piątek, 20 września 2019

8 Błogosławieństw

Jezus w kazaniu na górze przekazał nam wszystkim osiem błogosławieństw, które od samego początku, aż do dnia dzisiejszego stanowią dla ludzi wielkie wyzwanie moralne ale i również intelektualne. W różnych opracowaniach 8 błogosławieństw często porównuje się do biblijnego Dekalogu, który jest zapisany w Księdze Wyjścia. Dekalog (Dziesięciosłów) został podyktowany Mojżeszowi, przez Boga Jahwe na górze Synaj (zamiennie w niektórych przekazach biblijnych wspominana jest jako góra Horeb) w czasie wędrówki Izraelitów z Egiptu do Kanaanu. Szacuje się, że było to w XIII w. p.n.e. Przykazania z Dekalogu zostały wyryte przez Boga na kamiennych tablicach. Tekst Dekalogu był wyryty na kamiennych tablicach dwa razy, ponieważ pierwsze tablice zostały w gniewie rozbite przez Mojżesza, po tym jak podczas jego nieobecności Izraelici zaczęli czcić złotego cielca. Drugie dwie tablice zostały już wyryte przez samego Mojżesza i według przekazu biblijnego zostały zdeponowane w Arce Przymierza aż do momentu zburzenia pierwszej Świątyni Jerozolimskiej. Przykazania Dekalogu można podzielić na dwie części: jedną określającą stosunek ludzi do Boga i drugą regulującą zasady życia we wspólnocie. 8 Błogosławieństw nie są tak jak w Dekalogu przykazaniami ale wskazują na pozytywne skutki wypełnionych przykazań, są opisem przyszłych dóbr, którymi Izraelici mają być obdarzeni mieszkając w Ziemi Obiecanej. Przykazania wskazują drogę do celu, zaś Błogosławieństwa opisują ten cel. Zawsze jednak zawierają warunek odnoszący się do zewnętrznych czynów, ale nie odwołują się do wewnętrznej dyspozycji serca. Jezus poprzez 8 Błogosławieństw przedstawia nam, kim powinniśmy się stać, aby dostać się do Królestwa Bożego, które przynosi nam On sam, Jezus Chrystus.

W tym wpisie nie będę szerzej opisywał Dekalogu, ponieważ wpis dotyczy 8 błogosławieństw, postaram się to zrobić w najbliższym czasie w oddzielnym wpisie.

Jezus rozpoczyna swoją publiczną działalność od ośmiu błogosławieństw, które są  niedościgłym ideałem, do którego każdy chrześcijanin powinien dążyć. Celem misji Jezusa jest stworzenie właśnie takiego człowieka.

Mt 5, 1-16 - Nowy Testament, Ewangelia wg św. Mateusza

Kazanie na górze, Osiem błogosławieństw, Zadanie uczniów

Mt 5,01 Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie.

Mt 5,02 Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami:

Mt 5,03 ”Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Mt 5,04 Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.

Mt 5,05 Błogosławieni cisi. albowiem oni na własność posiądą ziemię.

Mt 5,06 Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

Mt 5,07 Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.

Mt 5,08 Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Mt 5,09 Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.

Mt 5,10 Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.

Mt 5,11 Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was.

Mt 5,12 Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.

Mt 5,13 Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się juz nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.

Mt 5,14 Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze.

Mt 5,15 Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.

Mt 5,16 Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie.

Kazanie rozpoczyna się błogosławieństwami, których treść słusznie można uznać za źródło chrześcijańskiego optymizmu. Powtarzające się dziewięciokrotnie „błogosławieni” jest życzeniem i sprowadzaniem zarazem szczególnego dobrodziejstwa Bożego na ludzi, podobnie jak przeciwstawne im „biada” w relacji Łukasza jest zapowiedzią odrzucenia Bożego.

Ubodzy w duchu, wzmiankowani w pierwszym błogosławieństwie – to nie ludzie upośledzeni intelektualnie, prostaczkowie, ludzie niedouczeni. To raczej ci, którzy nie posiadają doczesnych bogactw, ale z radością znoszą wszelkie niedostatki; to ci także, którzy jeśli nawet posiadają bogactwa tego świata, to jednak nie są do nich przywiązani uczuciowo, pielęgnując zawsze duchowe ubóstwo. Ufają bezgranicznie dobroci Bożej, i to sprawia, że uchodzą za typowo pobożnych. Prawo starotestamentowe otaczało ich specjalną opieką – mimo iż obfitość dóbr materialnych była uważana też za wyraz błogosławieństwa Bożego – a Izajasz zapowiada, że Mesjasz został posłany po to, by głosić dobrą nowinę ubogim. Ubogim jest przyobiecane w nagrodę królestwo niebieskie, gdyż oni to właśnie, nie przywiązani do niczego tu na ziemi w sposób niewolniczy, są najbardziej zdolni do przyjęcia Królestwa. Biorąc je w posiadanie staną się prawdziwie bogatymi.

W drugim błogosławieństwie smutek jest udziałem tych, których nawiedzają różne niepowodzenia życiowe, ludzi borykających się z trudnościami przez całe życie. To również smutek tych, którzy ubolewają nad własnymi grzechami i nad losem całego świata idącego coraz bardziej na zatracenie. Często wypada im również dzielić los ubogich z poprzedniego błogosławieństwa. „Pocieszenie” zaś obiecane smucącym się jako nagroda, przypomina „pociechę Izraela”, oczekiwaną przez Symeona, a będącą specjalnym określeniem całego dzieła zbawienia. O nich również myślał Izajasz, gdy mówił: Posłał mnie… aby pocieszać wszystkich zasmuconych, by rozweselić płaczących na Syjonie… aby im… dać… olejek radości zamiast szaty smutku, pieśń chwały zamiast zgnębienia na duchu. Ich szczęście przedstawia także św. Jan w księdze swych objawień: On będzie Bogiem z nimi. I otrze z ich oczu wszelką łzę, a śmierci już nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu.

Na miano cichych zasługują ludzie; którzy znoszą bez szemrania przykrości, nie odpłacają złem za zło, nie pozwalają sobie na żadne grubiaństwa, nie są swarliwi ani skorzy do złości. W Starym Testamencie „cisi” lub „pokorni” byli wspominani zazwyczaj razem z ubogimi. Łączyło ich wspólne, całkowite zdanie się na wolę Bożą. Po Bogu też spodziewali się ostatecznego wymiaru sprawiedliwości i słusznej nagrody dla siebie. Przyobiecana im w nagrodę ziemia jest synonimem królestwa niebieskiego. Ziemią Obiecaną był co prawda Kanaan, ale posiadanie tej ziemi stanowiło zapowiedź posiadania prawdziwego Królestwa.

Łaknący i pragnący sprawiedliwości – to nie tylko ludzie, którym dzieje się społeczna krzywda, ludzie narzekający na wszelkiego rodzaju nierówności, ludzie gotowi do buntów w celu przywrócenia społecznego ładu. Mowa tu raczej o pragnieniu i łaknieniu tej sprawiedliwości, która stanowi przymiot samego Boga. Inaczej mówiąc, jest to tęsknota za prawdziwą świętością, tęsknota za Bogiem samym, który się ludziom objawił w przepisach swego Prawa. Bóg będzie dany w nagrodę tym, którzy Go pragną posiąść.

Na miano miłosiernych zasługują nie tylko ci, którzy chętnie wspierają ubogich i potrzebujących, choć ten obowiązek przede wszystkim Prawo nakładało na każdego Izraelitę. Miłosiernym jest również ten, który okazuje współczucie duszy innego człowieka lub dzieli się z bliźnim miłością Bożą tak, jak ludzie zwykli dzielić się kawałkiem chleba. Ci, którzy praktykują miłosierdzie, sami również dostąpią miłosierdzia. Tym ostatnim terminem nierzadko określa Biblia dokonane przez Chrystusa dzieło odkupienia człowieka. Stąd nagroda w postaci miłosierdzia to nie tylko łaski otrzymywane za życia, tzw. błogosławieństwo życiowe, lecz miłosierdzie okazane człowiekowi w dzień sądu ostatecznego i polegające na tym, że Bóg, uosobienie samego miłosierdzia, stanie się nagrodą człowieka.

Czystego serca są nie tylko ci, którzy się nie splamili grzechami rozwiązłości, lecz także ci, którzy pozostali nieskalani w swych pragnieniach. Ale nade wszystko czystość serca zdaje się tu być synonimem szczerości, prostoty i całkowitego zdania się na Boga. Jako tacy, ludzie czystego serca będą mogli kiedyś zbliżyć się do Niego. Ich wpatrywanie się w Boga będzie przedłużone w wieczność całą. Tak więc czystość, o której mówi Jezus, nie ma nic wspólnego z obwarowaną tylu przepisami rytualną czystością żydowską, a w nagrodzie przyobiecanej ludziom czystego serca spełnią się wreszcie pragnienia Psalmisty, który wołał: Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedyż więc dojdę i ujrzę oblicze Boże? (Ps 42). Podobnie zresztą modlił się Mojżesz: Spraw, abym ujrzał Twoją chwałę. Ci, co są czystego serca, mogą więc już powtórzyć za św. Janem: Oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca.

