce zgoła strony. Wszystko go interesuje. Na najzwyczajniejsze rzeczy zwraca uwagę i bada je szczegółowo, dokładnie. Wsłuchuje się w mowę przechodniów z natężeniem i każde ich słowo więźnie w jego pamięci. Jest on niby zwierciadłem, w którym wszystko się odbija i na zawsze utrwala. Z własnego zresztą doświadczenia na powyższe prawdy mamy mnóstwo dowodów. Wiernie i szczegółowo pamiętamy wiele zdarzeń z czasów naszego dziecięctwa; co więcej, pamiętamy nawet rozmowy, przy nas wówczas prowadzone przez starszych, którzy mniemali, że wcale ich nie rozumiemy, lub nie zwracamy na nie uwagi ... A jednak, one nauczyły nas bardzo wiele ... Czy tylko dobrego? Zamiast odpowiedzi znów zapytajmy: azali starsi przy dzieciach tylko o dobrym rozmawiają i tylko dobre spełniają uczynki?

Dobra rozmowa, dobre uczynki, to przykłady budujące. Powtarza je dziecię chętnie, naśladuje prawie natychmiast, bo coś przecie robić musi; maleństwo, pełne życia, żądne ruchu, działania, patrzy na innych i - powtarza. Nie potrafi ono jeszcze rozróżnić złego od dobrego, zresztą, choćby nawet umiało, nie ma na rozważanie czasu i wyrobionej siły woli. Bardzo wrażliwe dziecię na to wszystko co się dookoła niego dzieje, nie jest bynajmniej trzeźwym sędzią, ale żarliwym naśladowcą. Gniewają się rodzice na sąsiada, i ono w tym gniewie żywy bierze udział. Ktoś przeklina i ono zaraz ma ochotę powtórzyć przekleństwo. Przedrzeźnia kalekę, żartobliwie pokazuje, jak starsi chodzą, jak mówią i skrycie a serdecznie pragnie być najprędzej starszym, żeby mogło robić to, co starsi robią, a co mu bardzo się podobało.

Chyba zbyteczna dodawać więcej szczegółów. Powyższe dostatecznie pokazują, co dzieci złego uczy: przykład starszych, a co zwykle nazywamy zgorszeniem. Zapewne dzieci, jako ludzie, skłonniejsi są raczej do złego, niż do dobrego. Ale właśnie z tego powodu obowiązkiem starszych jest, żeby w obecności dzieci zachowywać się wzorowo, przykładnie, mając w pamięci to, że patrzą na nas ci, którzy wszystko niezawodnie powtórzą. Dobre przykłady osłabią w dzieciach złe skłonności wrodzone, a natomiast chwiejną duszyczkę utrwalać będą w cnotach.

Częstokroć wszakże dzieje się inaczej, niestety! Obecność dzieci nie hamuje wielu. Przekleństwo, pijaństwo, kradzież, obmowa, rozpusta i cały stek występków różnorodnych, w które tak obfituje natura ludzka, bardzo często spełniają się w oczach dzieci, pojętnych uczniów, gorliwych naśladowców. Siejba tedy nie długo każe czekać na plon. „Kto sieje wiatry, ten zbiera burze”. Kto na dziewiczą ziemię rzuca złe ziarno, niezawodnie żniwo tylko kąkol mu przyniesie.

Jak teraz po tym wszystkim wygląda skarga rodziców na niedobre dzieci? Któż je wam takimi uczynił. Może odpowiecie: obcy ludzie. Aleście sami byli ich pomocnikami. - Koło butelek, stojących na ziemi, przechodzimy ostrożnie, żeby nie trącić której, gdyż upadłaby i stłukła się na drobne kawałki, co, rozumie się, zaraz wyrwałaby z kieszeni kilka groszy. Widocznie lepiej znamy butelki, niż własne dzieci. Nie słyszymy ich upadku, nie zaraz go spostrzegamy i nawet częstokroć nie wiemy o tym, żeśmy je sami własnym złym przykładem zgorszyli.

Złośliwość złego uczynku zabija nie tylko dzieci, ale i - starszych. Wiadomo bowiem, że dziecko, młodzieniec i starzec wszyscy mają jednakową naturę, podatną na wpływy otoczenia. Żartujemy sobie z powszechnie uznanej zaraźliwości śmiechu, płaczu i ziewania. A jednak doświadczenie każe nam stanowczo tę zaraźliwość rozszerzyć do wszystkich uczynków człowieka, więc nie tylko śmiejemy się dlatego, że ktoś się śmieje, ale nawet coś robimy jedynie dla tego, że ktoś inny zrobił.

