sobota, 21 września 2019

Czy należy bać się Boga?

Pwt 6,01 Takie są polecenia, prawa i nakazy, których nauczyć was polecił mi Pan, Bóg wasz, abyście je pełnili w ziemi, do której idziecie, by ją posiąść.

Pwt 6,02 Będziesz się bał Pana, Boga swego, zachowując wszystkie Jego nakazy i prawa, które ja tobie rozkazuje wypełniać, tobie, twym synom i wnukom po wszystkie dni życia twego, byś długo mógł żyć.

(Stary Testament - Księga Powtórzonego Prawa - Miłość Boga)

W książce „Przekroczyć próg nadziei” (1994), Jan Paweł II odpowiada na 35 pytań włoskiego pisarza, dziennikarza i publicysty katolickiego Vittoria Messoriego (rocznik 1941) na różne tematy, m.in. na temat bojaźni Bożej. Poniżej przytaczam dwa pytania i odpowiedzi na ten temat, s. 160-166.

Aby się nie lękać.

Pytanie 34.

Ojciec Święty sam wspomniał podczas naszej rozmowy, iż nieprzypadkowo swój pontyfikat rozpoczął od wezwania, które rozległo się i nadal rozlega w świecie szerokim echem: ,,Nie lękajcie się!” Czy Wasza Świątobliwość nie sądzi, że pośród możliwych interpretacji tego wezwania mogłaby się znaleźć również następująca: wielu ludzi potrzebuje dziś poczucia bezpieczeństwa, pragnie zachęty, by się ,,nie lękać” Ewangelii, wielu ludzi bowiem obawia się, że zbliżeniem do Ewangelii utrudnią sobie życie z powodu jej wymagań, w których widzą nie tyle wyzwolenie, co przygniatający ciężar?

Kiedy w dniu 22 października 1978 roku wypowiadałem na Placu św. Piotra słowa: ,,Nie lękajcie się!”, nie mogłem w całej pełni zdawać sobie sprawy z tego, jak daleko mnie i cały Kościół te słowa poprowadzą. To, co w nich było zawarte, pochodziło bardziej od Ducha Świętego, którego Pan Jezus obiecał Apostołom jako Pocieszyciela, aniżeli od człowieka, który słowa te wypowiadał. Jednakże z biegiem lat przypominałem sobie te słowa w różnych okolicznościach. Wezwanie ,,Nie lękajcie się!” musimy odczytywać w bardzo szerokim wymiarze. W pewnym sensie było to wezwanie pod adresem wszystkich ludzi, wezwanie do przezwyciężania lęku w globalnej sytuacji współczesnego świata, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, na Północy i na Południu. Nie lękajcie się tego, coście sami stworzyli, nie lękajcie się świata tych wszystkich ludzkich wytworów, które coraz bardziej stają się dla człowieka zagrożeniem! Nie lękajcie się wreszcie siebie samych!

Dlaczego mamy się nie lękać? Ponieważ człowiek został odkupiony przez Boga. Kiedy wypowiadałem te słowa na Placu św. Piotra, miałem już świadomość, że pierwsza Encyklika oraz cały pontyfikat musi być związany z prawdą o Odkupieniu. W tej prawdzie jest najgłębsza afirmacja owego ,,Nie lękajcie się!”: ,,Bóg umiłował świat — tak umiłował, że Syna swego Jednorodzonego dał” (por. J’3,’16). Ten Syn trwa w dziejach ludzkości jako Odkupiciel. Odkupienie przenika całe dzieje człowieka, również przed Chrystusem, i przygotowuje jego eschatologiczną przyszłość. Jest tym światłem, które ,,w ciemnościach świeci i żadne ciemności nie potrafią jej ogarnąć” (por. J 1, 5). Potęga Chrystusowego krzyża i zmartwychwstania jest zawsze większa od wszelkiego zła, którego człowiek może i powinien się lękać. I w tym miejscu trzeba raz jeszcze wrócić do Totus Tuus. W poprzednim swoim pytaniu mówił Pan o Matce Bożej na tle licznych objawień prywatnych, które mają miejsce zwłaszcza w ostatnich dwóch stuleciach. Ze swej strony powiedziałem, w jaki sposób nabożeństwo maryjne kształtowało się w dziejach mojego osobistego życia, poczynając od rodzinnego miasta, poprzez sanktuarium kalwaryjskie, aż do Jasnej Góry. Jasna Góra została wpisana w dzieje mojej Ojczyzny w XVII wieku jako swoiste: ,,Nie lękajcie się!” wypowiedziane przez Chrystusa ustami Jego Matki. Kiedy w dniu 22 października 1978 roku przejmowałem rzymskie dziedzictwo posługi Piotrowej, miałem z pewnością głęboko w pamięci przede wszystkim to polskie doświadczenie maryjne.