Wprowadzający pokój – to ci, którzy dokładają wszelkich starań, aby żyć w zgodzie z bliźnimi, ale nie ustawać w ustawicznej walce z czartem. Na tym polega przedłużanie jakby dzieła samego Chrystusa przynoszącego pokój na ziemię i jednoczącego przede wszystkim niebo z ziemią, czyli całą ludzkość z Bogiem. To wprowadzenie pokoju w stosunki między Bogiem a ludźmi stanowi cel główny działalności apostolskiej Pawła i innych głosicieli Dobrej Nowiny: Wszystko zaś to pochodzi od Boga, który pojednał nas z sobą przez Chrystusa i zlecił nam posługę jednania. Oto dlaczego wprowadzający pokój staną się w nagrodę synami Bożymi. Być synem Bożym – znaczy to pozostawać nie tylko w pokoju, lecz także w najbardziej intymnej przyjaźni i miłości z Bogiem, który, wedle pouczeń św. Pawła, nie jest Bogiem nieładu, lecz pokoju.

Ostatnie dwa błogosławieństwa dotyczą ludzi, którzy cierpią prześladowanie z powodu uporczywego dążenia do świętości, bo sprawiedliwość, o której tu mowa, znów, podobnie jak w czwartym błogosławieństwie, oznacza po prostu doskonałość moralną, czyli świętość. Błogosławieństwo przyobiecane tym, co cierpią prześladowania, pozwala rozwiązać przynajmniej po części odwieczny problem cierpień i zła w świecie; ono skłania do podejmowania największych wysiłków i każe brać krzyż Chrystusowy na własne ramiona. Cierpiących w ten sposób spotka za to wywyższenie lub mówiąc dokładniej współwywyższenie z Chrystusem: Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

Sam koniec błogosławieństw w swej treści dotyczy przede wszystkim Apostołów i uczniów Pańskich. Okazuje się, że cierpienie i znoszenie prześladowań należy do istoty apostolatu. Tylko za tę pracę apostolską, która jest przeplatana cierpieniami, czeka wielka nagroda. Dlatego mimo bólu, który sprawiają, cierpienia apostolskie są powodem do prawdziwej radości. Radością ma zresztą napawać nie tylko wizja przyszłej nagrody, lecz także świadomość, że jest się jakby jednym z proroków, którzy również byli prześladowani. Tak więc pod tym względem nie ma różnicy między obu Testamentami. Apostołowie, przynajmniej niektórzy, dobrze zrozumieli sens tego błogosławieństwa. Święty Łukasz opisując ich prześladowania powie: A oni odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla Imienia Jezusa.

Sól jest tym, co zabezpiecza potrawy od zepsucia i nadaje im smak. Otóż taką rolę w stosunku do całego świata spełniają ludzie słuchający nakazów Chrystusa: decydują o określonej, wysokiej wartości świata i chronią świat przed zagładą. Jeśli przestaną zachowywać pouczenia Chrystusa, staną się jak sól zwietrzała, a więc nie nadająca się już do przyprawiania i konserwowania potraw. Sól taką, pozbawioną wszelkich swoistych właściwości, wyrzuca się jako bezużyteczną: nikt już na nią nie zważa, zostaje zdeptana przez ludzi. Podobny los czeka też tych, którzy sprzeniewierzą się posłannictwu, jakie Bóg im przekazał. To przecież ten sam Mateusz zanotuje słowa wypowiedziane do człowieka, który znalazł się na uczcie bez szaty godowej: Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności!. Tak więc to ukazanie zaszczytnej godności wyznawców Chrystusa posiada również charakter pouczający. Trzeba mianowicie pamiętać o tym, żeby się nie zasklepiać we własnej doskonałości, trzeba nią służyć całemu światu. Każdy chrześcijanin ma pewne zobowiązania wobec całego świata. Ci, co poszli za Chrystusem, podobni są również do jasnego światła. Wiadomo, czym jest światło dla istot żyjących. Chrystus powie kiedy indziej, że On sam jest światłością świata. Jeśli są światłem także uczniowie Jezusa, to dlatego, że oni właśnie mają promieniować na wszystkich ludzi światłem otrzymanym od Niego. Mają to czynić nie byle jak, mają być niczym miasto bogato oświetlone, położone na wysokim wzgórzu. Cała okolica może korzystać z tego światła. Słysząc o takim mieście, Izraelita pomyślał natychmiast, rzecz jasna, o Jerozolimie i to mu też pozwalało pojmować nieco szerzej światłość, o której mówił Jezus. Proroctwo Izajasza stawało się zrozumiałe: Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Jahwe mocno stanie na szczycie gór… Wstąpmy na Górę Jahwe… Niech nas nauczy dróg swoich. Jest rzeczą zupełnie naturalną, że światło zapala się po to i w takim miejscu ustawia, żeby mogło wszystkich oświecać. Byłoby niedorzecznością zapalać światło i ukrywać je tak, aby nie było widoczne. Otóż gdy chodzi o uczniów Chrystusa, to źródłem tak promieniującej światłości mają być ich dobre uczynki, czyli całe życie, będące żywym wcieleniem wszystkich pouczeń Jezusa. Inni ludzie mają widzieć w ich życiu świetlaną drogę, którą sami też będą kroczyć, oddając tym samym chwałę Ojcu Niebieskiemu.

Ksiądz Zygmunt Podlejski SCJ (Zgromadzenie Księży Najświętszego Serca Jezusowego - Sercanie, założonego przez o. Jana Leona Dehona 1843-1925 http://sercanie.pl/ urodził się 27 kwietnia 1933 roku w Mysłowicach. Studiował w Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie. Wyświęcony na kapłana 24 lipca 1956 roku w Katowicach. Jako duszpasterz pracował m.in. w Miedźnej, Chorzowie, Bielsku-Białej, Jastrzębiu Zdroju, Gierałtowicach i Stanowicach. Po trzydziestu latach pracy duszpasterskiej w archidiecezji katowickiej w 1988 roku osiedlił się w Austrii, gdzie jest proboszczem w St. Johann (archidiecezja wiedeńska). Od wielu lat związany z Wydawnictwem DEHON. Jest członkiem redakcji i autorem wielu książek i artykułów m.in.: Oblicza miłości. Homilie na rok A, B, C; Boże ziarno. Homilie na rok A, B, C; Umierać w Chrystusie. Pomoce do homilii i kazań pogrzebowych; Maryja z Nazaretu – zbiór kazań na wspomnienia, święta i uroczystości maryjne; Miłość nie szuka swego. Pomoce do homilii o sakramencie małżeństwa; Dekalog. Na kanwie Katechizmu Kościoła Katolickiego; Sól ziemi i światłość świata (tomy 1-7) – jedyna książka prezentująca sylwetki wszystkich beatyfikowanych i kanonizowanych przez Ojca Świętego Jana Pawła II; Bez aureoli. Postacie niezwykłe, godne podziwu i naśladowania; Jan Chrzciciel; Prorok z dalekiego kraju i wielu innych pozycji. 

Poniżej przedstawiam nauki ks. Podlejskiego na temat Ośmiu Błogosławieństw, publikowane w dwumiesięczniku religijno-społecznym, dla rodzin - „czas SERCA”. http://czasserca.pl/

Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie …

W słowach Jezusa o prześladowanych, którzy są błogosławieni, czyli szczęśliwi, tkwi wyraźny paradoks, każdy bowiem prześladowany, wzgardzony czy niesłusznie oskarżony wie, że taka sytuacja boli; że prześladowany jest daleki od radości i szczęścia. Dlaczego właściwie prześladuje się tych, którzy odważnie reprezentują Jezusa słowem i czynem?

Człowiek jest wrażliwy na prawdę. Ona zmusza do myślenia, zajmowania stanowiska, do podejmowania wyborów. Natura prawdy jest taka, że zmusza do stanięcia, opowiedzenia się po jej stronie lub po przeciwnej, czyli po stronie kłamstwa, pozorów, półprawd i wygody. Prawda jest bowiem często niewygodna.

Prawda Chrystusowa jest prawdą Boga. Zadaniem Jezusa było głoszenie słów Ojca, według Jego słów „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30). Jezus powiedział również: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem” (J 14,6). Słowa Jezusa są zaskakujące i śmiałe.