Ubieramy się niby według mody, a właściwie ubieramy się tak, jak inni; przyozdabiamy nasze mieszkania, przyrządzamy potrawy, prowadzimy rozmowy nawet według podsłuchanych przykładów. Zawsze i wszędzie jesteśmy chciwi, żądni, jak sucha ziemia, nauki od otaczających nas ludzi i nieustannie też istotnie wchłaniamy w siebie bez wyboru wszystko, co zobaczymy i usłyszymy. Z tych codziennych, cogodzinnych nabytków tworzy się w naszej duszy nie skład rupieci, bynajmniej, ale cała nasza duchowość, umysłowość, serdeczność. Wszystko to staje się naszą nierozdzielną własnością, pokarmem duszy i serca.

Ktoś nazwał Pawła złodziejem, a Bertę głupią, wnet zdanie to przechodzi z ust do ust i staje się powszechnym. Ktoś rzucił zdanie o jakiejś prawdzie lub osobie, inni je powtórzą bez zająknięcia, jak własną mądrość. Świadczy to wymownie o mimowolnym uleganiu innym ludziom. Zapewne, nie każdemu ulegamy; ale każdy człowiek ma takich, którym ulega, i zarazem na innych wpływ mniej lub więcej potężny wywiera, jest tedy jednocześnie uczniem i nauczycielem.

Komu, albo raczej, jakim przykładom ulegamy i jakimi przykładami na innych wywieramy wpływ? Oto pytania, które żeby zadowolić, trzeba badać siebie. A z badania tego wypadnie wyrok ... Zobaczmy jaki? Jeżeli złe nas pociągają przykłady, - takimiż odpłacamy się tym, którzy nam ulegają, czyli: mamy nad sobą zgorszycieli i dla innych jesteśmy zgorszycielami. Albo przeciwnie, ożywia nas miłość Dobra, Piękna i Prawdy, szukamy promieni łaski Bożej, odbitych w sercach ludzi, żeby przy nich własne rozgrzać, zaczerpnąć zachętę, pobudkę do tym doskonalszego życia - i te zabiegi i uczucia nasze nie tylko w nas, ale i przez nas w innych, powolnych nam, sprawują błogosławioną odmianę według myśli Bożej. Szczęśliwi, zaprawdę, którzy na swej drodze znajdują dobrych i szukają ich skwapliwie. A biada tym, co sieją zgorszenie i zgorszenia szukają. „A ktokolwiek zgorszył jednego z tych maluczkich wierzących w mię, lepiej by mu iżby był uwiązan młyński kamień około szyi jego i był wrzucony w morze”.

Bagno gnijące smrodliwe wydziela z siebie wyziewy. Oto obraz duszy zgorszyciela. Każdy daje to, co ma, każdy chwali się tym, co uważa w sobie za najpiękniejsze. Gorszyciel wyrzuca z siebie ohydne myśli, zieje szpetnością swej duszy na biedne ofiary, które go słuchają i za jego idą przewodnictwem. Dokoła siebie ma tych ofiar bardzo wiele. A co zacz są one? - W kim zamiłowanie do dobrego zaledwie słabym jest płomykiem, czyja dusza chwieje się bez stałego kierunku, kto odebrał wychowanie niedbałe, a nadto jeżeli wcześnie złe namiętności wzięły w nim górę, na pewno taki człowiek gorączkowo pożąda obcować ze zgorszycielem, żeby mógł brudną duszę swoją karmić brudnymi wydzielinami jego. Atoli zdarza się i to, że zgorszyciel trafia na zgoła niewinną ofiarę i wobec niej odgrywa rolę mędrca, doświadczonego męża, wymową swoją, sprytem, dowcipem budzi podziw, zjednywa zaufanie, słuchają go ci i owi z początku niedowierzająco, boleśnie nawet, ale potem pobici jego wymową i pewnością siebie, idą za nim ślepo. Czują, że coś niedobrego nastąpiło w ich życiu, ale cofnąć się, odmienić nie potrafią i nie chcą.