,,Nie lękajcie się!” mówił Chrystus do Apostołów (por. Łk 24, 36) i do kobiet (por. Mt 28, 10) po zmartwychwstaniu. Z tekstów ewangelicznych wynika, że nie było przy tym jego Matki. Mocna w wierze, ,,nie lękała się”. W jaki sposób Maryja uczestniczy w tym Chrystusowym zwycięstwie, o tym wiedziałem przede wszystkim z doświadczeń mego Narodu. Wiedziałem też z ust kardynała Stefana Wyszyńskiego, że Jego poprzednik, kardynał August Hlond, umierając wypowiedział te znamienne słowa: ,,Zwycięstwo, jeśli przyjdzie, przyjdzie ono przez Maryję”. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat mego posługiwania pasterskiego w Polsce byłem świadkiem, w jaki sposób te słowa się urzeczywistniały.

Wchodząc w sprawy Kościoła powszechnego, wraz z wyborem na Papieża przynosiłem z sobą przeświadczenie, że również w tym uniwersalnym wymiarze zwycięstwo, jeśli przyjdzie, będzie odniesione przez Maryję. Chrystus przez Nią zwycięży, bo chce, by zwycięstwa Kościoła w świecie współczesnym i przyszłym łączyły się z Nią. Miałem więc takie przeświadczenie, chociaż wówczas jeszcze bardzo mało wiedziałem o Fatimie. Przeczuwałem tylko, że jest tu jakaś ciągłość, poczynając od La Salette, Lourdes, aż do Fatimy. A głęboko w przeszłości — nasza polska Jasna Góra.

I oto przyszedł 13 maja 1981 roku. Kiedy zostałem ugodzony kulą zamachowca na Placu św. Piotra, także nie uświadamiałem sobie, że jest to właśnie ów dzień, kiedy Maryja objawiła się trojgu dzieciom w portugalskiej Fatimie i miała wypowiedzieć do nich słowa, które z końcem stulecia zdają się przybliżać do swego wypełnienia.
Czy poprzez całe to wydarzenie jeszcze raz Chrystus nie wypowiedział swojego: ,,Nie lękajcie się!”? Czy nie wypowiedział tych paschalnych słów i do Papieża, i do Kościoła, a pośrednio do całej rodziny ludzkiej?

Słowa Chrystusa zmartwychwstałego: ,,Nie lękajcie się!”, są nam potrzebne pod koniec drugiego milenium może bardziej niż kiedykolwiek. Są potrzebne człowiekowi, który również i po upadku komunizmu nie przestał się lękać i ma do tego liczne powody. Słowa te są potrzebne narodom, tym narodom, które odrodziły się po upadku komunistycznego imperium, ale i tym, które w tym doświadczeniu biorą udział raczej z zewnątrz. Słowa te są potrzebne wszystkim ludom i narodom całego świata. Trzeba, ażeby wracała do ich świadomości ta pewność, że istnieje Ktoś, kto dzierży losy tego przemijającego świata, Ktoś, kto ma klucze śmierci i otchłani (por. Ap 1, 18), Ktoś, kto jest Alfą i Omegą dziejów człowieka (por. Ap’22,’13), zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych. A ten Ktoś jest Miłością (por. 1 J 4, 8. 16), Miłością uczłowieczoną, Miłością ukrzyżowaną i zmartwychwstałą, Miłością stale obecną wśród ludzi. Jest Miłością eucharystyczną. Jest nieustającym źródłem komunii. On jeden ma pełne pokrycie dla słów: ,,Nie lękajcie się!”