Jezus nie jest głosicielem religijnych nowinek, oryginalnych poglądów i karkołomnych wizji. Chrystus jest światłem. Przyszedł, aby zaświadczyć o światłości. Jezus nie szuka prawdy. On jest prawdą. Jezus głosi prawdę Bożą z godnością, pewnie – jak ktoś, kto ma moc. Jezus głosi prawdę i żąda wiary w nią. Nie jest guru sekty ani fanatykiem. Wie, że prawda jest ważna jak chleb; że jest światłem, które oświeca i ożywia ducha, czyni wolnym. Nie ma wolności bez prawdy. Prawda Chrystusa jest życiem skierowanym ku wieczności. Kto w Jezusa wierzy, będzie żył, choćby i umarł (por. J11,25-26).

Przyjmować prawdę, głosić ją i żyć zgodnie z nią to zadanie trudne i niepopularne. Kto prawdę traktuje poważnie, denerwuje tych, którzy postrzegają ją subiektywnie. Prawda wymaga wysiłku i odwagi. Głosiciel prawdy jest lustrem, które obnaża, ocenia i sądzi. Gdy lustro obnaża mizerię człowieka, trzeba się poprawić lub rozbić lustro. Ludzie wybierają przeważnie drugą możliwość, by ocalić dobre mniemanie o sobie. Nie tylko Kościół jest krytykowany, gdy mówi o konieczności dyscypliny seksualnej, o poszanowaniu życia od naturalnego poczęcia do śmierci, o sprawiedliwości społecznej, ewangelicznej hierarchii wartości. Każdy chrześcijanin, który na serio traktuje prawdę Chrystusową, naraża się na kpiny, krytykę i osamotnienie, i to nie tylko ze strony zdeklarowanych przeciwników chrześcijaństwa.

Chrystus przez dwa tysiąclecia był kochany i nienawidzony. Tak będzie prawdopodobnie do końca dziejów. Jego prawda dotyka najskrytszych zakamarków duszy, budzi sumienie, prowokuje decyzje i wybory, często trudne i bolesne. Być człowiekiem to liczyć się z głosem sumienia, który jest głosem Boga.

Chrystus jest panem naszego sumienia. Bez ogródek wskazuje na nasze błędy, uchybienia i grzechy. Pomaga nam również dokonywać dobrych wyborów i w nich trwać. Kto chce być prawdziwym uczniem Chrystusa, musi bardziej słuchać głosu sumienia niż kogokolwiek innego. Konsekwentne realizowanie woli Bożej przyniesie ze sobą problemy, o czym Chrystus wspominał. Tego typu kłopoty są jednak równocześnie wyrazem łaski – źródła głębokiej, wewnętrznej radości.

Potomkowie prześladowców Chrystusa uciekają się do coraz bardziej perfidnych sposobów walki z Synem Bożym. Unikają bezpośredniej walki za pomocą „ognia i miecza” bo zrozumieli, że krew męczenników jest źródłem nowego rozkwitu chrześcijańskiego życia. XX wiek był wiekiem największych prześladowań wyznawców Chrystusa. Uważano chrześcijan na przestępców i zdrajców. Nie mordowano ich w spektakularny sposób, jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa na arenie, publicznie, ale za drutami kolczastymi, z dala od ludzkich oczu, dziennikarzy i filmowców. Pozwolono im cieszyć się wolnością błaznów, izolowano ich, skazując na wewnętrzną emigrację. Pozbawiano możliwości awansu społecznego i uczestniczenia w życiu publicznym. Klasyczne pojęcie męczeństwa nie jest właściwe dla określenia tego typu walki z wiernymi. Współcześni prześladowcy stosują metody psychologiczne i socjologiczne. Nie chcą produkować męczenników, ale ludzi słabych, pozbawionych kręgosłupa moralnego, ludzi złamanych i upokorzonych, błagających swoich prześladowców o przebaczenie i zmiłowanie, bo wystąpili przeciwko postępowemu społeczeństwu i zasłużyli na karę.

Pan Bóg wie, dlaczego często Jego najlepsi uczniowie muszą doświadczać tylu niezasłużonych cierpień. Jest w tym jakaś niepojęta dla nas tajemnica. Jest w cierpieniu jakaś tajemnicza, oczyszczająca moc, skoro Syn Boży wybrał drogę cierpienia, poniżenia i haniebnej śmierci na szubienicy krzyża dla naszego zbawienia. Po Jego Górze Oliwnej i Golgocie nastąpiło Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie i… życie.

Pierwszy męczennik Kościoła, św. Szczepan, modlił się przed śmiercią, by Pan Jezus przyjął jego ducha i nie policzył oprawcom ich grzechu. Prawdziwym zwycięzcą był Szczepan. Z jego męczeństwa wyrosło powołanie niejakiego Szawła, który pilnował szat kamieniujących. Niebo jest nagrodą wszystkich, którzy uwierzyli Chrystusowi, poszli za Nim i wytrwali przy Nim wiernie w cierpieniu i miłości. Jezus obiecał to wszystkim prześladowanym z Jego powodu. Powiedział, że tak było zawsze. Nie zdradził jednak istotnej, tajemniczej przyczyny takiej sytuacji.

Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój

Przez pokój rozumie się na ogół czas, kiedy armaty milczą. Jednak prawdziwym źródłem zewnętrznego pokoju jest wewnętrzna kondycja człowieka – Chrystusowe zrozumienie sprawiedliwości, uczciwości, przyzwoitości i moralności, której nie motywuje wyłącznie ludzka przebiegłość, polityczna racja i dążenie do pomnażania wpływów, rozumiane jako panowanie nad innymi, kontrolowanie słabszych i dostęp do tanich surowców. Siódme błogosławieństwo jest twardym zobowiązaniem i ciężkim brzemieniem, którym Chrystus obarcza tych, którzy Mu zaufali.

Jezus był Żydem. Mówiąc o pokoju, używał słowa szalom, które nie ma odpowiednika w żadnym innym języku. Pinchas Lapide, żydowski teolog, tłumaczył, że szalom nie jest równoznaczne z rzymskim pojęciem pax romana. Szalom oznacza integralną harmonię wewnętrzną człowieka, jego jasny stosunek do Boga, ludzi i świata. Szalom jest antytezą wszelkiego wewnętrznego rozdwojenia, rozbicia. Szalom oznacza więc dobre samopoczucie i zdrowie, spokój sumienia, szczęście, dobrobyt, stabilność, pogodę ducha, płodność w znaczeniu fizycznym i duchowym, sprawiedliwość pojmowaną jako świętość oraz świadomość, że także w dziedzinie polityki, przyrody i teologii panuje harmonia, wszystko jest, jak trzeba. Wszystkie wymienione elementy i jeszcze wiele innych to przejawy porządku zaplanowanego przez Boga.

Jezus, ukazując się swoim uczniom po Zmartwychwstaniu, rozpoczynał każde spotkanie z nimi brzemiennym pozdrowieniem szalom. Nazywał szalom swoim pokojem; pokojem, którego świat dać nie może. Chrystus powierzył swój pokój ludziom dobrej woli; ludziom, którzy rozumieją, że prawdziwy pokój rodzi się w sercu człowieka i stanowi zobowiązanie wobec Boga – jego Dawcy. Prawdziwy pokój jest darem Boga. Ludzie potrzebują Bożego pokoju bardziej niż powietrza i chleba powszedniego. Jezus przyszedł na świat, by ukazać bezsens podziałów, uprzedzeń, chciwości, upajania się władzą i kierowania się egoizmem.

Pokój Chrystusa jest darem i zadaniem. Jego filarem jest przebaczenie win i zjednoczenie z miłością Boga Ojca. Komu Pan Bóg przebaczy jego winy, temu zapewnia pokój serca. Nie ma prawdziwego, wiarygodnego pokoju na świecie bez Boga. Prawdziwy pokój jest przede wszystkim wynikiem chwały oddawanej Bogu. Kto pragnie zaprowadzić trwały pokój bez Bożej chwały, trudzi się daremnie, co historia, zwłaszcza XX wieku, aż nadto wyraźnie pokazuje.

Drugim warunkiem prawdziwego pokoju są ludzie, w których Bóg sobie upodobał. Są to ludzie dobrej woli, którzy potrafią się dzięki Bogu uporać z własnym egoizmem i dzięki temu w pokoju żyć z bliźnimi. Każdy przejaw złej woli buduje mur między ludźmi. Pan Bóg nie likwiduje bezpośrednio żelaznych kurtyn ani muru berlińskiego, bo szanuje wewnętrzną wolność człowieka. Potrafi je jednak zburzyć pośrednio, przy pomocy ludzi dobrej woli, co także ilustruje historia XX wieku. Pan Bóg nie zmusza do życia w pokoju, ale pomaga, wskazuje jedynie skuteczną drogę do jego realizacji.