Bądź co bądź powiedzieć trzeba, że podobni bratają się z podobnymi. Kto odebrał dobre wychowanie, kto pracowicie wykształcił w sobie piękny, szlachetny charakter, kto zdobył gruntowne, stałe przekonania, jako drogowskazy na drogę życia doczesnego, ten niezawodnie nigdy nie ulegnie zgorszycielowi, choćby on od samego szatana zapożyczył sztukę uwodzenia duszy niewinnej. Nic nie zdoła żelaza zmienić w drewno; podobnież wszelkie złe usiłowania zgorszyciela nigdy nie skażą duszy ożywionej serdeczną, rzetelną miłością dla swego Stwórcy i bliźnich.

O taką moc dla dusz naszych błagajmy Boga za pośrednictwem Najświętszej Maryi, a pociski zgorszycieli nie zaszkodzą nam, owszem przykładne życie nasze, stale zalecając im cnotę, wyrwie ich z drogi błędu, przyłączy do grona wiernych czcicieli Niepokalanej Dziewicy i zapewni wieczne z Nią królowanie w Niebie. Amen.

Nauka na 29 maja

O wdzięczności

Żywot Najświętszej Maryi niewyczerpaną jest skarbnicą nauki dla nas. Każdy szczegół Jej życia, gdybyśmy jeno umieli uprzytomnić go sobie dokładnie, byłby wzorem i regułą życia chrześcijańskiego. Pomińmy wszakże szczegóły, a dziś, kiedy miesiąc przepiękny Maryi, Maj, schyla się ku zachodowi, zatrzymajmy w pamięci uwagi, jakie nieuniknienie daje nam ogólny pogląd na pierwszorzędną Jej cnotę - cnotę miłości Pana Boga i bliźnich.

Otóż cnota miłości, kiedy zwraca się uczynnie ku ludziom, staje się miłosierdziem, a gdy ku Bogu - wdzięcznością. Wdzięczność Najświętszej Maryi była tak wielką, jak wielka była Jej miłość - bez granic, jak wielkim był dar Stwórcy, czyniąc Ją - Matką Zbawiciela. 

Dar powinien być miarą wdzięczności, a wdzięczność miarą miłości. Nie chcemy powtarzać bardzo powszechnej skargi na niewdzięczność dzisiejszych ludzi, ale raczej pragniemy gruntownie wyjaśnić pochodzenie tej cnoty, co chyba najdokładniej pozwoli ocenić wartość tych lub owych chrześcijan.

Każdy zapewne człowiek podziela to zdanie, że wszystko, co posiadamy, pochodzi od Boga. Zdrowie, dostatki pomyślność w przedsięwzięciach, nawet „krzyżyki”, które są dobrodziejstwem według ogólnego przekonania, że „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, - wszystko z rąk Stwórcy pochodzi. Dlaczego jednak wdzięczność  nasza prawie maluczką się staje?

Czy dla tego, że niedoceniamy dobrodziejstwa, nam dane? Nie; albowiem doskonale rozumiemy wartość zdrowia np. i pomyślności. Jedyną tedy przyczyną naszej obojętności jest chyba - i tak jest istotnie - zupełny brak miłości do Pana Boga. Tak przynajmniej ci i owi tłumaczą sobie niewdzięczność ludzką. Inni zaś odmiennie zapatrują się na to i, zdaje się, mają słuszność. Bo według nich wiele ludzi nie zna rzetelnej wartości dobrodziejstw danych nam od Boga.

Cóż bowiem częstszego na wypadki nieszanowania zdrowia? Niszczymy je sami, jak dzieci chwilową zabawkę. Dopiero kiedy ciężka choroba przybije nas do łoża, wtedy lament i prośby do Boga, aby przywrócił nam lekkomyślnie odprawiony dar zdrowia. To samo częstokroć dzieje się z innymi darami: zdrowiem duszy i serca, talentami do pracy pożytecznej. Marnujemy skarby, własnymi rękami czynimy grabież na sobie, doprowadzamy się do nędzy. Że tak jest, prawie codzienne doświadczenie przekonywa nas o tym, a przeto, nic dziwnego, że nie ceniąc dobrodziejstw, nie uczuwamy za nie wdzięczności.

Człowiek nie jest doskonałym, bo w takim razie nie dążyłby do doskonałości, co jest właśnie jego obowiązkiem, głównym zadaniem życia doczesnego. O tym wielu dobrodziejów nie chce pamiętać, gniewają się, a nawet zniechęcają do czynienia dobrze bliźnim swoim tą niby słuszną wymówką, że nie warto świadczyć dobrodziejstwa ludziom, bo odpłacają się zwykle „czarną niewdzięcznością”. Gdybyśmy dobrze świadczyli ludziom jedynie dla odbierania od nich hołdów wdzięczności, tym samym zrzeklibyśmy się zasługi na żywot wieczny.