Mówi Pan, że człowiek współczesny z trudem nawraca się do wiary, ponieważ przerażają go wymagania moralne, jakie wiara przed nim stawia. I to jest w pewnej mierze prawda. Ewangelia z pewnością jest wymagająca. Wiadomo, że Chrystus nigdy nie łudził swoich uczniów i słuchaczy co do tego. Wręcz przeciwnie, bardzo stanowczo ich przygotowywał na wszelkiego rodzaju trudności od wewnątrz i od zewnątrz, zawsze liczył się z tym, że mogą odejść. Jeżeli ten sam Chrystus mówi: ,,Nie lękajcie się!”, to z pewnością nie mówi tych słów po to, ażeby w jakiś sposób unieważnić swoje wymagania. Wręcz przeciwnie, tymi słowami potwierdza całą prawdę Ewangelii i wszystkie wymagania w niej zawarte. Równocześnie jednak ujawnia, że wymagania te nie są ponad miarę możliwości człowieka. Owszem, jeżeli człowiek je przyjmuje w duchu wiary, to wówczas znajduje w Bogu także tajemnicze siły do tego, ażeby im sprostać. Świat jest pełen dowodów tej zbawczej i odkupieńczej siły, jaką wyrażają Ewangelie, bardziej jeszcze aniżeli wymagania. I tylu jest w świecie ludzi, którzy tego dowodzą własnym życiem! Co więcej, życie ludzkie spełnione jest właśnie takie.

Podjąć wymagania Ewangelii, to znaczy przyznać się do całego swojego człowieczeństwa, zobaczyć jego piękno zamierzone przez Boga samego, zobaczyć prawdę wszystkich ludzkich słabości w świetle Jego mocy: ,,Co niemożliwe jest u ludzi, możliwe jest u Boga” (Łk 18, 27).
Tych dwóch wymiarów nie można od siebie oddzielać: wymagań moralności, jakie Bóg stawia człowiekowi, oraz wymagań zbawczej miłości, czyli łaski, które Bóg postawił poniekąd sobie samemu, bo czymże innym jest Chrystusowe Odkupienie, jeśli nie tym właśnie? Bóg chce zbawienia człowieka, chce spełnienia człowieczeństwa według tej miary, jaką On sam w nim zamierzył, i Chrystus miał prawo powiedzieć, że ciężar, który On nakłada, jest słodki, a brzemię w gruncie rzeczy jest lekkie (por. Mt 11, 30).
Jest rzeczą bardzo ważną, ażeby przekroczyć próg nadziei, nie zatrzymywać się przed nim, ale pozwolić się prowadzić. Myślę, że do tego odnoszą się też słowa Cypriana Norwida, który tak określał najgłębszą zasadę chrześcijańskiej egzystencji: ,,A… gdyby to nie z krzyżem Zbawiciela za sobą, ale ze swoim za Zbawicielem szło się…” (List do Józefa Bohdana Zaleskiego, Paryż, 6 stycznia 1851). Istnieją więc wszystkie racje po temu, ażeby prawdę o krzyżu nazywać Dobrą Nowiną.

Wejść w obszar nadziei.

Pytanie 35.

W świetle tego wszystkiego, co Ojciec Święty zechciał nam powiedzieć i za co jesteśmy wdzięczni, powinniśmy wyciągnąć wniosek, że w sytuacji dzisiejszego człowieka bardziej niż kiedykolwiek naprawdę nie ma powodu, by się ,,lękać” Boga Jezusa Chrystusa? Czy rzeczywiście warto ,,wejść w obszar nadziei”, odkryć, że mamy Ojca, i uznać, że jesteśmy przez Niego kochani?

Mówi Psalmista: ,,Bojaźń Boża początkiem mądrości” (por. Ps’111 [110], 10). Pozwoli Pan, że nawiążę do tych biblijnych słów, ażeby odpowiedzieć na Pańskie ostatnie pytanie. Całe Pismo Święte zawiera systematyczne wezwanie do praktykowania bojaźni Bożej. Chodzi tutaj o tę bojaźń, która jest darem Ducha Świętego. Wśród siedmiu darów Ducha Świętego ukazanych już w słowach Izajasza (por. 11, 2), dar bojaźni Bożej znajduje się na ostatnim miejscu, ale to nie znaczy, że jest najmniej ważny, skoro właśnie bojaźń Boża jest początkiem mądrości. A mądrość, wśród darów Ducha Świętego, figuruje na miejscu pierwszym. I dlatego człowiekowi wszystkich czasów, a człowiekowi współczesnemu w szczególności, trzeba życzyć bojaźni Bożej. Z Pisma Świętego wiadomo też, że ta bojaźń, która jest początkiem mądrości, nie ma nic wspólnego z niewolniczym lękiem. Jest to bojaźń synowska. Heglowski układ: pan — niewolnik, jest obcy Ewangelii. Jest to raczej układ właściwy dla takiego świata, w którym Bóg jest nieobecny. W świecie, w którym Bóg jest prawdziwie obecny, w świecie Bożej mądrości, może być obecna tylko bojaźń synowska.