Jednym z najtrudniejszych zadań chrześcijan na tym świecie jest wprowadzanie pokoju, godzenie zwaśnionych braci, gaszenie wybujałych namiętności i ambicji, zwalczanie przeciwieństw i przekonywanie, że pokój jest lepszy niż wojna, która zawsze jest przegraną ludzi, nawet wtedy, gdy wygrywają. Chrześcijanin zabiegający o pokój musi być ponad zwaśnionymi partiami, nie może liczyć się z prestiżem osób, ich stanowiskami i pozycją. Musi jasno i rzeczowo umieć przedstawić swoje racje, zakorzenione w Ewangelii. Tak postępował papież Jan Paweł II, za co nie zawsze zbierał oklaski. Chrześcijanin wprowadzający pokój często może być narażony na nieprzyjemności i często dosięga go gniew innych. To jednak nie zwalnia go z realizowania pokojowej misji. Jezus poszedł tak daleko, że zażądał od swoich wyznawców miłości nieprzyjaciół i modlitwy za tych, którzy ich prześladują. Jest to warunek, by zostać nazwanym synem Ojca, który jest w niebie.

Po ludzku rzecz biorąc, Pan Jezus nie zdołał pokonać mocno zakorzenionych uprzedzeń, duchowej ciasnoty, pychy i powierzchownej pobożności swojego otoczenia, mimo to pozostał swojej misji wierny do końca – jest to dla każdego chrześcijanina cenna wskazówka. Jezus nie głosił pokoju za wszelką cenę. Nie kokietował opinii publicznej i nie przypochlebiał się możnym tego świata. Jego wizja pokoju oparta jest na prawdzie i miłości, o których ludzie najczęściej tylko marzą, lub przynajmniej tak twierdzą, praktycznie jednak hołdują własnej prawdzie i własnej miłości.

Jezus wiedział, jak trudno być orędownikiem prawdziwego pokoju. Nie oceniał więc tych, którzy wprowadzają pokój według ich osiągnięć i sukcesów, ale ocenił ich według ich wewnętrznego usposobienia i uporu, z jakim wierzą w Jego pokój i próbują go realizować. Tego samego spodziewa się po Kościele, który często daremnie nawołuje do pokoju, angażuje się w pokojowe działania i tłumaczy jego mechanizmy. Niezależnie od rezultatów, Ewangelia Chrystusowa pozostaje najpotężniejszą siłą pokojową na świecie.

Ci, którzy wprowadzają pokój, nazwani będą synami Bożymi. Są oni bowiem najlepszymi reprezentantami, ambasadorami Pana Boga, współtwórcami Bożego pokoju na świecie – pokoju, którego świat dać nie może.

Błogosławieni czystego serca

W Piśmie Świętym serce jest symbolem życia wewnętrznego. Jezus, podkreślając rolę serca, odróżniał życie wewnętrzne człowieka od jego życia zewnętrznego. Serce to taki niezwykły telefon komórkowy, za pomocą którego człowiek może nawiązać kontakt z Bogiem. Szukanie Boga za pomocą słów bez udziału serca jest stratą czasu. Stary Izajasz narzekał w imieniu Pana Boga: „Ten lud zbliża się do Mnie tylko w słowach i sławi Mnie tylko wargami, podczas gdy serce jego jest z dala ode Mnie” (Iz 29,13). Życie zewnętrzne człowieka bez uczciwej i rzetelnej inspiracji serca przypomina Pawiową miedź brzęczącą i cymbał brzmiący. Dzisiaj o takim człowieku może wystarczy powiedzieć: „cymbał!”

Serce jest także komórką, przy pomocy której człowiek odbiera Boże impulsy. Otwarte, czyste serce człowieka nawiązuje kontakt z Bogiem, żywo reaguje na Jego dary, inspiruje myślenie i działanie zgodne z wolą Boga, kieruje uczuciami, emocjami, pozwala właściwie dobierać słowa. Pierwszy werset Księgi Mądrości przekazuje m.in. takie słowa: „Szukajcie Go [Boga] w prostocie serca”. Serce zaśmiecone grzechami, wątpliwościami i niewiarą staje się ekspozyturą zła. To właśnie serce decyduje o tym, że człowiek jest dobry lub zły.

Jezus nauczał, że Bóg pragnie posiąść nasze serca bez reszty. Bóg nie chce, żebyśmy Go traktowali jak nieprzyjemnego przełożonego, którego należy słuchać, by nie zasłużyć na dyscyplinarną karę i mieć święty spokój. On chce, byśmy Go kochali, byśmy Mu oddali nasze serca. Człowiek jest istotą niedoskonałą, naznaczoną grzechem pierworodnym. Jego miłość będzie więc miłością niedoskonałą, o czym Pan Bóg doskonale wie. Nie spodziewa się więc po nas rzeczy niemożliwych, ale liczy na naszą dobrą wolę, bo to jest jedyna rzecz, jaką możemy Mu ofiarować. Jest to dar z naszej wolności, która jest także Jego darem dla nas.

Błogosławieni czystego serca… Czyste serce mają ci, którzy niczego nie ukrywają, nie przemilczają, nie są obarczeni winą i nie mają wobec innych złych zamiarów. Nie chcą udawać, by innych zmylić. Ludzie bowiem oceniają innych po tym, co zewnętrzne, Bóg natomiast zna ludzkie wnętrze, zna nasze serca. Człowiek może stać się partnerem Boga, gdy ma czyste serce. Bogu należy się w nim zdecydowane pierwsze miejsce, w końcu wszystko, co stworzone, do Niego należy.

Jezus, będąc człowiekiem, pokazał, co znaczy kochać Boga nade wszystko. Najpełniejszym wyrazem Jego miłości do Ojca była dobrowolnie poniesiona śmierć na krzyżu. Człowiek rzadko jest zdolny do tak heroicznej miłości. Może jednak przez uparte dążenie do zjednoczenia z Bogiem wejść na drogę ciągłego oczyszczania swego serca, podjąć proces świadomego zmierzania do świętości, co oznacza całkowite zaufanie Bogu i zakorzenienie w Nim całego swojego jestestwa. Świadomie dążyć do świętości to znaczy wiernie i uparcie pragnąć zjednoczenia z Bogiem; w razie sprzeniewierzenia się Bogu, należy jak najszybciej wrócić na drogę miłości i żmudnie nią kroczyć, realizując ideały królestwa niebieskiego aż stanie się ono rzeczywistością.

Człowiek czystego serca stara się w miarę swoich sił i możliwości ciągle od nowa orientować swoje życie według Bożej woli. Jeśli coś nie udało się wczoraj, może udać się jutro. Człowiek czystego serca jest czujny, świadomy swoich słabości; świadomy, że w życiu doczesnym nie osiągnie pełnej świętości, ale jednocześnie ufny, że droga miłości jest jedyną drogą prowadzącą do ostatecznego zjednoczenia z Bogiem. Święty Augustyn powiedział: „Niespokojne jest serce ludzkie, dopóki nie spocznie w Bogu”. Nie ma na tym świecie chrześcijan doskonałych, a już zupełnie mylą się ci, którzy się za takich uważają. Immanuel Kant powiedział kiedyś: „Człowiek nigdy nie jest, ale zawsze ma być błogosławiony”. Chrystus nie postawił przed swymi uczniami jako przykład do naśladowania herosów, uczonych, polityków i wodzów, ale dzieci, bo tylko serce dziecka mimo umorusanej buzi i obitych kolan, przypomina człowiekowi pierwotną niewinność, którą rodzice rajscy zaprzepaścili. W sercu dziecka nie zdążyła się jeszcze zagnieździć obłuda i podstęp. Jest czyste, bo wolne od grzechu i winy. Serce dziecka jest wolne, otwarte na Bożą miłość, co widać w jego oczach. Oczy są oknami duszy.

Kiedy rodzice przynosili do Jezusa dzieci, żeby na nie kładł ręce, uczniowie surowo im tego zabraniali. Jezus zbeształ uczniów i powiedział: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego” (Łk 18,16-17). Teresa z Lisieux doskonale zrozumiała słowa Jezusa o dzieciach i królestwie Bożym. Zachowała czystą, kochającą duszę dziecka do końca swoich dni, przez co wywarła ogromny wypływ na Kościół w XX wieku.

Błogosławieni miłosierni

Miłosierdzie jest aktualne zawsze i wszędzie, bo jest odbiciem wielkiego miłosierdzia Bożego. Miłosierdzie i sprawiedliwość są dla Jezusa głównymi filarami prawa. Jezus zacytował kiedyś starego Ozeasza, mówiąc: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9,13). Cytując tego proroka, podkreślił konieczność świadczenia miłosierdzia nie tylko w stosunku do ludzi zaatakowanych przez zbójców, ale do wszystkich, którzy cierpią na ciele i duszy.