Ogłaszamy niby światu naszą mądrość, że znamy niby słabostki ludzi, że bezinteresownie czynimy bliźnim, co święte przykazanie Chrystusa Pana zaleca i wcale nie oglądamy się za marną wdzięcznością obdarowanych, a jednak oglądamy się za nią i brak jej bardzo nas oburza.

Wszak mamy do czynienia z ludźmi! ... Miłość własna wielu zaślepia. Ci, co chcą uchodzić przynajmniej w oczach własnych za zgoła niezależnych, wszelkie dobrodziejstwa im okazane starają się czym prędzej obniżyć, zapomnieć o nich, i to, co obecnie mają, radzi przypisywać tylko zasłudze własnej, sprytowi, zdolnościom. Tak pięknie i zręcznie wmówią w siebie i w innych, że doprawdy każdy niewtajemniczony przyzna im zupełną słuszność.

Tego rodzaju ludziom zdaje sie, że aby mogli zdobyć szacunek, poważnie w oczach ogółu, powinni koniecznie wmówić, że do zdobycia pomyślności nikt im nie pomagał, że jedynie sami wyłącznie dla siebie byli dobrodziejami. Śmieszne to, zabawne, a często grzeszne, bo z prawdą niezgodne. Niektórzy gotowi są nawet ująć zasługę nogom, które ich noszą. Pod tym względem miłość własna ludzi dorosłych bardzo jest podobna do małych dzieci, które w zapale opowiadania plotą niestworzone rzeczy i łudzą się, że każdy im wierzy, bo poważnie słucha. Są to tedy stare dzieci, które nie zdołały pojąć mądrości Bożej, nakazującej ludziom wzajemnie sobie pomagać. Z pojedynczych cegieł dom zbudowany nie przestaje być domem bardzo pożytecznym i może nawet pięknym. Jak dom, dziś prawie każda rzecz wielu rąk wymaga. Pomoc nam nie ubliża bynajmniej, ale chyba to tylko, kiedy my z pomocy nam danej nie umiemy należytego wyciągnąć pożytku. Kto pojmuje znaczenie pomocy - dobrodziejstwa, korzysta wdzięcznie z niej i buduje na tym fundamencie pomyślność własną i bliźnich i chwałę Bożą. Kto zaś rozumie ułomność natury ludzkiej, nie żąda wdzięczności, świadczy dobrodziejstwa według swej możności, aby spełnił przykazanie Boże - miłości bliźniego.

Na ostatek powodem niewdzięczności ludzkiej częstokroć bywa słaby lub zupełny brak przejęcia się obowiązkami według woli Bożej. Jeżeli nie wpajamy w dzieci obowiązku, jeżeli nie obudzimy w nich pragnienia spłacania wszelkich długów i nie wyjaśnimy, jak różnorodne są długi, które człowiek zaciąga w ciągu życia doczesnego - w takim razie niezawodnie zupełnie obojętną im będzie piękna cnota wdzięczności. Do niej poczuwają się ci tylko, którzy wiedzą, że dług zaciągnęli i pragną całym sercem w całości dług zaspokoić.

Jeżeli ktoś dobrowolnie, bez przymusu płaci takie długi, na które nie masz wcale sądu, świadczy wymownie, że posiada piękne serce, że usilnie stara się, pojąć sprawiedliwość Bożą i do niej zastosować. Takich, zaprawdę, szczęśliwymi nazwać się godzi, albowiem oni „łakną i pragną sprawiedliwości” i tacy „będą nasyceni”. Do nich wreszcie zwraca się Pan Jezus, mówiąc: „Radujcie sie i weselcie, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebiesiech”. Amen.

Nauka na 30 maja

O względach ludzkich

„Nauczycielu, wiemy, iżeś jest prawdziwy i drogi Bożej w prawdzie nauczasz, a nie dbasz ni na kogo, albowiem nie oglądasz się na osobę ludzką” (Ewangelia według św. Mateusza 22, 16).