A najpełniejszym wyrazem takiej bojaźni jest sam Chrystus. Chrystus chce, żebyśmy bali się wszystkiego, co jest obrazą Boga. Chce tak, ponieważ przyszedł wyzwolić człowieka do wolności. Człowiek jest wolny przez miłość, gdyż miłość jest źródłem umiłowania wszystkiego, co dobre. Miłość taka — według słów św. Jana — pochłania wszelką bojaźń (por. 1 J 4, 18). Wszelki rys niewolniczego lęku przed groźną potęgą Wszechmogącego i Wszechobecnego zanika na rzecz synowskiej troski o to, ażeby w świecie urzeczywistniała się Jego wola, to znaczy to dobro, które w Nim ma swój początek i swoje ostateczne wypełnienie. Tak więc święci wszystkich czasów są również wcieleniem synowskiej miłości Chrystusa, która jest źródłem franciszkańskiego ukochania stworzeń, a także ukochania zbawczej mocy krzyża, który przywraca światu równowagę pomiędzy dobrem a złem.

Czy człowieka współczesnego cechuje taka właśnie synowska bojaźń Boża, bojaźń, która jest przede wszystkim miłością? Można wyrazić obawę, a nie brakuje dowodów, że Heglowski paradygmat pana i niewolnika jest bardziej obecny w świadomości współczesnego człowieka aniżeli ta mądrość, która ma swój początek w synowskiej bojaźni Boga. Z Heglowskiego paradygmatu rodzi się filozofia przemocy. Jeśli istnieje jakaś siła, która z tą filozofią potrafi się skutecznie rozprawić, to jest nią tylko Chrystusowa Ewangelia, która układ: pan — niewolnik, do końca zamieniła na układ: ojciec — syn. Ten układ: ojciec — syn jest odwieczny. Jest on starszy od dziejów człowieka. ,,Promieniowanie ojcostwa”, jakie w nim się zawiera, należy do Tajemnicy Trynitarnej Boga samego. Z Boga wypromieniowuje ono w kierunku człowieka i jego dziejów. Jednakże, jak wiadomo z Objawienia, w dziejach tych ,,promieniowanie ojcostwa” natrafia na pierwszy opór w postaci grzechu pierworodnego. Jest to istotnie klucz do interpretacji całej rzeczywistości. Grzech pierworodny nie tylko narusza pozytywną wolę Bożą, ale przede wszystkim całą motywację leżącą u jej podstaw. Grzech ten zmierza do obalenia ojcostwa, niszcząc te promienie, które przenikają cały świat stworzony, podając w wątpliwość prawdę o Bogu, który jest Miłością, pozostawiając tylko świadomość pana i niewolnika. Pan jest zazdrosny o swoją władzę nad światem i nad człowiekiem, człowiek zaś jest przez to samo wezwany do walki przeciw Bogu, tak jak we wszystkich epokach dziejów człowiek zniewolony bywał wzywany do wystąpienia przeciw panu, który go zniewalał.

Po tym wszystkim, co powiedziałem, mógłbym zamknąć swą odpowiedź w takim paradoksie: ażeby wyzwolić człowieka współczesnego od lęku przed sobą samym, przed światem, przed innymi ludźmi, przed potęgami tego świata, przed systemami, przed tym wszystkim, co jest symptomem niewolniczego lęku tak zwanej siły wyższej, którą człowiek wierzący nazywa Bogiem, trzeba temu człowiekowi z całego serca życzyć, ażeby nosił i pielęgnował w swym sercu tę bojaźń Bożą, która jest początkiem mądrości.
Taka bojaźń Boża jest zbawczą siłą Ewangelii. Ona jest twórcza, nigdy zaś destruktywna. Ona rodzi ludzi, którzy kierują się odpowiedzialnością, odpowiedzialną miłością. Ona rodzi ludzi świętych, czyli prawdziwych chrześcijan, a przyszłość świata ostatecznie do nich należy. Miał z pewnością wiele słuszności André Malraux, kiedy powiedział, że wiek XXI albo będzie wiekiem religii, albo go w ogóle nie będzie.