Bóg jest Bogiem sprawiedliwym, jest jednak także Bogiem miłosiernym. Miłosierdzie jest bodaj najpiękniejszą i najważniejszą cechą miłości. Święty Jan powie prosto i jasno, że „Bóg jest miłością”. Bóg jest więc przede wszystkim miłosierdziem, co Jezus potwierdzi, opowiadając przypowieść o synu marnotrawnym. Gdyby Bóg był Bogiem li tylko sprawiedliwym w naszym rozumieniu, ludzie nie mieliby żadnej szansy. Jezus objawił siostrze Faustynie prawdę o miłosierdziu Bożym, by omotanego więzami grzechu człowieka nie pozbawiać nadziei. Jezus powiedział: „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą” (Mt 7,1-2). Żydowskie słowo miłosierdzie (rachamim) pochodzi od słowa rechem i znaczy „łono matki”. Miłosierdzie jest więc cnotą, którą najlepiej pokazują kobiety, matki.

Uwerturą do miłosierdzia jest współczucie, które jest serdecznym udziałem człowieka w radościach i cierpieniach innych ludzi. Fryderyk Nietzsche gardził współczuciem. Uważał, że jest ono słabością, chorobą zakaźną i źle wyrażał się także o współczujących. Pan Bóg chyba pod koniec życia otworzył mu oczy i serce, bo błyskotliwy i dumny filozof skazany był na współczucie i miłosierdzie własnej siostry, która na szczęście miała wielkie serce. Współczucie bardziej kieruje się uczuciami, miłosierdzie jest wyrazem dojrzałej, ofiarnej miłości, która nie potrzebuje poruszeń serca, ale cieszy się, gdy ono jej towarzyszy.

Najwspanialszym i najhojniejszym darem miłosierdzia Bożego jest Syn Człowieczy, który stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Jezus słowem i przykładem świadczył o Bożej miłości i miłosierdziu. Przekazał Piotrowi najwyższy urząd w Kościele po zdaniu przez niego publicznego egzaminu z miłości. Nazwał go wtedy Szymonem, synem Jony, zwracał się wtedy nie tylko do opoki, która będzie musiała wiernie trwać przy prawdzie Ewangelii, ale apelował do człowieka, który – mimo trudnego obowiązku stania na straży Kościoła – będzie musiał pozostać ludzki, wyrozumiały, miłosierny. Znakiem Kościoła ma być – zgodnie ze słowami Jezusa – wzajemna miłość jego wyznawców.

Królestwo Jezusa jest królestwem miłosierdzia. Błogosławieni, którzy potrafią współczuć i łagodnie traktować swoich bliźnich, bez względu na to, jacy oni są. Jezus żąda, żebyśmy otwierali nasze serca ze względu na Niego i obejmowali naszym miłosierdziem wszystkich bez wyjątku: kochanych, lubianych, miłych, a także niekochanych, nielubianych, nieuprzejmych, a nawet odrażających.

Miłosierdzie jest, zdaniem św. Tomasza z Akwinu, szczytem dojrzałej chrześcijańskiej religijności. Komu Bóg wyświadcza miłosierdzie, ten nie może pozostać obojętny na potrzeby braci i sióstr. Bóg jest miłosierny tylko dla miłosiernych, co Jezus podkreślił w Modlitwie Pańskiej słowami: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Nie powinno być ono jedynie ulotnym porywem serca, powierzchownym współczuciem czy demonstracją swego charytatywnego zaangażowania. Powinno ono zaowocować czynem.

Miłosierdzie nie unieważnia sprawiedliwości Bożej, ale ukazuje, że jest ono ważniejsze. Jan Paweł II przebaczył człowiekowi, który do niego strzelał, uważał jednak, że za taki czyn trzeba odbyć karę więzienia. Miłosierdzie i sprawiedliwość nie wykluczają się wzajemnie, warto o tym pamiętać. Pan Bóg jest miłosierny, co nie znaczy, że przestał być sprawiedliwy. Miłosierdzie i sprawiedliwość współistnieją u Boga w tajemniczy sposób, dla nas niepojęty. Jezus przez siostrę Faustynę dał nam jednak do zrozumienia, że Jego miłosierdzie nie ma granic, pod warunkiem, że grzesznik całkowicie Mu zaufa.

Sprawiedliwość opiera się na prawie. Ktoś, kto piastuje urząd publiczny, musi się opierać na przepisach prawa, choć czasem serce z przepisami nie współgra. Władza, która kierowałaby się jedynie miłosierdziem, doprowadziłaby życie społeczne i publiczne do chaosu. Święty Tomasz z Akwinu napisał, że „miłosierdzie bez sprawiedliwości jest matką nieporządku. Sprawiedliwość bez miłosierdzia jest okrucieństwem”.
Miłosierdzie jest otwarte na problemy ludzkie. Człowiek miłosierny wychodzi naprzeciw ludzkim problemom, jest bezinteresowny i często narażony na ataki tych, którzy miłosierdzia nie znają. Człowiek miłosierny nie kieruje się modą, ideologią, chęcią przypodobania się opinii publicznej. Źródłem jego postępowania jest Boża miłość.

Człowiek miłosierny ma uczestnictwo w miłosierdziu Bożym. Jest mocny, roztropny, przewidujący. Okazywanie miłosierdzia nie jest przejawem jego słabości, wręcz przeciwnie – jego mocy.

Błogosławieni sprawiedliwi

Sprawiedliwość jest odwiecznym marzeniem człowieka, choć jej zarys nie jest szczególnie jasny. Przez sprawiedliwość każdy człowiek rozumie na ogół swoją własną sprawiedliwość, która ze sprawiedliwością Bożą najczęściej ma niewiele wspólnego. Faktem jest, że każdy pragnie czyjejś sprawiedliwości i często głośno deklaruje, że niczego poza tym nie chce. Gdy kogoś spotyka niesprawiedliwość, wtedy cierpi, zamyka się w sobie i gorzknieje.

Fakt, że pragnienie sprawiedliwości jest bardzo silne, co znaczy, że ludzie ciągle wierzą, że sprawiedliwość można urzeczywistnić; że sprawiedliwość może i powinna być fundamentem porządku społecznego. Nawet ludzie, którzy odeszli od Dekalogu, zawierającego najlepsze wskazówki, jak żyć sprawiedliwie, wiedzą, że bez sprawiedliwości życie jest nieznośne i człowiek prędzej czy później staje się ofiarą samowoli i niewoli. Gdy sprawiedliwość społeczna zostaje przytłumiona przez przemoc, egoizm lub partyjnych baronów, wtedy następuje zazwyczaj koniec godnego życia i o wolności można zapomnieć.

Sprawiedliwość, o której mówi czwarte błogosławieństwo, polega na ciągłej walce z własnym egoizmem. Kieruje się ona przede wszystkim poczuciem obowiązku i głosem sumienia. Człowiek sprawiedliwy stara się nie ulegać emocjom, nastrojom i własnym, fałszywym wyobrażeniom, że należy mu się więcej niż innym, ale skupia się na swoich obowiązkach, na tym, co winien w imię sprawiedliwości uczynić dla bliźnich. Prawdziwa sprawiedliwość nie bierze pod uwagę własnych życzeń, prestiżu czy posiadanej władzy. Jej miarą jest wierność obowiązkom − nawet, gdy ich wypełnienie nie sprawia radości. Tak pojęta sprawiedliwość nie ma wielu zwolenników. Jest tolerowana do momentu, gdy przypadkowo odpowiada subiektywnym wyobrażeniom o sprawiedliwości lub nie wymaga zbyt wiele wysiłku.

Pan Jezus mówił przede wszystkim o sprawiedliwości będącej owocem bojaźni Bożej i postępowaniem zgodnym z Bożą wolą. Jean-Paul Régimbal powiada, że sprawiedliwość w rozumieniu Jezusa „oznacza przede wszystkim prawość serca i umysłu. Sprawiedliwy jest ten, kto żyje zgodnie z wolą Bożą, a więc wiedzie życie święte. Jezus nie mówi więc o wierności Prawu (co więcej, nawet potępia legalizm niektórych faryzeuszy), lecz o świętości, do której wszyscy jesteśmy powołani”.