Musieli faryzeusze powiedzieć prawdę o Panu Jezusie; „Nie oglądasz się na osobę ludzką”. Całe życie Zbawiciela na ziemi składało się na te słowa, które wyrzekł o sobie: „Jam jest droga, prawda i żywot”. Bóg nieomylny, Prawda niepokalana, Dobroć - wzór sprawiedliwości i miłości. Pan Jezus patrzy nie na ludzi, ale na dzieci Boże, wszystkich bez wyjątku chce zbawić. Na krzyżu roztwiera ręce: „Pójdźcie do mnie wszyscy!”. Czyż podobna tedy, żeby Zbawca oglądał się na osobę ludzką? Jeżeli wyróżnia kogo osobliwszą łaską, miłością¸ to tylko cierpiących, których leczy, uzdrawia i grzeszników, zmarłych na duszy, którym daje zmartwychwstanie, żywot wieczny.

Wiernie Syna Jednorodzonego naśladowała Najświętsza Jego Matka, Królowa Nieba i ziemi. Matka rodzaju ludzkiego, przez Zbawcę mu dana: „Oto Matka twoja”. Nie powiedziano, że jest Matką tylko gromadki, ale Matką wszystkich. I dlatego wszyscy do niej uciekamy się z pokorną prośbą o pośrednictwo i opiekę. „Matko miłosierdzia, Matko litościwa nie opuszczaj nas!”. Kto tak woła? Ci, co cierpią grzechem obciążenie, uginający się pod ciężarem życia. A do kogo Najświętsza Maryja wyciąga ręce? „Nie ogląda się na osobę ludzką”, ale patrzy w serce skruszone czystą, świętą miłością. Kogo ożywia serdeczna, głęboka miłość Pana Boga i bliźnich, kto całym sercem pragnie wypełniać świętą wolę, ten bez względu na stan, wiek i pochodzenie i wszelkie inne cechy zewnętrzne, różniące ludzi między sobą, znajdzie łaskę u Boga i opiekę Najświętszej Maryi.

Wiedzą o tym ludzie; wszyscy do Niej się garną, otaczają wieńcem Jej ołtarze, czczą, błagają Maryję, a jednak - zarazem wzgląd mają na osobę. Nigdy w najdoskonalszym, najświętszym życiu Niepokalanej Dziewicy nie widzimy tego, co tak często spotykamy w życiu wielu ludzi, - oglądania się na ludzi, co oni powiedzą?

Może zdaje się wam, drodzy bracia, że ta wada wcale nie jest groźna? Gdy wszakże codziennie niemal doświadczenie przekonać musi, że bardzo wielu, krępując się względami ludzkimi, traci majątek, dobre imię, źle wychowuje dzieci, zabija w sobie ducha, staje się bezmyślnymi służalcami cudzych wybryków, nałogów, wtedy wyznamy, że wzgląd ludzki jest strasznym, zabójczym, jak w ogóle strasznymi są złe poszepty pokusy, wiodące do upadku i doczesnego i wiecznego.

Na razie niepodobnym do prawdy wydaje się to, żeby człowiek, stworzenie rozumne, mógł zapomnieć o najświętszych obowiązkach pod wpływem czego? - względów ludzkich. Ktoś porządniej ubrany wstydzi się ubogo ubranego rodzica, żeby przynajmniej publicznie nie przyznać się do pochodzenia z ubogiej rodziny. Dawny serdeczny przyjaciel nie poznaje na ulicy podupadłego towarzysza. Ktoś zagadnięty, czy umie czy zna to i owo - zarumieniony krztusi kłamstwo, że umie, choć jako żywo nie ma o tym pojęcia, co nie z winy jego pochodzi i może nawet nie jest konieczne. Ale nie posiada tego szlachetnego, pięknego męstwa powiedzieć szczerze prawdę.

Często też dwoimy się na każde zawołanie względu ludzkiego. Przed chwilą uniesieni zapałem krytycznym, chcąc się popisać wymową, bystrością umysłu i niby niezależnością zdania, uczciwej nitki nie zostawiamy na nieobecnym np. bogaczu Z. ale wkrótce potem, spotkawszy go gdziekolwiek, zginamy przed nim plecy, służalczo nadskakujemy, żeby znów innej gromadzie pokazać, żeśmy przecież nie byle co, bo mamy stosunki zażyłe z takim bogaczem.