Papież, który rozpoczął swój pontyfikat od słów: ,,Nie lękajcie się!”, stara się być wierny pełnej prawdzie tych właśnie słów i jest też zawsze gotów służyć człowiekowi, narodom i ludzkości w duchu tej ewangelicznej prawdy.

Temat bojaźni Bożej został podjęty również przez Papieża Franciszka 11 czerwca 2014 roku,, podczas audiencji ogólnej w Watykanie. Poniżej tłumaczenie tego nauczania na język polski.

"Kiedy ktoś żyje w złu, kiedy bluźni przeciw Bogu, kiedy wykorzystuje innych, kiedy ich tyranizuje, gdy żyje jedynie dla pieniędzy, próżności, władzy, pychy - wówczas święta bojaźń Boża stawia nas w stan alarmu: baczność!".

Drodzy bracia i siostry, dzień dobry,
Dar bojaźni Bożej, o którym dziś mówimy, zamyka serię katechez o siedmiu darach Ducha Świętego. Nie oznacza on lękania się Boga: wiemy dobrze, że Bóg jest Ojcem, że nas miłuje i pragnie naszego zbawienia i zawsze przebacza, zawsze! Dlatego nie ma powodów, aby się Go lękać! Bojaźń Boża natomiast jest darem Ducha, który przypomina nam, jak bardzo jesteśmy mali przed Bogiem i Jego miłością oraz że naszym dobrem jest pokorne, naznaczone szacunkiem i ufnością, zdanie się w Jego ramiona. To właśnie jest bojaźnią Bożą: powierzenie się dobroci naszego Ojca, który tak bardzo nas kocha.
Gdy Duch Święty zamieszkuje w naszym sercu, wlewa w nas pocieszenie i pokój oraz sprawia, że czujemy się takimi, jakimi jesteśmy, to znaczy maluczkimi. Przyjmujemy postawę, tak bardzo zalecaną nam przez Pana Jezusa Ewangelii – tego, kto wszystkie swoje troski i oczekiwania pokłada w Bogu i czuje, że otacza go i wspiera Jego ciepło i Jego opieka, tak właśnie, jak dziecko ze swoim tatą! To robi Duch Święty w naszych sercach: sprawia, że czujemy się jak dzieci w ramionach swego taty. W ten sposób więc rozumiemy dobrze, jak bojaźń Boża przybiera coraz bardziej formę uległości, wdzięczności i uwielbienia, napełniając nasze serca nadzieją. Wiele razy bowiem nie udaje nam się pojąć sensu Bożego zamysłu i dostrzegamy, że nie jesteśmy w stanie zapewnić sobie sami szczęścia i życia wiecznego. Jednakże właśnie w doświadczeniu naszych ograniczeń i naszego ubóstwa Duch Święty nas pociesza i pozwala nam zrozumieć, że jedyną ważną sprawą jest pozwolenie, by Jezus prowadził nas w ramiona swego Ojca. 
Dlatego właśnie tak bardzo potrzebujemy tego daru Ducha Świętego. Bojaźń Boża pozwala nam sobie uświadomić, że wszystko jest dziełem łaski i że naszą jedyną prawdziwą siłą jest naśladowanie Pana Jezusa oraz pozwolenie, by Ojciec mógł obdarzyć nas swoją dobrocią i swoim miłosierdziem. Tak więc ten dar Ducha Świętego udoskonala naszą wrażliwość i pomaga nam rozpoznać, że jesteśmy dziećmi kochanymi bez miary. Otworzyć serce, aby dobroć i miłosierdzie Boże weszły w nas. To właśnie sprawia Duch Święty: otwiera serca. Serce otwarte, aby przebaczenie, miłosierdzie, dobroć i czułość Ojca weszły w nas, gdyż jesteśmy dziećmi nieskończenie umiłowanymi.