Zadufany w sobie faryzeusz, który wyliczał przed Bogiem swe zasługi, wrócił do domu z kwitkiem. Celnik, który bił się w piersi i prosił Boga o litość, odszedł usprawiedliwiony. Sprawiedliwość (usprawiedliwienie) jest bowiem dziełem Boga. Ludzka sprawiedliwość jest najczęściej usankcjonowaną niesprawiedliwością. Jezusowe pojęcie sprawiedliwości (zedaka) obejmuje prawość, dobroć i miłość, stapiając je w jedno. Wzorem człowieka sprawiedliwego był św. Józef, mąż Maryi i opiekun Jezusa. Doznał w życiu wiele niesprawiedliwości ze strony władzy i ludzi, jednak nie walczył z nią, ale zabiegał o bycie sprawiedliwym przed Bogiem, o postępowanie zgodne z Jego wolą. Chrystus potwierdził później słuszność tak pojętej sprawiedliwości − łaski, Bożego daru. Jezus obdarza swoją sprawiedliwością wszystkich, którzy jej łakną i pragną, o czym zapewnia w czwartym błogosławieństwie.

Chrystusowa sprawiedliwość wobec Ojca osiągnęła swój szczyt na krzyżu. Jedynie Syn Boży, który oddał życie za zbawienie świata, może uczynić kogoś sprawiedliwym i usprawiedliwionym. Chrystusowa sprawiedliwość jest świętością, a świętość − owocem miłości Boga i ludzi. Świętość jest łaską i zarazem zadaniem. W czwartym błogosławieństwie można z powodzeniem zastąpić sprawiedliwość świętością: „Błogosławieni, którzy łakną i pragną świętości, albowiem oni będą nasyceni”. Łaknienie i pragnienie świętości jest jej początkiem, zadatkiem, biblijnym ziarnkiem gorczycy, kwasem, skarbem i perłą.

Zgodnie ze słowami Chrystusa tylko człowiek sprawiedliwy jest w stanie zadbać o sprawiedliwość w ludzkim, pospolitym rozumieniu. Człowiek niełaknący i niepragnący Bożej sprawiedliwości nigdy nie osiągnie sprawiedliwości tu i teraz, choćby nie wiadomo jak się starał i szastał wzniosłymi frazesami na jej temat. Pragnienie i łaknienie sprawiedliwości nie oznacza biernego znoszenia niesprawiedliwości czy cierpiętnictwa, ale czynne zaangażowanie się w walkę o sprawiedliwość, o jej urzeczywistnianie. Trzeba zacząć od własnego podwórka, co jest najtrudniejsze, ale możliwe i często ogromnie skuteczne.

Pragnienie i łaknienie sprawiedliwości jest w istocie tęsknotą za Bogiem − jedyną i absolutną sprawiedliwością, często niezrozumiałą i niepojętą dla ludzi zaślepionych pychą i rażonych głupotą. Henri Nouwen pisze w swoim dzienniku, że pewien niemiecki najeźdźca stanął w polskim kościele przed ołtarzem i krzyczał upojony zwycięstwem, że Boga nie ma. Gdyby Bóg był, dowiódłby, że istnieje, i powaliłby na ziemię tak zuchwałego człowieka jak on. Bóg nie powalił go na ziemię, bo Bóg nie jest zuchwały i okrutny. Boża sprawiedliwość, której wyobrażenie nosi w sobie każdy człowiek, nawet największy głupiec, niebotycznie różni się od starotestamentowej zasady „oko za oko, ząb za ząb”.

Błogosławieni cisi

Słowo „cisi” odpowiada greckiemu prays i znaczy tyle co „spokojna beztroska” lub „pokorna cierpliwość”. Niemieckie tłumaczenie nawiązuje do terminu mild, czyli „łagodny”. Marcin Luter użył zaś słowa soften – „łagodne usposobienie”. Luter był świetnym tłumaczem Biblii, jednak w przypadku trzeciego błogosławieństwa czegoś nie dopatrzył. Łagodne usposobienie jest cechą temperamentu, niekoniecznie zaś wyrazem miłości.

Biblia Tysiąclecia słusznie pozostaje przy słowie „cichość”. Cisi to ludzie, którzy nie chcą uciekać się do przemocy. Tłumacze na pewno mają swoje racje, proponując taki czy inny synonim, nie mogą jednak uniknąć pewnych przesunięć semantycznych, co zniekształca oryginalne brzmienie.

Dzisiaj człowiek cichy raczej nie kojarzy się z siłą, opanowaniem, mądrością czy dalekowzrocznością. Wydawać by się mogło, że to raczej życiowy nieudacznik, słaby psychicznie, bez siły przebicia, pragnący przede wszystkim zachować tzw. święty spokój, także za cenę upokorzeń i hańby. Natomiast osoba wyciszona jest łagodna i opanowana, ale nie słaba.

Jezus uzupełni później trzecie błogosławieństwo słowami: „(…) uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11,29). Cichość u Jezusa idzie w parze z pokorą. Jak wiadomo, Jezus nie był ani słaby, ani nieporadny, nie brakowało mu siły charakteru. Należy więc przez pryzmat cichości, łagodności, opanowania czy pokornej cierpliwości rozumieć ludzi podobnych do Niego.
Jezus milczał, gdy milczenie było najlepszą reakcją na zło, ale i odzywał się wtedy, kiedy sytuacja tego wymagała. Chciał na przykład zmusić do myślenia arcykapłana, który Go uderzył w twarz: „Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?” (J 18,23). Jezus potrafił wyrzucić ze świątyni sprzedających i kupujących, powywracać stragany i ławki sprzedawców gołębi. Mówił przy tym pełen świętego oburzenia: „Mój dom ma być domem modlitwy, a wy czynicie go jaskinią zbójców” (Mt 21,12-13). Mimo to wzywał, by uczyć się od Niego cichości i pokory serca. Cichość bowiem ma swoje korzenie w miłości.

Trzecie błogosławieństwo obnaża pewien stereotyp obecny w ludzkiej mentalności, który polega na przekonaniu, że zło tego świata można i trzeba zwalczać przy pomocy siły; bić do utraty tchu, gdy się samemu oberwało. Taka metoda „naprawiania” świata jest zupełnie nieskuteczna, bo pałający chęcią odwetu i zemsty upodabnia się do agresora, sam się nim staje i do już istniejącego zła dodaje kolejne. Gniew rodzi się ze strachu, z egoizmu.  Gdy Piotr dobył miecza i odciął Malchosowi ucho, Jezus kazał mu się uspokoić, zaś ucho uzdrowił, ponieważ sprzeciwiał się agresji. Faktem jest, że trzecie błogosławieństwo po dziś dzień jest niezrozumiałe, bo wymyka się wszelkim regułom, jakie człowiek stosuje w praktyce.

Jezus wymaga od ludzi maksymalnego wysiłku i woli w budowaniu prawdziwego pokoju. Nie chce przy tym pozbawić swoich wyznawców poczucia sprawiedliwości i zmusić ich do milczenia. Pragnie głębokiego zrozumienia mechanizmu zła, chce, by Jego uczniowie mieli silne charaktery, aby mogli dzięki temu przerwać pasmo przemocy i nakłonić przeciwnika do zastanowienia i wyciszenia.

Mahatma Gandhi nazwał później taką postawę biernym oporem i udowodnił, że jest ona tak skuteczna, że stosując ją można zmusić do kapitulacji nawet potężne imperium. Przywódca indyjski powiedział, że nieużywanie przemocy nie jest bronią słabych, lecz mocnych serc. I dodał: „Kto nie chce używać przemocy, nie może się gniewać na tego, kto go obraża. Nie może mu życzyć źle. Musi mu życzyć dobrze (…). Nieużywanie przemocy jest czystą formą miłości”.

Cnota cichości, łagodności wzmacnia wolność człowieka, a równocześnie uczy go umiaru. Człowiek cichy panuje nad uczuciami gniewu i zemsty. Niestety w ludzkiej mentalności ciągle pokutuje przekonanie, że bohaterem jest ten, kto w obliczu niebezpieczeństwa potrafi walczyć, zwyciężyć i upokorzyć napastnika. Ktoś taki jest nazywany człowiekiem sukcesu.

Człowiek cichy z Jezusowego błogosławieństwa jest bohaterem w innym znaczeniu: potrafi odnieść zwycięstwo nad samym sobą, zapanować nad złymi emocjami, użyć wszystkich duchowych sił, by załagodzić konflikt, rozwiązać problem, ponosząc minimalne straty. Przykładem dla człowieka cichego jest sam Jezus, który pokazał, że duch jest zawsze silniejszy od przemocy, bicza i krzyża, od wież strażniczych, drutów kolczastych czy karabinów szybkostrzelnych.

Chrystus obiecał cichym, że posiądą ziemię. Również historia dostarcza wielu cennych przykładów, że należy Jego obietnicę traktować poważnie. Jednym z nich jest upadek reżimu komunistycznego. Przyczynił się do niego cichy papież i ludzie, którzy uwierzyli Jezusowej obietnicy.