Ktoś publicznie pochwalił stróża za to, że sumiennie spełnia swe obowiązki i że tym sposobem przyczynia się do zdrowia mieszkańców przez usuwanie śmieci, które gnijąc, zarażałyby powietrze i że nawet praca jego wpływa na umoralnienie przechodniów, którzy, widząc wzorowy porządek, nabierają upodobania do uchędóstwa, porządku, co jest duszą cnót wszystkich. Pochwała byłą zupełnie słuszna, bo ów stróż jeszcze i z tego względu zasługiwał na nią, że poczciwe, bogobojne wiódł życie. A jednak pochwała ta nie sprawiła dobrego wrażenia na obecnych. Dlaczego? - bo chwalono ubogiego stróża za dobre jego życie i sumienną pracę. Ale gdyby podziwiano piękną suknię pani K., zmyślność pieska pani D., dobre obiady, rasowe konie, eleganckie maniery, pańską postawę itd., o, wtedy mlaskano by końcem języka na znak wielkiego zadowolenia.

Wobec ludzi zapominamy się, nie pamiętamy czegośmy się nauczyli, do czego dążyć pragniemy, jakie przekonania są regułą życia naszego, słowem, stajemy się wtedy podobni do bardzo grzecznych subiektów w eleganckim sklepie, którym chodzi jedynie o to, żeby zadowolić kapryśne i często śmieszne wymagania przychodniów kupujących. Według tej zasady kupieckiej trzeba poznać gusta tych, którym chcemy się przypodobać, a gusta te podyktują nam, co powinniśmy robić; więc albo kłamiemy, udając przed nimi bogatych, uczonych, dobrze urodzonych; albo kradniemy, żeby ubrać się piękniej, przyjąć gości wystawniej; wypieramy się najświętszych przekonań, obowiązków, prawdy, aby przypodobać się ludziom, aby dobrze o nas mówili.

Wszystko - dla ludzi! Matka umiera z rozpaczy, że córki jej nie będą miały nowych kapeluszy. Ktoś gryzie się, zapożycza, żeby mógł winem poczęstować gości. Honor domu; co ludzie powiedzą? Wszędzie to samo. Czy dzieje się to z wielkiej miłości do ludzi? Bynajmniej. Wzajemnie pogardzają, nienawidzą sie; po cichu śmieją się z siebie. Chcą sobie na złość robić: „Niech zżółknie z zazdrości ten lub ta, gdy mnie zobaczą w takim ubraniu, gdy im zaimponuję tą lub ową rzeczą.

Ci, co serdecznie ściskają się, głośno, ostentacyjnie witają, są na oko bardzo dla siebie życzliwi, ale jakie spiski, szyderstwa ukryte w duszach! Całe zadanie, żeby zewnętrznością budzić szmer uwielbienia w otaczających nas ludziach. Ta zewnętrzność tak dalece zaślepia wielu, że dla niej zapomną o brudach wewnętrznych. Nie patrzymy na charakter człowieka, na jego wartość moralną, na jego zasługi, ale nade wszystko olśniewa nas szata zewnętrzna, gadulstwo i zręczne schlebianie słabostkom ludzkim. Mam nie tyle się troszczy o ozdobę duszy swych córek, bo to nie modne, co raczej o kapelusiki i sukienki. Ojciec nade wszystko zaleca synowi sprytne rzucanie piasku w oczy ludziom, a uszlachetnienie duszy, a głos sumienia uważa za wielką przeszkodę do kariery. Wszystkie te bowiem usiłowania oparte są na powszechnym przecież zdaniu: „jak cię widzą, tak cię piszą”. Pięknie ubranego oszusta nikt nie zepchnie z chodnika, ale nad skromnie ubranym poczciwym pracownikiem szyderczo zatrząsać się wolno.

Wzgląd ludzki, powtórzmy, to straszny występek, bo kto mu ulega, stawia wyżej wymagania ludzi nad żądania przykazań Bożych, stawia wyżej głos fałszu nad głos prawdy. Człowiek bez charakteru, bez stałych przekonań, bez cnoty męstwa i nade wszystko pozbawiony miłości Pana Boga i bliźnich, jedynemu poddaje się przykazaniu, - a tym jest: schlebiać słabostkom ludzkim. O takim człowieku niepodobna inaczej powiedzieć, tylko to, że jest słupem narożnym, na którym każdemu przechodniowi wolno przylepić własne ogłoszenie, że jest skrzynką do listów. Przyjmuje cudze myśli, cudze upodobania, własnych nie posiada i lęka się nawet mieć jakiekolwiek. Zaprzedał siebie za smaczny kąsek i uśmiech łaskawy.