Gdy przenika nas bojaźń Boża, jesteśmy porwani, aby iść za Panem z pokorą, uległością i posłuszeństwem. Czynimy to jednak nie w postawie rezygnacji i bierności, nawet użalania się, ale z podziwem i radością dziecka, które dostrzega, że Ojciec mu służy i miłuje je. Tak więc bojaźń Boża nie czyni nas chrześcijanami zalęknionymi i ustępliwymi, lecz rodzi w nas odwagę i moc! Jest darem czyniącym z nas chrześcijan przekonanych, entuzjastycznych, którzy nie są podporządkowani Panu ze strachu, ale dlatego, że są poruszeni i zdobyci Jego miłością! Być zdobytym miłością Boga! Jakie to piękne. Dać się zdobyć przez tę miłość taty, który tak bardzo nas kocha, kocha nas całym swym sercem.
Ale uważajmy, gdyż dar Boży, dar bojaźni Bożej jest też „alarmem” w obliczu zatwardziałości w grzechu. Kiedy ktoś żyje w stanie zła, gdy bluźni przeciw Bogu, gdy wykorzystuje innych, tyranizuje ich, gdy żyje jedynie dla pieniędzy, próżności lub władzy albo pychy – wówczas święta bojaźń Boża ostrzega nas: baczność! Z całą tą swoją władzą, ze wszystkimi tymi pieniędzmi, z całą tą swoją dumą, z całą tą swoją próżnością nie będziesz szczęśliwy. Nikt nie może zabrać z sobą na drugi świat ani pieniędzy, ani władzy, ani próżności, ani dumy. Nic! Możemy jedynie zanieść miłość, jaką daje nam Bóg Ojciec, czułość Boga, przyjęte i otrzymane przez nas z miłością. I możemy zanieść to, co zrobiliśmy dla innych. Uważajmy, aby nie pokładać nadziei ani w pieniądzach, ani w dumie, ani we władzy, ani w próżności, gdyż wszystko to nie może nam obiecywać niczego dobrego! Myślę na przykład o osobach, które są odpowiedzialne za innych i dają się skorumpować – czy sądzicie, że osoba skorumpowana będzie szczęśliwa po drugiej stronie? Nie, cały owoc jej korupcji zepsuł jej serce i trudno będzie pójść do Pana. Myślę o tych, którzy żyją z handlu ludźmi i z niewolniczej pracy; czy uważacie, że ci ludzie, którzy wykorzystują innych przez pracę niewolniczą, mają w sercu miłość Bożą? Nie, nie mają bojaźni Bożej i nie są szczęśliwi. Nie są nimi. Myślę o tych, którzy wytwarzają broń, aby wywoływać wojny; czy myślicie, że to jest zawód. Jestem pewien, że jeśli zadam teraz pytanie: ilu z was jest producentem broni?, odpowiedź będzie: nikt, nikt. Ci fabrykanci broni nie usłyszą Słowa Bożego! Oni wytwarzają śmierć, są handlarzami śmierci i prowadzą rynek śmierci. Oby bojaźń Boża uzmysłowiła im, że pewnego dnia wszystko się skończy i będą musieli zdać sprawę Bogu.
Drodzy przyjaciele, Psalm 34 każe nam się modlić następującymi słowami: „Oto biedak zawołał, a Pan go usłyszał, i wybawił ze wszystkich ucisków. Anioł Pana zakłada obóz warowny wokół bojących się Jego i niesie im ocalenie” (w. 7-8). Prośmy Pana o łaskę zespolenia naszego głosu z głosem ubogich, aby przyjąć dar bojaźni Bożej i móc dostrzec, że wraz z nimi jesteśmy przyodziani w miłosierdzie i miłość Boga, który jest naszym Ojcem, naszym tatą. Niech tak się stanie.

Zachęcam do zapoznania się z całą książką Jana Pawła II, dziś już świętego - „Przekroczyć próg nadziei”. Poniżej zamieszczam krótką recenzję o. Macieja Zięby OP, z publikacji „Jestem z Wami: kompendium twórczości i nauczania Karola Wojtyły - Jana Pawła II”, Wydawnictwo M, Kraków 2010, s. 309-312.