Duch cichości jest silniejszy od przemocy i niesprawiedliwości. Potrafi dla królestwa niebieskiego zrobić o wiele więcej niż Kodeks prawa kanonicznego, działania administracyjne czy polityczne. Jezus rządzi światem przy pomocy miłości. Szanuje jednak człowieczą wolność. Naśladowanie Jezusa jest jedyną skuteczną drogą do pokonania wszelkiej agresji, przemocy, fałszu i niesprawiedliwości.

Błogosławieni, którzy się smucą

Smutek może prowadzić do płaczu. Jeszcze bardziej cierpienie – i to nie tylko cierpienie z powodu popełnionego zła. Każde cierpienie może zaowocować łzami. Błogosławieni, którzy płaczą. W naszej kulturze wmawia się mężczyznom, że powinni wstydzić się łez, więc tłumią je i udają twardzieli. Ciekawe, że statystycznie mężczyźni żyją o kilka lat krócej niż kobiety. Kobiety płaczą częściej. Wydaje się, że mają więcej powodów do ronienia łez. Trzeba pozwolić mężczyznom na łzy. Święci Franciszek i Klara często płakali razem. Wielu świętych z szacunkiem mówiło o darze łez.

Smutek, o którym Jezus mówił w Kazaniu na górze, ma swoje źródło w nadwerężonej przez grzech pierworodny kondycji ludzkiej, w świecie, który jest przesiąknięty złem spowodowanym przez grzech pierworodny. Chrześcijanin musi przez ten świat przechodzić, co dalibóg, nie napawa szczęściem. Smutek, który Jezus nazywa błogosławionym, nie ma nic wspólnego ze zniechęceniem czy pogardą dla świata. Nie jest także całkowitym rozczarowaniem, w którym czai się rozpacz. Rozpacz jest dzieckiem beznadziei, beznadzieja zaś – ślepą ulicą. Nie jest także błogosławionym smutek, o którym napisał ks. Jan Twardowski, że od „rozpaczy gorszy smutku cichy kotek, co nawet wszystkim świętym popsuje robotę”.

Tragizm rozpaczy i beznadziei może uleczyć tylko Bóg, który niczego bardziej nie pragnie, ale szanuje wolność człowieka, którą sam mu ofiarował. Błogosławiony smutek jest duchowym znamieniem chrześcijanina; jest zjawiskiem towarzyszącym autentycznej wierze w królestwo niebieskie, które przyszło na świat z Chrystusem, ale dopiero w eschatologicznej przyszłości ogarnie człowieka bez reszty, pocieszy go i uszczęśliwi. Święty Paweł napisał w I Liście do Koryntian: „(…) Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (2,9).

Chrześcijanin, żyjąc w świecie skalanym grzechem pierworodnym, należy do Boga. W świecie spotyka Boga i przyjmuje świat jako zadanie, w którym może i powinien autentycznie i wiarygodnie wyznawać swoją wiarę, nadzieję i miłość. Chrześcijanin nie jest ani nałogowym optymistą, ani zagorzałym pesymistą. Świat nie jest rajem i nigdy nim nie będzie; nie jest także folwarkiem szatana. Chrześcijanin powinien zaakceptować świat taki, jaki on jest, bo Bóg nie spisał go na straty. Zaakceptować świat to wziąć za niego świadomą odpowiedzialność. Chrześcijanin jest bowiem cząstką tego świata, niewolną od winy za jego mizerię.

Chrześcijanin nieustannie będzie spotykał się z oporem tego świata wobec wartości, które reprezentuje, i których winien bronić, czasem kosztem wielu wyrzeczeń i cierpień. Jego wysiłki często mogą przypominać wysiłki Syzyfa, co będzie napawać go smutkiem, który Jezus nazwał błogosławionym. Smutek ten nie ma nic wspólnego z uczuciem beznadziei i z krańcowym zwątpieniem. Jest raczej spokojnym, a nawet pogodnym spojrzeniem na odwieczne sprawy tego świata, usilną próbą ich skorygowania ze względu na królestwo niebieskie i zaufanie Bogu, że tak jest dobrze. Resztą zajmie się Pan Bóg, a On zawsze wie, co robi.

Leon Bloy napisał, że największym powodem smutku jest świadomość, że nie jesteśmy święci. Świadomość ta dowodzi, że bardzo chcielibyśmy być świętymi, ale rodzimy się obciążeni grzechem pierworodnym, który jest jak kula u nogi, stąd nasz smutek. Jest to smutek błogosławiony, prowadzący do pocieszenia, do radości. Wierzymy w ostateczne wybawienie świata od zła. Jest to nasza wielka nadzieja. Smutek z powodu słabości i fatalnej kondycji świata jest znakiem łaski, która ostatecznie zaowocuje radością. Święty Łukasz wyraził to w sposób jasny: „Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie” (Łk 6,21). Polskie przysłowie mówi: „Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni”. Przysłowia są mądrością Bożą, hojnie rozsianą wśród ludzi ubogich w duchu.

Smutek, o którym mówi drugie błogosławieństwo, nie wyklucza pewnej beztroski, a nawet wesołości, o czym świadczą biografie świętych. Wielu z nich miało ogromne poczucie humoru, choć równocześnie odczuwało błogosławiony smutek. Postawę taką prezentował na przykład św. Filip Neri. Współcześnie błogosławiony smutek z prawdziwą radością łączył Jan Paweł II, na którego twarzy można było często zaobserwować zasmucenie i równie często ciepły, figlarny uśmiech, a czasem serdeczny, spontaniczny śmiech, zwłaszcza wtedy, gdy przebywał z młodzieżą. Święci na pewno cierpią i smucą się z powodu ludzkich niedoskonałości, słabości i grzechów. Trwają w nadziei na ostateczne zwycięstwo miłości i dobra, co pozwala im także dostrzegać wesołą, śmieszną, czasem absurdalną stronę rzeczywistości. Zdrowy śmiech często ratuje skomplikowane sytuacje, zbliża ludzi i pozwala im zrozumieć, że nie są tacy ważni, za jakich się uważają.

Zdrowy dystans wobec świata, ludzi i siebie samego pozwala wyraźniej dostrzegać, właściwiej oceniać i głębiej rozumieć. Może on zaowocować łaską mądrości i już tu i teraz łaską pocieszenia.

Błogosławieni ubodzy w duchu

 „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5,3). Aramejski i grecki termin „ubodzy” oznacza żebraków, ludzi z marginesu społecznego. Żebrak znajduje się na samym dole hierarchii społecznej, chyba że uczynił z żebractwa jedynie sposób” zarabiania”, prowadząc podwójne życie: nie jest człowiekiem ubogim, choć takiego często i skutecznie udaje. Żebractwo ma różne oblicza.

Słusznie więc mamy w polskim tłumaczeniu „ubogich” żebraków. Można sądzić, że to ludzie o ciasnych horyzontach umysłowych, spętani obłudną ideologią, zniewoleni praktycznym materializmem, pozbawieni życia wewnętrznego. Nie takich ludzi miał na myśli Jezus, gdy obiecywał ubogim w duchu szczęście, choć na pewno nie wykluczał ich uczestnictwa w królestwie niebieskim, bo także oni zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boże.

Jezusa od początku Jego publicznej działalności łączyła z ubogimi serdeczna więź. Określenie „prosty lud” jest uproszczeniem, ale język jest niedoskonały – jak wszystko, co ludzkie. Ojciec Niebieski nawiązał za pośrednictwem swego Syna najpierw kontakt z prostaczkami, by oni pierwsi dowiedzieli się, że ich kocha i że oni posiądą królestwo niebieskie. Sam przymiotnik „ubogi” sugeruje, że tacy ludzie cieszą się u Boga szczególnymi względami.

Jezus nie obiecywał ubogim królestwa niebieskiego, by zdobyć ich poparcie. Nie chciał ich również naiwnie pocieszać, żeby pogodniej znosili swoją ziemską niedolę. Jezus zapewniał ubogich, że Ojciec Niebieski stoi po ich stronie, choć w oczach mędrców tego świata, polityków i możnych nie są nic warci. Jezus dał ubogim do zrozumienia, że podziały wymyślone przez ludzi nie mają dla Niego najmniejszego znaczenia. Dla Niego liczy się każdy człowiek.