Długo zastanawiając się nad zgubnymi skutkami względu ludzkiego, trzeba dodać i tę uwagę, jako zastrzeżenie, żeby z jednej człowiek nie wpadł w drugą ostatateczność, boć podobno najtrudniej złoty środek zachować. Ustrzeże nas od dziwactwa, szorstkości i nietaktu serdeczna, głęboka miłość Pana Boga i bliźnich, przejęcie się mądrością Boża, zamiłowanie prawdy. Nauczmy się widzieć w każdym człowieku bliźniego, nienawidźmy występek, a czcijmy cnotę; bądźmy wyrozumiali dla innych bez ustępstwa, a dla siebie surowi według świętych prawideł. Sami usilnie pracujemy nad własnym udoskonaleniem duchowym, pomagajmy w tej pracy bliźnim, bądźmy raczej pojednawcami niż sędziami; prośmy pokornie o światło i łaskę, a wtedy ułomności ludzkie stracą dla nas znaczenie przykazań. Gwiazdą przewodnią w życiu naszym będzie Maryja; po Jej promieniu dojdziemy do Nieba po wieczną za niezmarnowany dary Boże nagrodę. Amen.

Nauka na 31 maja

Zakończenie nabożeństwa majowego

„Oddaj liczbę włódarstwa twego: albowiem już włódarzyć nie będziesz mógł” (Ewangelia wg św. Łukasza 16, 2).

W ostatnim dniu Maja ostatni raz w tym roku drodzy bracia, odprawiamy ku czci Najświętszej Maryi nabożeństwo majowe. Ostatni raz! A może istotnie dla niejednego ostatni. Życie ludzkie tak krótkie i każdy dzień następny tak niepewny, że raczej można powiedzieć ostatni, niż lekkomyślnie oddalać myśl o śmierci.

Zbawienne, zaiste, wynikają skutki z często powtarzanego zdania: „pamiętaj na śmierć”. Tu na ziemi wszystko ma swój koniec, nawet życie twoje, człowiecze. Nastąpi chwila, kiedy położysz się na pościeli, żeby już nigdy z niej nie wstać. Podniosą cię ręce posługaczy, zabiją wieko nad tobą, zrobią mogiłę, zasypią ziemia - i wrócą do domów. A z tobą wtedy co się dziać będzie?

Gdzież podziało się to wszystko, coś tak gorąco umiłował, za czym tak zapamiętale goniłeś? Gdzież to jest, co przekładałeś nad Boga, nad bliźnich i nad godność własnej duszy? Wszystko to niestety, musiałeś zostawić. Tylko ciebie samego zabrano.

Wszelka chwila groźnego niebezpieczeństwa daje nam chyba dokładny przedsmak myśli i uczuć, jakich niezawodnie dostaje człowiek podczas konania. Gdy jedziesz drogą na szczerym polu, a burza zapędziła nad twoją głowę czarną chmurę, z której nie tylko ulewa, ale i częste błyskawice, a za nimi pioruny przerażają duszę twoją, bo grożą ci lada moment śmiercią gwałtowną, - wtedy na te usta, które bawiły się rozmaitymi mowami, wstępuje serdeczna modlitwa; błagasz wszechmogącego Boga o ratunek. Teraz w tej strasznej chwili najobojętniej patrzysz na dostatki, godności, na najponętniejszą rozkosz. Co więcej, natychmiast ślubujesz Bogu wyrzec się wszystkiego złego. Ach, najszerzej pragniesz odtąd dobry żywot prowadzić, aby jeno Pan Bóg życie twoje ocalił od śmierci.

Nareszcie niebo się wyjaśnia; słońce tak rozkosznie uśmiecha się do ciebie, że już jesteś ocalony, a ty - wpatrujesz się w tę pożądaną odmianę, zaczynasz dziwić się, nawet już trochę uśmiechać z własnego przestrachu. I byłoż się czego lękać? „Jestem dziecko zanadto wrażliwe” - strofujesz siebie.

I wracasz do dawnego życia, wcale nie krępując się poczynionymi w bryczce ślubami. Były przecież wymuszone strachem, a przeto nie obowiązują. Bądź co bądź jednak patrzyłeś w oczy śmierci. Nigdy nie zapomnisz o tym w życiu. A zarazem zdobyłeś doskonały środek poznania własnej duszy. Jeżeli bowiem nawet widmo śmierci nie zdołało cię zwrócić stale na drogę Boża, świadczy to najwymowniej o twoim nieszczęściu, w które zakuły cię niewolniczo twoje złe skłonności, co znów świadczy o zupełnym ostudzeniu serca z miłości Boga i bliźnich, braku wzniosłych szlachetnych pragnień, co tylko jest owocem pracy nad udoskonaleniem własnym.