„Przekroczyć próg nadziei” (1994) - książka Jana Pawła II „Przekroczyć próg nadziei” ukazała się po raz pierwszy w języku polskim w roku 1994. Pozornie składa się ona z bardzo różnych mini-traktatów na bardzo różne tematy, powstała bowiem jako odpowiedź na 35 problemów postawionych Papieżowi przez znanego włoskiego pisarza Vittorio Messoriego. Dlatego prawdziwe piękno tej pierwszej „prywatnej” książki Ojca Świętego odsłania się dopiero po jej przeczytaniu, gdy odkrywa się „architekturę” całości. Jest to bowiem swoisty papieski witraż, którego poszczególne fragmenty ukazują swoje harmonijne powiązanie z całością dopiero wówczas, gdy spojrzymy nań z pewnego dystansu. Nie wystarczy więc czytać książkę „Przekroczyć próg nadziei” jedynie „wzdłuż” (czy też „w głąb”) poszczególnych odpowiedzi, ale również trzeba czytać ją „w poprzek”, śledząc pojawianie się w różnych miejscach podejmowanych przez Papieża tematów. Dopiero wtedy rozjarzy się oryginalną barwą ekumenizm Jana Pawła II, dopiero wtedy poprzez porozrzucane w różnych miejscach wzmianki objawi się synteza intelektualnej historii Europy, zamigocze złożona z poszczególnych wspomnień biografia Papieża.

Jest to książka następcy Piotra, w której autor, pokornie wyznając, że także dla niego „Papież jest tajemnicą”, wręcza nam jednak zarazem klucz hermeneutyczny do zrozumienia owej tajemnicy. Od pierwszej do ostatniej karty łatwo bowiem dostrzec, co jest istotą wszystkich poczynań Biskupa Rzymu: umacnianie braci w wierze i dodawanie otuchy tym, którzy – z najprzeróżniejszych względów – nie przyjęli prawdy Ewangelii, aby bez obaw otworzyli swoje drzwi dla Chrystusa.

Jest to książka uniwersalna, dla każdego, została jednak napisana przede wszystkim dla tych członków Kościoła, którzy sami nie analizują soborowych dokumentów, nie czytają ani Tomasza z Akwinu, ani Jana od Krzyża i niepewnie się czują wobec łacińskich adagiów. Ale dla czytelników protestanckich i prawosławnych ważny będzie jednoznaczny, wręcz radykalny ekumenizm Jana Pawła II, a zapewne prawdziwie zadziwiającym odkryciem stać się może jego ściśle teologiczne, a nie jurydyczne przeżywanie Piotrowego prymatu. Czytelnicy żydowscy znajdą na kartach papieskiej książki kolejne potwierdzenie wielkiego otwarcia Ojca Świętego na problemy Ludu Przymierza. Muzułmanie i wyznawcy religii Wschodu – szczere uznanie dla ich gorliwości religijnej oraz podkreślenie wielkich osiągnięć – choć bez zamazywania różnic – ich własnych tradycji. Natomiast intelektualiści sięgający po „Przekroczyć próg nadziei” dostaną delikatnie naszkicowaną panoramę myśli ludzkiej od Platona i Arystotelesa po Paula Ricoeura i Alfreda Whitehaeda (z bardzo ważną diagnozą współczesnego kryzysu, sięgającą korzeniami Kartezjusza, oświecenia i pozytywizmu), inkrustowaną odwołaniami się do takich twórców jak: Mircea Eliade, Franz Kafka, Albert Camus, Michaił Bułhakow czy Cyprian Kamil Norwid.

Jest to książka pełna optymizmu. Od jej pierwszych zdań aż po zdanie ostatnie przewija się podstawowy motyw: „Nie lękajcie się!” Klucz ów, którym Jan Paweł II sam otworzył drzwi swego pontyfikatu, nie spodziewając się – jak wyznaje – jak daleko Duch Pocieszyciel poprowadzi Papieża i Kościół drogą wyznaczoną przez te słowa, ma nas otworzyć na prawdę o Bogu, człowieku i świecie. Jej rdzeniem jest prawda o Odkupieniu, to znaczy prawda o bezgranicznej Bożej miłości, pozwalającej przezwyciężać wszystkie lęki, które płyną z uwikłań współczesnego człowieka. Dlatego „Papież, który jest świadkiem Chrystusa i szafarzem Dobrej Nowiny, jest przez to samo człowiekiem radości i człowiekiem nadziei”. Ten optymizm przejawia się też w papieskim myśleniu o ekumenizmie czy o innych religiach (omówienie soborowego dokumentu o religiach niechrześcijańskich zamyka Jan Paweł II stwierdzeniem: „Tak więc zamiast dziwić się, że Opatrzność dopuszcza tak wielką różnorodność religii, można raczej dziwić się temu, że znajdujemy w nich tyle wspólnych elementów”). Zarazem jednak są też w książce Ojca Świętego wzmianki o faszyzmie i komunizmie, przypominające, że XX wiek – najkrwawsze w historii stulecie – nazwano wiekiem ideologii. Jest przypomnienie o narastającej przepaści pomiędzy Północą a Południem, o legitymizacji aborcji we współczesnych demokracjach, o systematycznej walce z Bogiem, prowadzonej w cywilizacji europejskiej od oświecenia. Papieski optymizm jest więc realistyczny, przebija się poprzez pokłady zła, przez grzech, ból i nieszczęście. „Zło nie jest ani podstawowe, ani ostateczne” – pisze Papież świadom, że radość płynąca z tego stwierdzenia jest niełatwą radością. Papież tę samą prawdę zawrze w jeszcze bardziej precyzyjnym ewangelicznym paradoksie, mówiąc, że „istnieją wszelkie racje po temu, aby prawdę o Krzyżu nazwać Dobrą Nowiną”.