Jezus nie obiecywał ubogim poprawy ich sytuacji socjalnej. Nie wiązał obietnicy królestwa niebieskiego z warunkiem ich przemiany moralnej. Chodziło Mu o przemianę serca, która czyni z człowieka przyjaciela Boga i obywatela królestwa niebieskiego. Królestwo niebieskie nie jest bowiem owocem czysto ludzkich wysiłków. Nie można Pana Boga za pomocą ludzkich działań zmusić do tego, by ono zaistniało.
Jezus stał się ucieleśnieniem królestwa Bożego. Przez Niego Ojciec Niebieski zaprasza wszystkich do udziału w królestwie, które jest darem Boga. Słowa Syna Bożego o królestwie niebieskim są dobrą nowiną, która mówi nie tylko o określonym czasie czy grupie społecznej, ale dotyczy bez wyjątku wszystkich, co Jezus mocno podkreślił, kierując Dobrą Nowinę najpierw do ubogich. Gdyby zaczął od możnych, byliby przekonani, że są tak samo ważni w oczach Jezusa, jak we własnych, co byłoby wielkim nieporozumieniem.

Postawa Jezusa stała się zarzewiem konfliktu z grupami społecznymi, które miały o sobie wysokie mniemanie. „Pobożni” i „sprawiedliwi” nie mogli pojąć, że Mesjasz zadaje się z celnikami i grzesznikami, o nich zaś wyraża się krytycznie, czasem bardzo krytycznie. Nie mogli zrozumieć, że królestwo niebieskie jest darem i każdy człowiek, niezależnie od kondycji społecznej, może je przyjąć. Każdy człowiek. Tylko Bóg może człowieka wybawić od zła, w jakie został on wplątany przez grzech pierworodny. Człowiek zupełnie naturalnie musi przyznać, że to, kim jest, zawdzięcza Bogu; że jego życie jest bardziej łaską niż czymkolwiek innym; bardziej Bożą wolą niż osobistą zasługą.

Człowiek prawdziwie ubogi w duchu potrafi zdystansować się do wszystkich posiadłości, przywilejów i innych zasług dających powód do prestiżu i chwały. Ubogi w duchu poznaje siebie takim, jakim w istocie jest przed Bogiem; wie, że Bóg jest wszystkim, człowiek zaś nie ma powodu do chwały, a już zupełnie do samochwały. Człowiek ubogi w duchu otwiera serce, czyniąc je wrażliwym na miłość Boga. Człowiek ubogi w duchu rozumie, że najgłębszy sens jego życia polega na przyjęciu królestwa Bożego, dla którego jest stworzony i przeznaczony. Człowiek ubogi w duchu jest człowiekiem pokornym, przekonanym, że tylko dzięki Bogu może zamienić własną mizerię na owoce miłości. Człowiek ubogi w duchu pokłada całą ufność w Bogu, bo wie, że wszystkie inne gwarancje zawodzą.

Warto przywołać tutaj fragment kazania J. Taulera, który mówił o konieczności całkowitego zawierzenia Bogu, jeśli chcemy własną marność zamienić na owoce miłe Bogu: „Koń produkuje nawóz w stajni. Nawóz pachnie nieładnie. Potem ten sam koń ciągnie z wielkim wysiłkiem własny nawóz na pole. Gdyby tego nie zrobił, nic by tam dobrego nie wyrosło. W ten sposób jednak powstaje szlachetne wino i pachnąca pszenica z tego nawozu. Nawozem są twoje własne grzechy, których nie możesz się pozbyć. Zanoś je cierpliwie i pilnie na rolę kochającego Boga. W ten sposób bez wątpienia zamienią się w upojne owoce”.

Georges Bernanos (Dialogi karmelitanek, Warszawa 1985) tak scharakteryzował ubogich w duchu: „Jedno tylko ma znaczenie: abyśmy odważni czy tchórzliwi, znajdowali się zawsze tam, gdzie Bóg chce nas mieć, zdając się na Niego co do reszty. Tak, nie ma innego lekarstwa na trwogę, jak rzucić się na oślep w wolę Bożą, tak jak jeleń ścigany przez psy rzuca się na wodę zimną i czarną”.

Poniżej przedstawiam bardzo piękną modlitwę za wstawiennictwem założyciela Zgromadzenia Księży Sercanów o. Dehona.

Wszechmogący Boże, źródło uświęcenia i miłości, błagam pokornie o łaskę (…. tutaj należy podać swoje prośby i błagania), która mi tak leży na sercu, żywiąc głęboką wiarę, że jej dostąpię za pośrednictwem sługi Bożego ojca Leona Jana Dehona. Nigdy, o Panie, opatrzność Twa nie zawodzi. Okaż mi ją i w obecnej potrzebie dla uczczenia sługi Bożego, który wszystko poświęcił, aby wypełnić swoje posłannictwo  wynagrodzenia względem Najświętszego Serca Jezusowego oraz zapewnienia zbawienia wiecznego ludziom. Amen.

Chwała Ojcu, i Synowi i Duchowi Świętemu - jak była na początku, teraz, zawsze i na wieki wieków. Amen.

Chwała Ojcu, i Synowi i Duchowi Świętemu - jak była na początku, teraz, zawsze i na wieki wieków. Amen.

Chwała Ojcu, i Synowi i Duchowi Świętemu - jak była na początku, teraz, zawsze i na wieki wieków. Amen.

Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami, i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus. Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w godzinę śmierci naszej Amen. 

Podsumowanie

Jezus pozostawia nam w Błogosławieństwach swój własny portret, który pośrednio stanowi też portret Ojca, jako że Jezus jest przecież odblaskiem Jego chwały i odbiciem Jego istoty. Możemy na to spojrzeć najpierw od strony zewnętrznej postawy (Jezus jest prawdziwym Bogiem), następnie od strony wewnętrznej dyspozycji (Jezus jest również prawdziwym człowiekiem).

Serce Jezusa jest czyste, ciągle widzi Ojca i jest z Nim doskonale zjednoczony. Jest miłosierny, gdy przyjmuje celników i nierządnice, ale też nie unika zaproszeń do domów faryzeuszy, którzy są jeszcze bardziej pogrążeni w ciemnościach niż tzw. publiczni grzesznicy. Czyni pokój, gdy uczy wszystkich miłości nieprzyjaciół, ucisza rozszalałe żywioły i gdy przywraca innym nadzieję poprzez swoje uzdrowienia. Wreszcie ponosi najwyższą cenę haniebnej śmierci krzyżowej za nieustanne pełnienie Bożej sprawiedliwości, która chce dać Izraelowi obiecane mesjańskie Królestwo.

Błogosławieństwa opisują w zwięzły, ale również i wyczerpujący sposób, to wszystko, do czego jesteśmy wezwani, aby dzielić szczęście samego Boga. Być zbawionym to widzieć Boga, doświadczać jego miłosierdzia i pokoju oraz być gotowym na wszystko, aby tego nigdy nie utracić. A to jest możliwe wtedy, gdy jest się całkowicie zależnym od Boga, lamentuje się nad wszystkim, co od Niego oddziela lub mogłoby oddzielać, uznaje się w pokorze, że się jest stworzeniem, a nie Stwórcą i pragnie się dla siebie, tego samego, czego Bóg pragnie dla nas.

Uczestniczy się w życiu samego Boga, jest się Jego domownikiem i dzieli się Jego los. Trudno o większą prostotę, aby opisać coś, w co wejrzeć pragną nawet aniołowie. Dzieje się tak być może dlatego, że Miłość, do której jesteśmy odwiecznie powołani, jest czymś/Kimś nieskończenie prostym, choć zarazem nieskończenie niepojętym.

Bibliografia

Jan Paweł II (2013), Osiem błogosławieństw, Kraków: Wydawnictwo M.

Bp Romaniuk Kazimierz (przekład) (2013), Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu (Biblia Warszawsko-Praska), Sandomierz: Wydawnictwo Diecezjalne.

Biblia Tysiąclecia (2002), Poznań: Wydawnictwo Pallottinum.

Augustyn J. SJ (2016), Osiem błogosławieństw, Częstochowa: Edycja Świętego Pawła.

Praca zbiorowa (2006) Biblia Tysiąclecia z komentarzami, Poznań: Wydawnictwo Pallottinum.

Ks. Chrostowski W. (2017), Osiem błogosławieństw, Kraków: Wydawnictwo Biały Kruk.

Ks. Stagraczyński J. (1886), Nauki katechizmowe o prawdach wiary i obyczajów katolickiego kościoła, Poznań: Wydane X. J. Stagraczyński.

Tugwell S. OP (1999), Osiem błogosławieństw, Poznań: Wydawnictwo W drodze.

Źródła internetowe: www.vatican.va www.opoka.org, www.niedziela.pl, www.katolik.pl, www.brewiarz.pl www.katolicki.net www.biblia.info.pl www.faustyna.pl www.kapucyni.pl www.jezuici.pl www.pijarzy.pl

Kod QR do tego wpisu

 

 

 

 

 

 

Strona
Ten link przenosi na górę strony

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

edukacja.katolicka@gmail.com