W kim żyje łaska Boża, ten pojmuje przestrogę: pamiętać o śmierci. Nie zniechęca go ona bynajmniej, nie uspokaja rozpaczliwie, ale owszem, przeciwnie, podnosi wartość życia do godności daru Bożego, do ceny zbawienia duszy. Pamiętaj o końcu życia, a nigdy nie zgrzeszysz.

Śmierć jest końcem życia doczesnego, a początkiem wiecznego; śmierć jest zachodem słońca dla robotnika, którego wzywa gospodarz na obrachunek: „oddaj liczbę włodarstwa twego, albowiem włodarzyć już nie będziesz mógł”. Dlatego właściwie wierni słudzy Pańscy radośnie witali śmierć, on wieczór życia. Nie straszne było dla nich konanie, bo wtedy nie boleść, ale radość wstępowała w ich serca, że przecież już idą do Gospodarza niebieskiego po nagrodę wiekuistego szczęścia.

Tak na śmierć patrzy każdy wierny chrześcijanin. Ona jest zapowiedzią sądu Bożego; a sąd wypadnie dobrze dla dobrych, a źle dla złych. „Jaką miarą mierzysz, taką ci będzie odmierzone”. Jaka zasługa, taka nagroda. Jakie życie, taka śmierć. Wielbij duszo chrześcijańska sprawiedliwość Boga Nieomylnego.

Myśl o śmierci nie zamąci szczęścia doczesnego, jeżeli czerpiemy je z dobrych uczynków, jeżeli poimy się tą pewnością, że w duchu nauki i miłości Bożej nie marnujemy daru żywota. Czyste sumienie daje świadectwo; łaska Boża ozłaca dzień każdy; wiara widzi obecność Boga; nadzieja wznieca radość, a miłość każe nam chciwie gromadzić snopy uczynków z niwy życia, aby Bóg za obfite żniwo nakarmił duszę błogosławieństwem swoim. Oto jak życie chrześcijańskie wygląda spod przestrogi: „człowiecze, pamiętaj o końcu życia doczesnego”.

Tę przestrogę nasuwa myślom naszym koniec nabożeństwa majowego. Skończyło się ono; tak wszystko skończy się na ziemi. Ale co było nam dane, z tego surowy złożymy rachunek przed Sędzią sprawiedliwym. Natarczywie przeto staje przed nami pytanie: co mianowicie dały nam nabożeństwa majowe? Jakie po nich ślady w sercach naszych zostały.

Czy szczerze uczciliśmy Najświętszą Maryję? Czy umiejętnie i głęboko rozważaliśmy Jej żywot najdoskonalszy i czy Jej cnoty stały się wzorem życia naszego? Czy teraz sumiennie wypełniamy wszystkie nasze obowiązki i czy na straży ust naszych stoi wstydliwość i prawdomówność i sprawiedliwość? Czy wreszcie w sercu stale już panuje miłość Pana Boga i bliźnich i czy sumienie nasze nie splamione krzywdą ludzką? - tu, w obecności Maryi na te pytania dajmy szczerą odpowiedź.

Azali odpowiedź będzie pomyślna?

Czy miesiąc życia nie zmarnowany? Czy daremnie, Najświętsza Maryjo, wzywałaś nas do poprawy, a my Cię daremnie kłamanymi modlitwami i pieśniami wzywali: „Maryjo, nie opuszczaj nas!?”.

Odpowiedź na te pytania odsłania przed nami istotną wartość dusz naszych. Czy one jeszcze żyją, czy już umarły?

Za chwilę ostatnia pieśń majowa umilknie przed ołtarzem Maryi. Za chwilę rozejdziemy się do domów z myślą tą, że już skończyły się urocze majowe nabożeństwa. Skończyły się, bo wszystko skończy się na ziemi. Ale nie, Najświętsza Maryjo, w duszach naszych nigdy się nie skończy miłość Boga i Ciebie, Matko Najlepsza, więc niech nigdy nad nami nie kończy się opieka Twoja, - „Maryjo, nie opuszczaj nas!”. - Amen.

 

Kod QR do tego wpisu

 

 

 

 

 

 

Strona
Ten link przenosi na górę strony