W książce „Przekroczyć próg nadziei” znajdziemy – oprócz podstawowych filozoficznych i teologicznych tematów takich jak istnienie Boga, tajemnica zła, wielość religii, obrona życia, prawa człowieka lub znaczenie II Soboru Watykańskiego – wiele sentencji, z których każda warta jest dłuższej refleksji. Przykładowo: „Bóg jest zawsze po stronie cierpiących”; „Ewangelia to jest przede wszystkim radość ze stworzenia” i „Ewangelia jest najpełniejszym potwierdzeniem wszystkich praw człowieka”; albo też niezwykłe ujęcie historii zbawienia z ludzkiej perspektywy, jako że „dzieje zbawienia to także nieustanny sąd człowieka nad Bogiem”, w którym „wyrok człowieka na Boga nie opiera się na prawdzie, ale na przemocy, na doraźnej koniunkturze”. Jest to również książka z wyraźnie obecnym „polskim” wątkiem – krótkimi, lecz wyrazistymi odwołaniami do narodowej kultury, do tradycji polskiej tolerancji, do ważkich postaci życia intelektualnego naszego kraju.

Najbardziej poruszające fragmenty traktują o Kościele i o młodzieży. Te właśnie karty, na których – pod warstwą teologicznych rozważań – rozbrzmiewa pełna miłości więź Papieża z Kościołem, wydają się niezwykle osobiste. Swoją intensywnością przebijają je jedynie wspomnienia współpracy z młodzieżą. To przy tej okazji Jan Paweł II wyznaje: „Jako młody kapłan nauczyłem się miłować ludzką miłość. To jest jedna z tych podstawowych treści, na której skupiłem swoje kapłańskie posługiwanie na ambonie, w konfesjonale, a także używając słowa pisanego”. Ten właśnie fragment pozwala zrozumieć, że przy całej różnorodności tematów poruszanych w książce „Przekroczyć próg nadziei” jeden z nich jest i podstawowy i najważniejszy. Jest to bowiem przede wszystkim książka o umiłowaniu miłości.

W 1996 roku Natalia Kukulska nagrała piosenkę „Próg nadziei”. Poniżej link do jej nagrania oraz tekstu tego utworu.

https://youtu.be/s5q42Xm8J2k

Bibliografia

Jan Paweł II, (red. Anna Dobak) (1994),  Przekroczyć próg nadziei, Lublin: Wydawnictwo KUL.

Maciej Zięba OP, (2010), Jestem z Wami: kompendium twórczości i nauczania Karola Wojtyły - Jana Pawła II, Kraków: Wydawnictwo M.

Praca Zbiorowa (2002), Pismo Święte Nowego i Starego Testamentu, Częstochowa: Wydawnictwo Paulinianum.

Źródła internetowe:  www.vatican.va https://opoka.org.pl/ www.niedziela.pl, www.katolik.pl, www.brewiarz.pl www.liturgia.wiara.pl www.katolicki.net www.biblia.info.pl www.faustyna.pl www.kapucyni.pl www.jezuici.pl www.pijarzy.pl www.gosc.pl 

Kod QR do tego wpisu

 

 

 

 

 

 

Strona
Ten link przenosi na górę strony

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

edukacja.katolicka@gmail.com